Moja nerwica zaczęła ponad rok temu. Przerabiałam już dużo tematów - opętania, zakony, natręctwa religijne, nierealne ciąże, lęk przed hiv i kilkoma innymi chorobami. Miewałam już lepsze i gorsze okresy. Były chwile załamania, ale wydaje mi się, że jakoś sobie radziłam. Były oczywiście też trakie etapy, kiedy zupełnie nie dawałam rady i ryczałam w poduszkę krzycząc kiedy to się wreszcie skończy. Bardzo łatwo się wkręcałam w to wszystko, nie widziałam schematu, szukałam uspokojenia, nie wierzyłam zupelnie w nerwicę. Chodziłam do psychologów, mam za sobą etap z lekami.
Moja mama była ze mną przy kazdym natręcie, sprowadzała na ziemię, mówiła że widzi schemat, że zachowuję się identycznie jak przy poprzednich natrętach. Ja tego nie widziałam. Mówiłam stale tylko, że jak mi tylko przejdzie dany "problem", to już będę super szczęśliwa i w ogole wszystko mi się uda...
Prowadzę dość stresujące życie a może inaczej - łatwo ulegam stresom. Mam cięzkie bardzo studia, niedawno przeżyłam rozstanie. Mam też wrażenie, że po prostu mój umysł uciekał w tematy zastępcze. Jak miałam egzaminy do zaliczenia to zamiast się nimi martwić nimi, myslalam czy moze nie mam HIV i przeszukiwałam internet wzdłuż i wszerz.
Ostatnio to wszystko dość się uspokoiło. Zmieniłam miejsce zamieszkania, uspokoiłam się też wewnętrznie. Wydawało mi się, że to ten moment wyjścia na prostą. Aż tu nagle kilka dni temu złapało mnie jakieś dziwne napięcie, lęk... cięzko to nawet nazwać. Mam wrazenie,ze inaczej jest niz wcześniej.
Na początku mówiłam sobie, że przecież tyle wiem na te tematy, to niemozliwe żeby się wkrecic! Moj umysł szalał i czułam wręcz jak podsyla różne tematy. Aż tu nagle przeraziłam się czegoś, czego bym się nigdy nie spodziewała. Pomyslalam, że moze po prostu zaczynam chorować psychicznie na coś cięzkiego...

Przysięgam, nigdy nie rozumiałam jak ludzie mogą się tego bać, nawet więcej ! Czytałam kiedyś specjalnie różne fora dla schizofreników. A teraz nie wiem co się ze mną dzieje, czuję się jakbym wyczekiwała na jakieś objawy. Boje się, czy nie usłysze niczego w głowie, nawet wydaje mi się jakbym cos słyszała jednak nie jestem tego pewna. Straciłam swój racjonalizm, tak bardzo się boję. Kusi mnie żeby czytać o chorobach, ale wiem że nie wyniknie z tego nic dobrego. Proszę Was, powiedzcie mi na ile to prawdopodobne żebym miała początki jakiejś choroby ? Czy to tak wygląda, że chory czuje na poczatku że cos jest nie tak ??
Naprawdę boję się o tym czytać, boję się że mój mózg się "zepsuł", że nagle coś się stanie. Wczoraj płakałam cały dzień nad tym, że nigdy nie spełnie marzeń, nie skończę studiów

Jeśli mozecie to wypowiedzcie się, bo już nie wiem co robić. Nie chcę się już "bujać" z nerwicą. Nie chce też niczego innego. Jedyne czego pragnę, to po prostu spokojnie jakoś życ. Dodam, że w kwietniu skończę 21 lat, mam diagnozę NN, ale moze to się mogło zmienic.
Dzięki, jeśli ktoś doczyta do końca
