Hej. Jestem tu z WAMI od marca br. i dzięki BOGU! Inaczej pewnie bym siedziała dalej w tym bagnie. U mnie zaczęło się od zawrotów głowy - trwały równo rok, chodziłam od lekarza do lekarza i oczywiście wszystko łącznie z rezonansem głowy wyszło ok. A ja ciągle miałam nowe objawy: drętwienia, nie mogłam się ruszyć, dzwonienie w uszach, niemożność zgięcia palców, drętwienie języka, ciężko mi było przełykać. Poszłam do psychologa - stwierdziła eeeeeeeeee to jeszcze nie nerwica. Poszłam do lekarza internisty jakiś super hiper i on przepisał mi PRAMOLAN sam stwierdził, że to nerwica lękowa. Brałam ten PRAMOLAN, aż któregoś dnia poczułam się tak jakbym nie była sobą, postacie z TV stały się jakieś dziwne, mój mąż jakiś odległy gdzie stał obok. Odrzuciłam na własną rękę ten lek i po tym zaczęła się jazda bez trzymanki - myślałam, że wariuję. Przed świętami Bożego Narodzenia codziennie rano jak wstawałam czułam lęk i chciało mi się wyć, że go czułam, codziennie sprawdzałam czy dziad jest. Miałam masakryczne obrazy myślowe, że robię rodzinie krzywdę nożem, że ląduje w psychiatryku, różne różniste. Np szłam do marketu a mi w bani się pojawiał obraz żeby komuś walnąć liścia. MASAKRYCZNIE się bałam chciałam wyć uciekać i się schować przed samą sobą. otoczenie mi strasznie przeszkadzało, denerwowała najmniejsza bzdura, nie cieszyło nic. Trafiłam na psychologa super hiper stwierdziła eee spoko to jest wyleczalne, ja myślałam, że to będzie trwało z miesiąc dwa i po problemie. A to trwa do dziś tyle że w 90% jest lepiej. Pamiętam moment od którego zaczęło sie moje odburzanie, przeczytałam wszystkie posty Divina i Victora i uświadomiłam sobie że nie wariuje, że kurna można! I któregoś dnia w napadach paniki miałam takie wyobrażenie, że Jezus schodzi z obrazu a ja w myślach prosze bardzo zejdź i mnie weź nie chce już żyć w tym lęku i tak mówiłam aż się sama uspokoiłam. To było przerażenie razem ze strachem a jednocześnie wiedziałam, że nic mi nie będzie. Po tym sie poryczałam i zrozumiałam że ta suka nerwica nic mi nie zrobi! Że moje wyobrażenia, że ja komuś coś zrobię, sobie nie są warte tego strachu bo to jest NIC!!!!Moje lęki:
- strach przed zostawianiem samej w domu w obawie że sobie coś zrobie albo komuś
- strach przed nożami
-strach przed ludźmi
-strach przed wychodzeniem z domu
- dziwnie odbierane otoczenie
- natręctwa myslowe, że komuś coś zrobie, że mi to nie przejdzie, że zwariuje
-odczucie zwariowania
-obrazy myślowe rozmaite!!!
Progres słuchajcie był taki, już byłam tak wyrąbana tym wszystkim, dobita kompletnie że któregoś dnia powiedziałam zabij mnie tymi swoimi jeba....cenzurka objawami tu i teraz, nie jutro nie pojutrze TERAZ! W ten sposób zminimalizowałam ataki paniki do 0. Obrazy myślowe jak mi się pojawiały to mówiłam super ze jesteście ciesze się niezmiernie im was więcej tym szybciej wyjdziecie z mego łba! Obrazów aktualnie nie mam, jesli mam to sporadyczne ale nie robią na mnie wrażenia. Myśli się uspokoiły, w przypadku myśli mówiłam do siebie nie jesteś ani myślami, ani uczuciami ani wyobrażeniami jesteś ponad tym i ponad tymi problemami! Tak jak mówie w 90% jest ok, wróciłam do pracy, wróciłam do zycia. Ktoś powiedział, że to jest piekło - zgadzam się, ale powiem WAM jedno wyjdziecie z tego wszyscy, ja daje sobie jeszcze czas, są upadki porażki, ale kurczę one mnie przybliżają do zwycięstwa, żeby powiedzieć tak na 100% bujaj garbem nerwico!
To piekło nauczyło mnie żyć tu i teraz, w razie ataku jakichś myśli czy innych objawów staję i czekam, niech płyną, niech mnie mentalnie pożrą, a ja i tak wiem, że nic mi nie zrobią, tylko pozwalam im wyjść.
Gdy wyzdrowieję w 100% obwieszczę to jak najbardziej, z tego miejsca chcę również podziękować osobom które dały mi wsparcie Divin, Victor i inne osoby, które wiedzą, że to one

Jesteście wielcy, to forum jest potrzebne jak tlen, mi pomogło chyba najbardziej i oczywiście terapia.
Pamiętajcie, że na nerwicę lekarstwem nie są leki, jesteście WY!