
Napiszę od początku: Marzec 2018. Nagle dotarło do mnie, że byłam molestowana w dzieciństwie. Wcześniej żyłam dobrze, bardzo dobrze nawet. Jestem w szczęśliwym związku i we wrześniu 2018 powiedziałam o tym swojemu partnerowi. Pół roku męczyłam się sama. Ale nie dałam rady. On był pierwszą osobą, której powiedziałam. Trochę mi ulżylo ale generalnie caly czas obwinianie siebie, smutek, myśli, ze jestem zła córka, bo nawet rodzice nie wiedzą. Ale kilka miesięcy po wrześniu dowiedzieliśmy się, ze zostaniemy rodzicami. Moj stan się pogorszyl i wtedy pierwszy raz zaczelam mieć myśli lękowe, ze zrobie cos dziecku, potem, ze partnerowi, wiec poszłam do psychologa. Kilka razy byłam ale w sumie jakos nawet dobrze sobie radziłam i przestalam. Obecnie jest źle. Od tygodnia czuje sie okropnie, mam mysli, ze moze kiedys tego wszytskiego nie wytrzymam i sobie coś zrobię, albo calej mojej rodziny. Do popoludnia jestem sama w domu, chodzę smutna, mam ciagle te mysli, ze kiedys nie wytrzymam. Zapisalam sie do psychiatry, bo zaczęłam sie obawiac, ze to chyba juz depresja. Nic mnie nie cieszy za bardzo, chociaz mam tyle powodow! Mysle, zeby zaczac brac leki, moze uda sie dotrwac do porodu i potem zaczne. Tyle się teraz mówi o depresji poporodowej. Ja chce miec szczęśliwą rodzinę. A ostatnio sie pogrążam, że juz teraz mam depresję i tak będzie do końca życia. Co sadzicie? Czy ktoś tu ma podobne problemy zwiazane z dzieciństwem?