Trafiłam na forum, kiedy prawie rok temu złapał mnie przeogromny atak nerwicy lękowej.
Zdarzyło się to zupełnie niespodziewanie, po spotkaniu ze znajomymi, w okresie błogiego odpoczynku, pomiędzy świetami a Sylwestrem. Nie było żadnych przesłanek, żadnych znaków ostrzegawczych. Oglądałam z mężem film i nagle poczułam ogromy lęk, zupełnie bez powodu, bez żadnych przyczyn. Poczułam się, jakby nagle wypełniła mnie ogromna pustka. Dla kazdego, kto tego nie przezył jest to nie do zrozumienia. To uczucie tak mnie przeraziło, że jak w klasycznej nerwicy lękowej, zaczełam panicznie bać się tego leku, które oczywiście powracał i napędzał ataki od nowa. Bałam się, żę wariuję, że mam depresję, że moje zycie już nigdy nie będzie "normalne".
Bardzo martwiłam się tym, że będe ciężarem dla bliskich, że mój stan uniemozliwi mi i im funkcjonowanie. Każda na pozór codzienna sytuacja napawała mnie strasznym lękim, bólem brzucha,powodowała biegunkę. Musiałam zmusić się , zeby wyjść z domu. przebywanie wśród znajomych było dla mnie męczarnią. Względnie dobrze czułam się tylko w domu. Względnie, bo siedząc w domu non stop rozmyślałam o tym, co mnie dopadło i napędzałam sie na nowo.
Całe szczęscie szybko znalazłam dobrego terapeutę, który przygarnął mnie pod swe skrzydła. Po terapii wiele zrozumiałam, wiem, że napady lękowe nie wzięły się znikąd.Doszłam do źródła moich problemów.
Co jeszcze pomogło?
Bardzo pomogła mi książka Claire Weekes " SELF HELP FOR YOUR NERVES". Ta austalijska lekarka zajmowała się latami leczeniem stanów lękowych. Sama całe życie cierpiała na napady lękowe. Jej teoria polegająca na akceptacji lęku, napadu paniki bardzo mi pomogła. Kluczem jest akceptacja: tak jestem chora, może będę chora jeszcze całe życie, ale to mnie nie zabije.Z napadami lękowymi można sobie radzić. Pamiętam, żę jak pierwszy raz czytałam jej książkę, miałam nadzieję, że będę w stanie choć trochę okiełznać lęki. Do dziś sam fakt, że mam ją pod ręką działa na mnie kojąco, choć potrzeby zajrzenia do niej nie miałam już dawno

Dużo o moim stanie rozmyślałam, czasem za dużo, i znów łapałam lęki, że nigdy nie będzie tak samo. No i pewnie nie bedzie, jestem już innym człowiekiem i bardzo dobrze. Wbrew wszystkiemu moja choroba mnie wzmocniła. Dzieki niej zauważyłam że moja potrzeba kontrolowania wszystkiego jest drogą wiodącą mnie donikąd.
Jak jest? Jest dobrze. Zaakceptowałam fakt, że z tyłu głowy będę miała zawsze niepokój czy to nie wróci. Może wróci... Ale juz teraz wiem, że znów sobie poradzę. Najbardziej bałam się jesieni, bo miałam z nią złe wspomnienia. Podswiadomie chyba znów się nakręcałam. I co ? Było kilka smutniejszych dni, melancholia... I nic: nadal żyję, uczę się korzystać z każdego dnia, cieszyć się z małych rzeczy.

Kiedy przypomne sobie z jakim lękiem i przerażeniem rok temu czytałam forum... dzis jestem spokojna i chce Wam wszystkim powiedzieć: to może sie udać! Nie poddajcie się! trzymam kciuki za Was wszystkich, Wy trzymajcie za mnie! Sciskam mocno!