Na Ciebie to nie działa, bo to nie zadziała od razu- akceptacja tego, że się czasem nie wyśpisz. Od czytania i powtarzania czegoś kilka razy nie zadzieje się magia. Mózg jest neuroplastyczny, ale potrzebuje trochę czasu.ForceBridge pisze: ↑30 kwietnia 2023, o 21:39Dzień dobry wszystkim
Jestem tu z wiadomego powodu. Mam 28 lat.
Przeczytałam cały temat, posty są bardzo pozytywne, lecz na mnie to nie działa :/
Moja bezsenność wychodzi poza wszelką logikę i dlatego nie wiem, co robić.
Nie mam żadnych chorób, w tym psychicznych. Jedyne, co mi przychodzi do głowy, to covid (2 dni bólu gardła i gorączka maksymalnie 38,5 st. C), który przeszłam w kwietniu 2022, jak i w badaniu krwi (robiłam rozszerzone, w tym na hormony, czynniki rakowe i zwyrodnieniowe) wyszły stare przeciwciała na boreliozę (IGG) - 30-krotnie przewyższona norma. USG narządów, EEG w normie. MR mam mieć robione w połowie maja. Mam pracę zdalną w domu, bardzo przyjemną, bo piszę i poprawiam teksty, i pracuję kiedy chcę. Higiena snu w ogóle mnie nie dotyczy, bo nic z tego nie działa, a nawet działa odwrotnie. Np. najlepszym usypiaczem jest dla mnie telewizor albo intensywne kardio przed snem.
Moja bezsenność przechodzi ewolucję.
Zaczęła się na początku października 2022. Normalny sen u mnie zawsze był tak od po 0:00 do ok. 8:00 rano. Nigdy nie miałam żadnych problemów ze snem. W październiku nagle, bez żadnego powodu, zaczęłam się regularnie budzić o 4:00 rano, czyli czas spania skrócił się prawie o połowę. Było z początku co noc jak w zegarku, w dzień czułam się źle (osłabienie, nieprzytomność, ból głowy). Potem te godziny rozbudzeń się zmieniały, czasem budziłam się o 1:00, 2:00, 3:00, czy 5:00. Próbowałam chodzić spać wcześniej, ustaliłam sobie godzinę rozpoczęcia spania o 23:00 i do dziś się jej trzymam, choć nic to nie daje.
Pod koniec grudnia zaczął się drugi etap. Czyli spanie 30 min.-2H i potem leżenie. Np. poszłam spać o 23:00 i budziłam się o 1:00. I zasypiałam nad ranem na jakieś 2H. Na sylwestra byłam "zmachana" od tańczenia, poszłam spać o 2:00 i obudziłam się o 3:00. Był to etap mocnej redukcji snu, ale nadal nie było problemów z zaśnięciem, bo to trwało dosłownie chwilę. Czasem udało mi się to odespać, idąc spać wcześnie wieczorem, np. o 18:00 czy 19:00. W dzień stale czułam się potwornie źle.
W styczniu zgłosiłam się do lekarza rodzinnego, bo miałam dość i przepisał mi leki uspokajające. Ale nic z tego nie działało. Poszłam więc po mocniejsze leki do psychiatry i każde kolejne dawały powikłania, ale jeden lek (neuroleptyk z kwetiapiną) na mnie dobrze działał. Potrafi utrzymać mi nieprzerwany sen 6H. Tyle że po nim drastycznie spada mi masa ciała (a i tak mam przy 180 cm/58 kg), mam ból wątroby i ogólnie w dzień czuję się nieprzytomna i osłabiona. Był to styczeń i luty. Ze snem bywało różnie. Udawało mi się spać 5-7H.
Zauważyłam, że po tym, jak zaczęłam stosować ten neuroleptyk z kwietiapiną, od 21 lutego zaczął się jakby trzeci etap bezsenności. Czyli problemy z zasypianiem. Kładłam się i leżałam tak kilka godzin. Jak odłożyłam lek po 3 takich nocach, to kolejną spałam tylko 1H.
Zaczęłam brać inny lek od psychiatry. I było tu wszystko. Noc całkowicie bezsenna (nawet minuty nie spałam), spanie po 1H, 2H, 3H. Udało mi się spać parę razy 7H, a nawet 8H. Wróciłam więc do neuropletyku z kwetiapiną. Stosowałam go 15 marca - 5 kwietnia (znam daty, bo od stycznia prowadzę dziennik snu). Spałam w miarę ok, więc postanowiłam odłożyć lek.
5 kwietnia - 18 kwietnia było w miarę normalnie. Najgorsza noc 3,15H czasu spania, najlepsza ok. 8H. Zero leków.
I nagle coś bez powodu się zepsuło. 19 kwietnia poszłam spać o 23:00 i leżałam kilka godzin. Wzięłam znów tę tabletkę neuroleptyka i do dziś co noc jest dokładnie ten sam schemat: wieczorem koło 22:00 senność przychodzi normalnie, ziewam, oczy mi się kleją, kładę się o 23:00. I koniec. Rozbudka w łóżku. Jakbym wzięła metę i kawę jednocześnie (nie biorę jednego i drugiego, to tylko porównanie). Leżę tak kilka godzin, do 4:00 czy 5:00 rano. Zero zmęczenia, a mimo to często ziewam. Myśli zero. Mogłabym się zerwać i trzeźwiutka biec od razu maraton. Zasnąć mogę tylko i wyłącznie jak wezmę ten nieszczęsny lek z kwetiapiną. Po nim zasypiam po ok. 1H. Nie biorę go wieczorem przed snem, bo liczę, że zasnę samodzienie. I nie wiem, co się dzieje. Ale mi to rozwala dzień, bo jak zasnę o tej 4:30, to budzę się koło 11:00.
Jedyny wyjątek był 28/29 kwietnia, gdy bez leku przespałam 7H. Poszłam sobie biegać na 50 minut po osiedlach 2H przed snem, a potem leżałam na podłodze na poduszkach, pod kocem i oglądałam filmy. Na filmach przysnęłam. Wówczas od razu przeniosłam się do łóżka.
Strasznie się boję tego stanu niezasypiania. Że jestem zmęczona, kładę się do łóżka i koniec. Leżę tak do rana. Jestem ścisłym umysłem, muszę mieć matematykę i liczby. Jestem spokojna tylko, gdy znam czegoś przyczynę. Nigdy w życiu nie eliminuję skutków, zawsze eliminuję przyczynę czegoś złego. Ale tu się nie da, bo jej nie znam! Nie wiem, czy to wina brania tych leków i coś się mi poblokowało w receptorach głowy, czy to bezsenność sama z siebie tak się zmienia. Na ulotce tego leku jest napisane, że nie zbadano do końca, co on robi. Wiadomo, jakie blokuje receptory dopaminergiczne i serotoninergiczne, ale inne blokowane są nieznane. Mimo to psychiatra twierdzi, że ten lek nie ma prawa powodować utraty naturalnej zdolności zasypiania, chociaż lek nie został do końca zbadany.
No i u mnie teraz jest:
- lęk wywołany zasypianiem (boję się utrzymywania stanu świadomości w nocy)
- obawa, że umrę z bezsenności, jak twardo postanowię odstawić lek, skoro utraciłam zdolność naturalnego zasypiania
- boję się, że mam fatal insomnię (nie istnieją w Polsce badania, które to mogą wykryć)
- boję się, że jeśli przeżyję, już zawsze tak będę mieć - męki każdej nocy z bezsennością
- boję się od jakiegoś czasu ciemności i ciszy, bo to kojarzy mi się z cierpieniem
Pod koniec maja mam terapię kilkumiesięczną psychologiczną na bezsenność, codziennie mam tam chodzić jak do szkoły, czyli 8:00-14:00. Ale nie mam pojęcia, co to może dać, skoro przeczytałam o bezsenności już wiele książek i wiem o niej wszystko. Może to kombo covid + ukryta borelioza coś zrobiły mi w mózgu?
Sorry za rozpisanie się. Myślałam, że będzie to o wiele krócej.
Nie podałam nazwy leku, bo nie wiem, czy to jest dozwolone.
Jakieś pomysły? :/
Czasem zdarzy Ci się zarwać noc, czasem przyjdzie tydzień, gdzie będziesz spała 2h dziennie i to też się zdarza ludziom, żyjemy z tym. Zafiksowałaś się na tym spaniu, bo nie możesz tego kontrolować. Już po sposobie Twojego pisania widać perfekcjonizm, opisujesz każdą noc z deficytami snu bardzo dokładnie. Po Twoich badaniach, wybudzeniach (kortyzol) i lękach dotyczących snu (standardowe lęki na tym tle) widać, że to ma tło nerwowe. Dopóki nie zaakceptujesz w pełni, że czasem możesz nie spać i jest to całkiem normalne, to dalej będziesz się kręcić wokół własnego ogona.