Cześć. Forum to odkryłem na początku 2018 roku czyli no już jakiś czas temu. Ale dopiero niedawno postanowiłem wziąć aktywny udział. Moja historia nerwicy wydaje się dosyć typowa. Jako student 3 roku po sesji zimowej uradowany perspektywa odpoczynku dowiedziałem się iż za tydzień będziemy mieć ważne kolokwium. Chciałem jechać na narty wiec olalem odpoczynek i kontynuowałem naukę również w czasie nart. Gdy przyszło do terminu kolokwium podczas jego pisania poczułem zawroty i ból głowy, nierealność i uczucie umierania. Atak paniki generalnie. Wybiegłem z sali. Był tak silny ze dzwoniłem po tatę żeby przyjechał bo sam nie chciałem wracać autem. Potem już jazda na całego wszystkie badania, lekarze, rak i tętniak mózgu, ataki paniki w sklepie i w domu, więcej badań aż do rezonansu z kontrastem, który zaprzeczył nowotworowi i tętniakowi mózgu . Szczęśliwy jak dawno nigdy wyszedłem z moja dziewczyna na kolacje ale nie mogłem pozbyć się z głowy refrenu jakiejś piosenki. Lęk zaczął mi podpowiadać schizofrenie. Od tego momentu jest ona moim „konikiem”. Słyszałem wszystkie szmery, miałem strach przed zwariowaniem, czytałem w internecie o objawach schizofrenii, bałem się powidokow i wciąż wmawiałem sobie jakieś omamy i pytałem się o nie bliskich. Moja dziewczyna zasugerowała mi nerwice. Bałem się iść do psychiatry w obawie o diagnozę ale w końcu poszedłem przy okazji trafiłem na forum i nagrania. Ku mojemu zdziwieniu pani psychiatra zaśmiała się i powiedziała ze ręczy swoją kariera ze to żadna choroba psychiczna a nerwica. Przepisała leki SSRI które działały bardzo dobrze dodatkowo na objawy starałem się stosować akceptację i ignorowanie. Objawy zniknęły spędziłem świetny czas, popchnąłem dalej studia. Sam śmiałem się wraz z moją dziewczyna z tego jak bałem się schizofrenii jeszcze tego lata na naszych wakacjach. Leki odłożyłem w lipcu za zgoda lekarze wszystko było bardzo okej. No do czasu. W październiku poszedłem na rozmowę o prace do kancelarii. Pierwsza praca tego typu(w zawodzie) wiec lekki strach. Niestety tam podczas rozmowy dostałem gigantycznego ataku paniki. Odrealnienie, nie umiałem patrzeć w oczy. Chciałem tylko się wydostać. Musiałem wypaść niezle mimo wszystko

bo prace dostałem i mam nadal ale od tego czasu rosło napięcie. Pojawiały się najpierw lekkie objawy napięcia mięśni w aucie, potem trochę derealizacji. Wszystko wróciło gdy znudzony po pracy w piątek pomyślałem ze nudne powoli to moje życie. To samo miasto, kumple nawet nie chce mi się wychodzić no i wygooglowałem anhedonie w schizofrenii oraz fakt że muzyka(moja pasja) przestała mi sprawiać taka przyjemność i zaczęła drażnić(miałem to wczesnej już ale na tamtym forum ktoś pisał ze tak może być przy początkach schizofrenii lub tej odmianie prostej). Od tego czasu nakręt stał się maksymalny. Teraz boje się wszelkich pisków, mam wyczulony słuch, wciąż boje się ze pojawia się omamy, strach przed błyskami w końcówkach oczu i różne myśli o tym ze spędzę resztę życia w szpitalu psychiatrycznym, dekoncentracja(co strasznie przeszkadza mi w pracy) i non stop lęk wolnopłynący, strach że powiem coś bez sensu, derealizacja. Żeby dopełnić historii to generalnie hipochondria pojawiała mi się od dzieciństwa. Kiedyś strasznie wystraszyłem się gdy mój kolega opowiadał o stulejce w 1 gimnazjum to dostałem derealizacji i wkręty że ją mam(szybko przeszło), potem miałem strach o raka mózgu(tego 1) i jeździłem z rodzicami po badaniach, później raka krtani przez co rzuciłem papierosy, noooo i w końcu to od czego zaczęła się moja historia.
Łatwo nie jest ale ten okres dobrego samopoczucia ponad rok z lekami utwierdza mnie w przekonaniu ze żadnej choroby psychicznej nie mam jednak czuje się dosyć słabo i pomyślałem ze się tu do was zaloguje. Staram się stosować do nagrań panów divovic ale czasem upadam. Choć generalnie studiuje i pracuje a na zajęciach i w pracy bywam zawsze. Także cześć oto moja historia
