to mój pierwszy post na tym forum. Z nerwicą/zaburzeniami lękowymi zmagam się od czasów studiów (już jakieś 4 lata). Teraz widzę, że w dzieciństwie też byłam bardzo 'lękliwa'. Na początku (2016) bałam się zawału, że coś mi się stanie na środku ulicy,stracę przytomność , nikt mnie nie uratuje i z tym dawałam sobie radę bez forum, psychologa. Przeczytałam, że to objawy psychosomatyczne. Pojawiały się też natrętne myśli (np. podczas czytania książki o strzelaninie w liceum USA) czy ja też byłabym do tego zdolna, ale jakoś racjonalnie sobie wytłumaczyłam, że to tez pewnie 'nerwicowe'. Od tego czasu czułam tylko pewien dyskomfort, gdy w wiadomościach pojawiało się, że ktoś zabił swoje dziecko, matkę, biegał z nożem po centrum handlowym. Z tym wszystkim jednak jakoś dawałam radę.
W lutym tego roku dopadło mnie coś czego nigdy nie czułam (stan depresyjny/wielki lęk? poprzedzony bezsennością) po prostu myślałam, że tego nie wytrzymam, bałam się, że już zawsze będę się tak czuć. Wybrałam się na wizytę do psychologa i psychiatry (diagnoza:zaburzenia lękowe). Dostałam lek na sen (nie wykupiłam, strasznie boję się leków). Wszystko co do tej pory sprawiało mi przyjemność przestało (kurs tańca, basen, bieganie, czytanie książek, ulubione seriale). To był jakby wielki wybuch lęku, który mnie paraliżował. W międzyczasie po rozmowie z tatą, dowiedziałam się, że w moim wieku też chodził na psychoterapię (też zaczęło się od obawy o serce).
Znalazłam to forum i jeszcze kilka blogów, które w czasie tego lęku i bezsnności dawały mi motywację. Poczucie beznadziei zmieniło się na obawę przed CHAD, schizofrenią, psychozą, borderline utratą kontroli. Miałam też dużo natrętnych myśli (bałam się iść do kuchni i być w okolicy noża), z tym wszystkim pomogło mi się uporać to forum (dziękuję). Gdy już wykluczałam wszystkie choroby psychiczne, powracał lęk o serce, krążenie, a może to jednak padaczka skroniowa.
W ostatnich dniach czuję jednak jakby wracała do punktu wyjścia. Nie boję się już schizofrenii, psychozy. Znowu mam to poczucie beznadziei, że skończę z wielką depresją i jak ja tak dam radę żyć, a życie mi się układa teraz tak jak sobie wymarzyłam. Tylko ten lęk/stan odbiera mi chęci do niego. Dalej mam postanowienie, że chcę próbować się odburzać się bez leków. Czuję się jak na jakimś kołowrotku. Jeszcze tydzień temu aktywność fizyczna, motywacje do odburzania, radość z wiosny. Ostatnie dwa dni totalne wyczerpanie, lęk i strach, że tak już zostanie i nawet Wasze inspirujące historie nie pomogą.
Na koniec dodam, że to forum jest nieocenioną pomocą dla wszystkich, którzy się zmagają z lękami. Wasze posty i historie dodają motywacji i sił. Już widzę, że napisanie tego postu i wyrzucenie z siebie tego wszystkiego pomaga
