Tak mi się spodobały wpisy innych, ze i ja postanowiłam się tutaj uzewnętrznić.
Nerwica przejawia się u mnie od dzieciństwa, z tym że kiedyś były to krótkie epizody napadu paniki i koniec. Potem w gimnazjum po przeprowadzce do innego domu mnie dopadło. Ale mineło po roku w momencie kiedy poszłam do liceum i się zakochałam:) uwaga z nerwicy przeszła na obiekt uczuć:) sporadycznie pojawiały się ataki paniki ale nie był to lęk ciągły. Potem gdy poszłam na studia i zostawił mnie chłopak znów się zapętliłam. Wtedy też poszłam do lekarza, który przepisał mi rexetin. No i wszystko było dobrze, ale po jakimś czasie ataki paniki znow się zdarzały. A ja brałam leki dalej. Ataki paniki zdarzały sie rzadko, ale bywały. Prowadziłam normalne życie,potem przeprowadziłąm się z Białegostoku do Gdańska, poznałam mojego męża, wsyztsko jak w bajce. Po kilku latach w Gdańsku przeprowadziliśmy się do Malborka, bo tańsze mieszkania itp. Wywołało to u mnie taki stres, ze wpadłam znów w koło nerwicowe i tkwię w nim do teraz, a było to w 2013 roku w kwietniu. No ale zmieniło sie dużo. Odstawiłam leki. Postanowiłam walczyć sama. I widzę, że mogę czuć się dobrze bez leków. Dużo się nauczyłam z tego forum. Divin, Victor i Ciasteczko to najlepsi psychologowie świata:) Mój psycholog dał mi wiele cennych wskazówek ale zabraniał wchodzić na forum, tymczasem forum pomogło mi bardziej niż on. Teraz widzę się z moim psychologiem bardzo sporadycznie. Radzę sobie sama. Starałam się zapełnić sobie dzień maksymalnie i dopóki miałam pracę od 7-30 do 15.30 potem udzielałam korepetycji, potem jakis sport, film i spać. I zaczęło po czasie być jakby lepiej. Nerwica zajęła drugie miejsce w zyciu a nie pierwsze. Ale w pracy sie popsulo, bylo źle. Obniżyli mi pensję do głodowej. Postanowiłam założyc firmę, od roku udzielałam korków z hiszpańskiego, postanowilam robic to zawodowo, teraz przyznano mi nawet dotację na rozpoczęcie działalności w urzędzie pracy. Ale wiadomo jak to na początku działalności zleceń nie ma za dużo. Robiłam jeszcze kurs pedagogiczny i musialam odbyc paktyki w liceum, zrobilam te praktyki i czas mialam jako tako wypelniony. Teraz juz została mi tylko działalnosc. I co? i kazdy bylby w 7 niebie bo moze sobie wiecej czasu poswiecic bo ma go wiecej dla siebie na swoje zajecia. A ja popadam w panikę i lęk ciągły, bo co ja będę robić? mam dziennie na razie jakies 2-3 godziny lekcji plus dojazd bo uczę w okolicznych miejscowosciach również. Do tego przygotowuję każdą lekcję wiec to też zajmuje mi czas. Ale to jest zupełni inaczej niz pracy. Trochę umniejszam znaczenie mojej działalnosci, choć robię dużo dobrej roboty. Nie wiem dlaczego tak jest. Ślepo powtarzam sobie słowa mojego psychologa ze to ze jestem teraz więcej w domu a zawsze się tego bałam to będzie moja najlepsza terapia. Jestem z siebie dumna, że podjęłam się tego, że zrobiłam ten krok. Rzuciałm pracę na etacie z końcem lutego. Codziennie uczę się być sama, zaufać sobie. Wystarczy, że jest ktokolwiek ze mną i już czuję się pewniej. To głupie przecież panike i tak przeżywam sama, mężowi nie mówię jak ona przychodzi dopiero potem po fakcie mu mówię. Chciałąbym móc siedzieć sobie w domku czytać na luzie książki, uczuć się języka w formie samorozwoju, wykonywać z pasją swoją pracę. A ja jestem kłębkiem nerwów w tygodniu. Dopiero w weekend luzuję bo mąż jest ze mną.
Słuchajcie czy macie jakieś uwagi do mojego stanu? moze coś robię źle, czegoś nie widzę itp. Czekam otwarcie na każdą uwagę, a zwłaszcza krytyczną bo one chyba najlepiej uczą. Będę tu opisywała swoje kroki ku wolności, co robię i jakie ma to skutki:)
Ahadodam jeszcze, ze tak jak Victor pisał, również jestem bardzo zżyta z rodzicami, zwłaszcza z mamą. Moja mama jest cudownym człowiekiem ale niestety jest despotyczna, a ja mam uległy charakter i czesto jej ulegałam. Teraz nie wierzę w siebie tak jak powinnam i ciągle bym chciała, zeby to inni podejmowali decyzję za mnie, ale jestem na dobrej drodze, bo już dużo sama wypracowałam i osiągnęłam. Mama miała 1,5 roku temu udar i trochę to wpłynęło na jej zdrowie, Boję się o nią i czasem mam jazdy z tym związane. Ale jej stan jest teraz dobry i stabilny. W kazym razie już nie wypłakuję się jej jak to mnie nerwica męczy,postanowilam ze nie będę jej tym obarczac, sama sobie poradzę


-- 11 lipca 2015, o 14:09 --
Dziś jest trochę ciężko, wróciłam 2 dni temu z Barcelony i lęk wraca. Ale ja wiem dlaczego wraca, bo boję się znów tego tygodnia, że czeka mnie praca w domu itp. Ale przecież nic mi nie będzie. Mój mąż mnie zmotywował, mówi, że choćby "ściany srały" a ja cała bym się trzęsła, to mam po prostu siedzieć przy biurku i wykonywać swoją pracę tak, jakby stał nade mną ktoś i pilnował. Cokolwiek będzie się działo będę wytrwale pracować w tym tygodniu, a jeśli sobie zaplanuję każdy dzień i spróbuję go zapełnić, to będzie mi coraz łatwiej z ogarnięciem swojego życia. Sądzę, że nie ma nic gorszego przy nerwicy jak chaos. Dobrze mieć plan dnia, ktos już tu kiedyś o tym wspominał. Wtedy życie zaczyna nabierać sensu i kształtu. A odhaczone zadania pomagają zobaczyć jak wiele zrobiliśmy.
Ps. Boję się wody ale wytrwale robię sobie eksperymenty pod prysznicem(takie zlewanie całej głowy i twarzy wodą choć wszystko krzyczy, że ta woda mnie udusi:)) Dziś też zaliczyłam prysznic z zalaniem twarzy mimo gorszego samopoczucia i jest ok.