Nie bede sie rozwodzil w tej chwili czy to akurat mialo glowny wplyw na "nawrot" ale chcialem spytac Was o rade czy postepuje w tym momencie prawidlowo czy zmienilibyscie cos w moim postepowaniu aby z tego calkowicie wyzdrowiec bo nie ukrywam ze jak sie nie uda to nie wyobrazam sobie takiego zycia.
Na dzien dzisiejszy nie mam atakow paniki, zadnych objawow somatycznych a "jedynie" jeden wielki lek przed wszystkim co zwiazane z przyszlym zyciem. Nie wyobrazam sobie w tym stanie pracy czy innej jakiejkolwiek wiekszej aktywnosci zyciowej. Postanowilem wiec ze zaczne brac leki, udam sie na psychoterapie a przede wszystkim bede sluchal i czytal rad zawartych na tym forum. Nie nakladam sobie zadnej presji ze musze z tego wyjsc teraz, zaraz czy za miesiac. Po prostu robie co musze tzn. nie odkladam zadnych spraw na czas jak mi przejdzie tylko zalatwiam na biezaco te ktore mi sie nagromadzily, nie unikam kontaktow ze znajomymi, podtrzymuje kontakty z rodzina czyli nie wycofuje sie z zycia na tyle na ile jestem to w stanie to zrobic. Mam wolny dzien to nie nakladam sobie presji: musze gdzies wyjsc, cos zrobic tylko po prostu spedzam go w domu najchetniej przed komputerem czytajac to forum. Jednoczesnie wmawiam sobie w glowie: jestes chory i masz prawo sie tak czuc, nie zmuszaj sie do czegokolwiek jesli nie masz na to sily. Wydaje mi sie ze powoli sie polepsza tzn. nie ma juz takiej placzliwosci jak za pierwszym razem, mysli s. troche ustapily, nie katuje sie ciagle myslami jak to ja mam najgorzej. Nie jest ze mna dobrze, ale nie zadreczam sie myslami tylko ciagle je osmieszam, racjonalizuje bo wiem ze jak nie bylem zaburzony to moze moje zycie nie bylo idealne ale jakos dawalem rade. Mysle ze z czasem jak leki sie zmniejsza na co mam nadzieje lub gdy leki zaczna dzialac to przyjdzie czas ze rusze sie do pracy, i zaczne byc bardziej aktywny zyciowo czego nie wyobrazam sobie na dzien dzisiejszy w takim stanie.
I teraz pytanie do Was: jak to widzicie? Czy dobrze postepuje czy jednak za malo robie i musze sie jeszcze bardziej postarac? Czy jest to droga do zdrowienia czy dalej jestem w bledym kole i tylko sie pocieszam ze cos robie a tak naprawde siedze sobie w swojej strefie komfortu majac nadzieje ze samo wszystko minie jak za dotknieciem czarodziejskiej rozdzki
