Leczę się psychiatrycznie na to badziewie od 2 m-cy a zaczęło się zaraz po nowym roku, ot tak, bez powodu.
Po pierwszym dwudniowym epizodzie wylądowalam na obserwacji w szpitalu z podejrzeniem zawału i wylewu

Ale to był dopiero początek przygody ponieważ lęki i fizyczne odczucia z nimi związane dopiero się rozkręcały


Po 3 m-cach jazd powoli jakby samo się uspokoiło. Do wakacji.
I znowu conocne wizyty na sorze, zawał, wylew i cała reszta

Aż w końcu trafiłam do kumatego kardiologa i nazwał rzeczy po imieniu bo ja nawet nie umiałam określić jak się czuje oprócz tego, że czuję się paskudnie i, że mam wrażenie, że zaraz umrę.
Uspokoiło się na miesiąc.
Ze zmęczenia miałam omamy, nie byłam w stanie normalnie funkcjonować, byłam rozchwiana emocjonalnie, raz śmiech a raz łzy, miałam dość i zapisałam się do psychiatry. Półtorej godziny zdawałam relacje dla pani doktor, raz się śmiejąc a raz płacząc, była moja ostatnią deską ratunku

I chyba się udało, no może prawie bo w końcu mogę normalnie funkcjonować,fizyczne odczucia i lęki jeszcze się pojawiają choć sporadycznie i o ludzkich porach a nie w momencie największego lajtu czyli przed pójściem spać, jak wczesniej.
I oby do przodu, jestem dobrej myśli
