trafiłem na to forum, ponieważ podejrzewam u siebie derealizację, aczkolwiek nie jestem do końca pewien. Mam 20 lat, od kilku lat (mniej więcej od 5) czuję się, jakbym był za szybą, oglądał swoje życie z tylnej kanapy. W sumie chodzi o każdy aspekt mojego życia (relacje ze znajomymi, rodziną, studia, praca). Praktycznie nie odczuwam żadnych emocji, strachu, uczuć, radości, gniewu (tzn zdarza mi się, ale bardzo rzadko i nigdy nie są intensywne). Nie mam żadnej motywacji do działania, nauki, wszystko odkładam na ostatnią chwilę, np. jeśli chodzi o naukę czy bardziej trywialne sprawy, jak np. sprzątanie. Potęguje się lenistwo. Poza jedną rzeczą nic nie sprawia mi przyjemności - tą jedną rzeczą jest prowadzenie samochodu, gdybym mógł, nie wysiadałbym zza kierownicy. Nie jest to wielka radość, po prostu czuję się lepiej prowadząc. Moja praca również jest z tym związana.
W ogóle nie odczuwam stresu np. przed egzaminami, przez to ledwo przebrnąłem przez liceum. Po maturze zacząłem studia, które rzuciłem po miesiącu z braku motywacji. Teraz w październiku zacząłem od nowa, póki co się trzymam, ale też już miewałem kryzysy (największy - przez tydzień nie byłem na żadnych zajęciach). Podobnie jest z uczuciami, prawie ich nie odczuwam. Nie mam ochoty poznawać nowych ludzi. Mam małe grono znajomych, większość z liceum lub z pracy.
Na forum czytałem, że taka perspektywa oglądania życia zza szyby zdarza się po trawce, więc uprzedzam pytania - wszystko zaczęło się jeszcze przed moim pierwszym paleniem (przez całe życie maksymalnie 10 razy, nigdy częściej niż raz w miesiącu, ostatnio paliłem na pewno dawniej niż pół roku temu). Myśli egzystencjalne mam w głowie cały czas - po co to wszystko, dokąd zmierzam (i czy warto), ten świat w ogóle nie ma sensu itp. Z moją koncentracją jest tragicznie - na niczym nie mogę się skupić dłużej niż kilka minut. Kolejny objaw - brak spójności z otoczeniem. W wakacje w ciągu 7 dni byłem w górach, Pradze, Dreźnie i nad polskim morzem - wszędzie czułem się tak, jakbym był u siebie. Tzn czucie się jak u siebie to złe określenie - po prosto wszędzie czuję się nijako.
Czuję się, jakbym nie miał tożsamości, własnego charakteru. Czuję się osamotniony, tak jakbym tylko ja widział ten tragizm życia. Podziwiam moich znajomych, że jakieś głupoty mogą sprawiać im tyle przyjemności i radości. Ostatnio miewam problemy z zasypianiem, ale to raczej z powodu pracy w nocy i spania w różnych porach doby. Często myślę o śmierci, jakby to było, gdybym teraz zmarł, zginął, albo gdybym się w ogóle nie narodził, bynajmniej nie są to myśli samobójcze. Czuję się otumaniony, kiedyś czułem się znacznie bardziej inteligentny. Kreatywność u mnie prawie nie istnieje. Brak mi nadziei na lepsze jutro, że kiedyś będzie lepiej.
I tu pytanie - depersonalizacja? I od czego zacząć, żeby z tego wyjść?
Proszę o wyrozumiałość, od wielu miesięcy ciężko było mi się przełamać, żeby cokolwiek z tym zrobić, bo przecież co jeśli ktoś się dowie, że coś nie tak z moim umysłem
