
Od pół roku chodzę do psychologa i psychiatry. Wizyty wyglądają tak jak wyglądają - nic konkretnego, pytania "Co u mnie", "Jak lęki", "Czy coś się zmieniło" lecz to dla mnie za mało. Z nerwicą zmagam się od ponad trzech lat, trudne dzieciństwo, złe towarzystwo, alkohol, używki. Po używkach mogę powiedzieć, że się wszystko zaczęło. Pewnego dnia po prostu poczułam, że 'umieram' i nigdy więcej tego nie tknęłam. Na początku było trudno ale po mniej więcej 2 latach nauczyłam się to kontrolować. Od jakiegoś czasu jest coraz gorzej, pojawiła się u mnie chyba derealizacja i depersonalizacja, choć lekarz tego nie stwierdził, wolałam nie pytać, bo i tak odpowiedzi z jego strony są takie "na odwal się". Pani psycholog stwierdziła, że bez leków psychotropowych nie dam rady nic z tym wszystkim zrobić, ale ja nie chcę ich brać + mam lęk przed lekami. U neurologa byłam, nic nie stwierdził dostałam tylko skierowanie na badanie EEG, na którym jeszcze nie byłam. Wracając do DD. Od dłuższego czasu dzień w dzień mam objawy typu: nie wiem gdzie jestem, że jestem nieżywa, że chyba nie powinnam tu być. Wydaje mi się, że świat jest wymyślony tylko w mojej głowie. Nie mogę spać, codziennie siedzę do 4-5 nad ranem. Miałam takie dni juz nie raz, lecz nigdy nie utrzymywały się aż tyle czasu bez jakiejkolwiek przerwy. Tutaj pierwsze pytanie. Czy derealizacja/depersonalizacja może trwać np. nawet ponad tydzień bez przerwy? Czy to coś innego? Już nie potrafię tego kontrolować, codziennie jest płacz, zaczynam się bać tego coraz bardziej na nowo. Mam też takie odczucia, że powiedzmy miejsce, w którym byłam na wakacjach 4 lata temu to moje urojenie albo sen i tego typu rzeczy. Wydaje mi się, że nigdy tam tak na prawdę nie byłam, ledwo co pamiętam sytuacje sprzed pół roku w dół. Tak jakby pamiętam tylko "bierzące" wydarzenia a reszta jest zasłana ogromną mgłą. Dodam, że nie wychodzę z domu od pół roku, jedynie raz na tydzień, dwa tygodnie. Przez to moje relacje z chłopakiem stają się coraz gorsze, ostatnio powiedział mi, ze kłócimy się właśnie przez to. Mam lęk przed wyjściem z domu i jestem tym wszystkim tak przytłoczona, że nie potrafię nawet zrobić tego o co prosiła mnie Pani psycholog czyli wychodzenie codziennie na minimum 15minut. Gdy patrzę za okno widzę.. świat, lecz czy jest prawdziwy czy nie to główne pytanie w mojej głowie. Musiałam też zmienić szkołę na zaoczną, nie dawałam rady wysiedzieć w szkole, płakałam, z nikim nie rozmawiałam i miałam w niej okropne lęki. Jest mi strasznie przykro, że przez jakąś nerwicę rzuciłam szkołę która wiązała się z moją pasją. Dodam, że mając napad lęku, czy derealizacji jestem spokojna.. Płaczę, jestem dla wszystkich miła, najchętniej przeniosłabym góry dla każdej bliskiej mi osoby. Na co dzień nie radzę sobie z agresją, wybuchami złości i płaczu. Dziękuję każdemu, kto przeczytał mój post i każdemu, kto na niego odpowie. Dziękuję też za możliwość "wyżalenia się" Pozdrawiam.
