Mam na imię Grzesiek i mam 18 lat. Kilka miesięcy temu poznałem moją pierwszą miłość, było nam cudownie, cieszyłem się, że ją mam, że jest taka dobra i opiekuńcza. W swoim życiu przeżywałem wtedy wiele stresów związanych ze szkołą, powiedzmy że sam sobie organizowałem wyścig szczurów.. jako że nie pochodzę z bogatej rodziny bardzo chciałem wykorzystać moje talenty do nauk ścisłych (fizyki i matematyki w której w poprzednik roku wygrałem wojewódzki konkurs), spinałem się, uczyłem tak, żeby wszystko zdać na maxa, później zacząłem jeszcze poświęcać czas na naukę innych przedmiotów, "aby być pewnym sukcesu w przyszłości"..przeżywałem sporo stersów, jedynie soboty z Kasią były czymś na co czekałem, gdzie czułem spokój.. i wtedy, w trakcie nauki, moja luba napisała do mnie, że tęskni.. Ja zaskoczony zdałem sobie sprawę, że jakoś specjalnie wtedy nie tęskniłem.. i pojawiło się w głowie pytanie: "czy ja ją kocham, czy tylko sam siebie oszukiwałem i przy okazji raniłem ją?", pytanie zniknęło.. aż do wieczora, wtedy chciałem przeanalizować swje myślenie, dlaczego po tak pięknych chwilach dostałem wątpliwości. W miarę myślenia lęk, że to nie jest miłość, że przestałem ją kochać narastał. Było to dwa tygodnie temu, od tego czasu czasami potrafię poczuć przebłysk tęsknoty, np. gdy się czym zajmę na lekcji i nagle sobie o niej przypmnę, albo gdy wracam ze spotkania z nią, ale jest to ulotne i szybko jakakolwiek myśl o niej kończy się lękiem, że ja ostatecznie mógłbym ją nie kochać.. a bardzo chcę kochać ją bezgranicznie, czasami uzmysławiam sobie ze łzami w oczach jakim ona jest skarbem i że nie chcę jej stracić (wtedy przez moment czuje ulge na duchu, że potrafię tak pomyśleć). Od czasu pierwszego lęku spotkalismy się trzykrotnie, za pierwszym razem było nawet prawie po staremu, ale to przez to, że lęki w mojej głowi nie były aż tak rozwinięte, na następnym spotkaniu nie wytrzymałem tego, gdy ona się do mnie przytulała a ja myślałem, że mogłem się "odkochać", rozpłakałem się, powiedziałem jej o swoich wątpliwościach.. a ona zrozumiała, sama zaproponowała, czy nie chcę przerwy w związku, ja jednak wtedy instynktownie odrzuciłem tą propozycję, a po uspokojeniu się popłynęła mi łza chwilowego szczęścia, takiej ulgi i radości, że ją mam.. odjeżdżałem od niej pełen nadziei.. lęk stopniowo znów zaczął się wkradać i na następny dzień zapanował znów. Bardzo mnie to rozczarowywało i załamywało, że mimo spotkań, wciąż sam nie wiem co czuje, czyli nic nie czuje


Obecnie wszystko straciło sens, wszystko jest bezcelowe (nauka, praca, wygląd.. dosłownie wszystko).. nie chce mi się już z tym żyć czasami. Bardzo chciałbym powrócić do mojego życia sprzed tej okropnej refleksji "ja teraz jakoś nie tęsknię"..
Dodam tylko, że bardzo mi na niej zależy i nic nie sprawiłoby mi większego szczęścia niż możliwość poczucia znów uczucia wobec niej, a sam sobie czasami pocieszam wnioskując, że skoro tyle o niej myślę, to naprawdę coś do niej czuję, tylko jest to zaburzone tym cholernym lękiem.. chcę przynajmniej w to wierzyć, gdyż daje mi to poczucie siły i jako takiej nadziei na rozwiązanie tego problemu, który dla wielu może być błahym, ale dla mnie jest okropnie ważny

Nie wiem, czy to ważne ale zauważam, że jeżeli jestem w szkole i czym się zajmuję, dodatkowo jest ładna pogoda to mam w sercu jakąś nadzieję, potrafię poczuć się WZGLĘDNIE dobrze. Niestety, gdy jestem w domu, a w szczególności w godzinach popołudniowych i czasami wieczornych wszystko się pogarsza.. uczucie beznadziejności i braku wyjscia z obecnej sytuacji biorą górę (poprzedzone myślami i moim trudnym do zdefiniowania uczuciu) narastają i przygnębiają.. to wtedy czasami nawet pojawiają się myśli samobójcze.
Po rozmowie z Zordonem wydaje mi się, że ten brak uczucia (który czasami ustępuje, ale mimo wszystko on króluje w mojej głowie) może być wywołany lękiem.. do tego ostatnio pojawiają się inne lęki związane z przyszłością: boję się czy przez to zamieszanie nie zawalę matury, następnie boję się, że to nigdy nie przejdzie, odczuwam lęk przed tym że już nigdy nie dojrzeję emocjonalnie i tak jak teraz pozostanę w stanie infantymności (tak, obecnie w moim mniemaniu strasznie zdziecinniałem, wydaje mi się, że 18 latek nie powinien nagle powrócić do tak bliskich relacji z rodzicami)
Co sądzicie o tym?
___
Zordon dzięki za wyjaśenina na pw. Chciałem jednak rozpocząć ten wątek. Może ktoś ma podobną rozterkę jak ja i łatwiej będzie mu trafić na to forum

