Czytałam ostatnio sporo o eksperymencie Daniela Wegnera dotyczącym niemyślenia o białym niedźwiedziu. Z jednej strony daje mi to dużo nadziei, że są to mechanizmy dotyczące każdego człowieka, i każdy może mieć takie obsesyjne myśli. Jednak bardziej martwi mnie to, że im bardziej próbujemy się ich pozbyć, tym bardziej one z nami są. Ponadto, jeśli się czymś zajmiemy, to te myśli wracają, bo umysł jakby „sprawdza” czy myślimy, wracają czasem ze zdwojoną siłą :/ Co więcej, w jakimś tekscie na podstawie badań Wegnera przeczytałam też, że im bardziej chcemy się zrelaksować, tym trudniej nam to zrobić. W zasadzie miałoby to też przełożenie do mojej (kiedyś) bezsenności, z którą poradziłam sobie w ten sposób, że nie chciałam zasnąć na siłę, a wyobrażałam sobie, że jest poranek i trzeba wstać.
Nie rozwiązuje to jednak problemu: jak nie poświęcać uwagi obsesyjnym myślom? Przeraża mnie też fakt, że jakakolwiek myśl może się stać obsesyjna… (używam słowa obsesyjny, bo mnie mniej przeraża niż „natrętne”

) jak nie poświęcać uwagi tym myślom, skoro im bardziej nie chcemy poświęcać im uwagi, tym bardziej zwracamy? A im bardziej chcemy olewać, czy też zrelaksować się, to tym jest trudniej? A jak zajmiemy się czymś innym, to i tak one wracają (chyba że coś źle zrozumiałam)
Chyba Ciasteczko pisała kiedyś, że bez akceptacji, zajmowanie się czymś nie różni się wiele od zwykłego wyparcia, dlatego należy zaakceptować myśli. Ale właśnie- rzekomo wg Wegnera im bardziej chcemy zaakceptować, tym jakoś mniej to wychodzi.
Podaje on kilka metod. Między innymi wyznaczać sobie czas w ciągu dnia, na przykład 15 minut na myślenie o tym, i odkładanie do wyznaczonej godziny. Światełkiem w tunelu dla mnie jest też metoda mówiąca, że czas leczy rany, i po prostu z czasem te myśli wygasają, o ile się nie nakręcamy. I tak w sumie było do tej pory. Mówiłam sobie: „mój stan emocjonalny jest zaburzony, muszę to przeczekać, aż się wyluzuję i nie będę szukać zagrożenia”. I o dziwo, jakoś mijało. Ale czy Ci ludzie w tym eksperymencie byli w stanie zagrożenia??
Ale znowu mam wątpliwości, bo po jakimś czasie się znowu nakręciłam i znowu wracało. Jest jakaś jedna konkretna metoda? A może podświadomie boję się tików, a nie tych myśli, i wystarczy sobie przetłumaczyć że nie dostanę tików, i poczekać aż nawyk myślowy zostanie zastąpiony innym? Kiedyś przeczytałam też, że nieważne jaką diagnozę postawi psychiatra, ważne żeby być szczęśliwym. Więc może za dużo o tym czytam, i po prostu trzeba się zająć życiem, i, jak to określiłeś „innymi kwestiami gdzie nasze życie kuleje”, żeby emocjonalnie inne kwestie nam zajęły myślenie?
A na zakończenie tradycyjne nerwicowe: „Ale…? A co jeśli….?”… Czy da się w ogóle wyjść z błędnego koła?
Dzięki za szybką i rzeczową odpowiedź, wasze nagrania i rady są dla mnie ogromnym wsparciem...
-- 16 listopada 2016, o 09:17 --
Czy ja w ogóle to dobrze, logicznie rozumuje? Fajnie jakby ktoś wskazał jeszcze błędy w moim rozumowaniu.
-- 16 listopada 2016, o 10:28 --
Apropo eksperymentu Wegnera - Nie wydaje on się wam trochę nieetyczny? Gościu wkręcił ludziom obsesyjne myśli, i później ludzie musieli myśleć o białym niedźwiedziu i cierpieć. No chyba że po czasie to ulegało wygaszeniu??
-- 16 listopada 2016, o 12:45 --
Jeszcze jedno pytanie. Czytam sobie historię odburzenia Victora, i tam jest napisane, że podczas lęku o wyskoczenie z okna, sprawdzałeś nerwicę, i specjalnie stawałeś przed oknem i wtedy Twój lęk rósł, ale nic nie nie stało. To dlaczego jeśli ktoś boi się że zabije dziecko na przykład, i przykłada mu poduszkę do głowy żeby sprawdzić czy coś się stanie(taki przykład, też z tego forum); to jemu radzicie, że nie może tego robić, żeby nie sprawdzać, a Victor miał sprawdzać?? Tu jakoś nie umiem tego logicznie zrozumieć.
-- 11 grudnia 2016, o 22:15 --
Powiedzcie chociaż czy ja to dobrze rozumiem ten mechanizm nerwicy?