
Wraz z końcem ub. roku zniknęły stany lękowe, ale wciąż mam natrętne myśli i popadam w dziwaczne stany, które postrzegam jako jakąś formę DD. Odczuwam to jako "zanurzanie się w absurdzie" - w ciągu dnia mam momenty, w których mam typowe objawy DD właśnie, m.in.:
- wydaje mi się, że wszystko jest dziwne i nieprawdziwe
- nie wiem, kim jestem (tzn. teoretycznie wiem, ale nie czuję tego)
- nie ogarniam czasu, mam myśli, że może za chwilę "obudzę się" u końcu życia, że całe życie minie mi jak parę godzin
- dręczą mnie myśli bez odpowiedzi, typowo egzystencjalne
- mam zaburzone wspomnienia
- mam wrażenie, że popadam w obłęd
Nie jest to stan permanentny - zazwyczaj trwa to od kilku minut do godziny, dwóch i potem przechodzi, znowu robię się "normalna". Ale wystarczy, że wrócę samą myślą do tego i znowu mnie "wciąga".
Czy ktoś tutaj doświadcza/doświadczył czegoś takiego? Czy to DD? Teoretycznie wiem, że to zaburzenia w takiej lub innej formie, ale jestem tym już taka zmęczona. Wydaje mi się, że nawet nie pamiętam już "normalnego" życia, bardzo mi z tym ciężko
