Witam!
Chciałbym poznać wasze opinie na temat tego czy rzeczywiście mogę mieć DD

A więc tak, moja historia zaczęła się prawdopodobnie od tego iż kilka razy w moim pechowym życiu zapaliłem marihuanę, na początku było fajnie, jak u większości. Niestety pewnego felernego dnia, zadziałało to na mnie bardzo negatywnie, kiedy schodziłem po schodach wydawało mi się że utknąłem w czasie, uczucie że schodzę po schodach już z jakieś 10 godzin, po chwili ten stan minął, lecz gdzieś po 5 minutach kiedy szedłem po ulicy wrócił, znów wydawało mi się że droga się nie skończy że już po mnie, że zwariowałem. Całe szczęście jakoś po 2 godzinach mi minęło. Następnego dnia nadal czułem się jakoś dziwnie, mój wzrok jakby znacznie się pogorszył, i kiedy szedłem do sklepu nieznacznie wydłużała mi się droga. Ale zbytnio się tym nie przejmowałem, sądziłem że stan ten jest chwilowy, i niedługo minie. Jednak nie minął, choć nie był dla mnie jakoś strasznie uciążliwy, byłem zajęty swoim życiem, szkołą, spędzaniem czasu ze znajomymi, dążeniem do swoich celów. Kiedy byłem czymś zajęty lub przebywałem ze znajomymi czułem się dobrze, tylko kiedy zostawałem sam i np. musiałem skądś wrócić czułem się dziwnie, ogarniał mnie lęk, i droga znów wydawała mi się jakaś taka dłuższa (czułem przy tym również lekkie odrealnienie i problem ze wzrokiem nadal się utrzymywał). Ale jakoś dawałem sobie radę, cieszyłem się życiem, przejmowałem problemami dnia codziennego. Niestety jakoś dwa lata po tym incydencie, poszedłem na imprezę, dużo wypiłem, wróciłem do domu, wszystko było okej. Rano kiedy się obudziłem nadal wszystko było w porządku, wykonałem swoje codzienne obowiązki, i wieczorem udałem się na spacer z psem, kiedy wchodziłem po schodach zaczął się koszmar, wydawało mi się że wpadłem w jakąś pętlę czasową, że wszystko się powtarza, uczucie że zanikam, myśli że chyba zwariowałem i już po mnie, lęk po prostu nie do opisania. Po chwili koszmar minął, kiedy usłyszałem głos mojej matki, ale po chwili poczułem jakby coś strzeliło mi z tyłu głowy, zaczynałem myśleć co się ze mną dzieje, nie mogłem się na niczym skupić, czułem się mega otępiały, nie mogłem skupić wzroku nawet na telewizji. I od tej pory zaczął się koszmar, totalne odrealnienie, lęk przed wychodzeniem z domu, ciągłe spanie, zawalałem szkołę. Kiedy wychodziłem na dwór cały czas czułem się dziwnie, każdy dzień był gehenną, totalnym piekłem. Udałem się do psychologa, który stwierdził nerwicę lękową i depresję, zostałem więc wysłany do psychiatry żeby dostać jakieś leki wspomagające wyjście z tego syfu. Wizyta przebiegła szybko, aż zdziwiło mnie to że lekarz tak szybko mnie zdiagnozował, ledwo mnie wysłuchał i wypisał mi 3 leki, brałem je przez 3 dni, niestety nagle 4 dnia dostałem prawdopodobnie zespołu serotoninowego, skakało mi ciśnienie do granic ludzkich możliwości, czułem że znikam, moją osobowość mnie opuszcza, latałem po domu, dostałem krwotoku z nosa. Od razu udałem się do kochanego pana psychiatry, który stwierdził że wszystko jest okej, i że 20% ludzi tak reaguje na leki, i muszę przetrwać. Wywaliłem to w cholerę i już więcej nawet nie zabierałem się za tego typu "lekarstwa". Niestety z dnia na dzień było coraz gorzej nie czułem uczuć, jakbym był robotem, czas stał się zupełnie nie odczuwalny, moja tożsamość uciekła ode mnie jak od najgorszego wroga, zacząłem mieć straszna bezsenność, strzelanie w uchu, bardzo wysokie ciśnienie, odruchy wymiotne, nic mnie nie cieszyło, czułem tylko cierpienie. Czytałem o tysiącach chorób, zrobiłem wszystkie badania takie jak eeg, rezonans magnetyczny (skłoniły mnie do tego wymioty i drgawki), usg jamy brzusznej, ekg, badania krwi i wszystko wyszło w porządku. Później zaczęła się faza na schizofrenie, paranoidalna akurat na wejściu odpada, ponieważ nie miałem nigdy halucynacji, nie wydaje mi się że ktoś mnie śledzi czy chce zabić, więc wybór padł oczywiście na schizofrenie prostą, w której istnieją tylko objawy negatywne, co cholernie mnie przeraziło. Przez 7 miesięcy męczyłem się z tym strasznie, cały czas czułem ten dziwny stan, próbowałem odkryć co mi jest, z całego serca chciałem się go pozbyć, być tym kim byłem. Ale od jakiś 2 miesięcy zacząłem brać hydroksyzyne i dodatkowo melatonine na sen, po którym rzeczywiście trochę mi się poprawiło, czuje się minimalnie lepiej, wszystkie objawy jakby stały się lżejsze, wzrok wrócił prawie do normy, odrealnienie trochę zniknęło, uczucia w pewnym stopniu wróciły , ale nadal mam problem z odczuwaniem czasu,nie czuje się sobą, mam natrętne, bezsensowne myśli,wielką pustkę w głowie, utraciłem jakąś taka celowość w swoim życiu, podczas rozmów ze znajomymi czuję się jakbym miał autyzm, niby mówię sensownie, ale brak mi jakiejś takiej spontaniczności. No i muszę też napomknąć że mam takie momenty kiedy wydaje mi się że wracam do siebie, czuje się tak jakby przed choroba, mój głos brzmi jak wcześniej, myślę wtedy że jeszcze mam szansę na normalne życie. Próbują walczyć, biorę suplementy, staram się być w miarę aktywny, robić coś na przekór sobie, kiedy jestem czymś zajęty to jakoś nie przejmuję się tak bardzo swoim stanem, mam więcej pozytywnych myśli. I teraz ostateczne pytanie, myślicie że to prawdopodobnie DD spowodowane trawką i stresem (moje prywatne życie było dosyć nerwowe), czy może to być coś dużo poważniejszego?
Z góry przepraszam za chaos w tekście, ale w tym stanie ciężko zwracać mi uwagę na błędy stylistyczne itd.
Pozdrawiam
Bartek