 nie sprawiło to, że ją piętnuje. Sam cierpię na zaburzenia lękowe i rozumiem, że takich czy innych rzeczy nikt świadomie nie wybiera... nie mniej jednak nie zmienia to faktu, że jest mi z tym bardzo ciężko... tym ciężej, że mamy małe dziecko z którym na dzień dzisiejszy mam ograniczony kontakt. Stało się tak dlatego, że zostałem przez nią przedstawiony przed jej rodzicami niemal jako tyran... jakby działo się u nas nie wiadomo co... a że teraz mieszka z nimi i to ich dom to zdecydowali, że nie chcą mnie w nim widzieć. Kompletnie nie widzą tego jak nakłamała, zmanipulowała fakty, cytowała moje słowa w zupełnie innym kontekście aby tylko mnie oczernić. Uwierzyli, że nie pozmywane naczynia są dowodem na moją skrajną nieodpowiedzialność i dowód braku dbania i nią... kompletnie nie zwracając uwagi na całokształt mojego wkładu w nasz związek. Gdy z którymś kolei razem chciała się wyprowadzać powiedziałem że nigdzie nie wyjedzie bo jesteśmy rodziną i w domu będziemy rozwiązywać problemy. Rozhisteryzowana zamknęła się w pokoju z dzieckiem, zadzwoniła do rodziców i w wielkim płaczu oznajmiła, że ją przetrzymuje... gdy próbowałem się tam dostać i prosiłem aby wyszła... przyjechała policja... To też niestety i dla niej i dla rodziców nic wielkiego bo przecież miała prawo... ciężko mi z tym, że zostałem potraktowany jak tyran... dodam, że absolutnie nie doszło do jakiejkolwiek przemocy fizycznej a moja próba dostania się do pokoju to po prostu szarpanie za klamkę...
 nie sprawiło to, że ją piętnuje. Sam cierpię na zaburzenia lękowe i rozumiem, że takich czy innych rzeczy nikt świadomie nie wybiera... nie mniej jednak nie zmienia to faktu, że jest mi z tym bardzo ciężko... tym ciężej, że mamy małe dziecko z którym na dzień dzisiejszy mam ograniczony kontakt. Stało się tak dlatego, że zostałem przez nią przedstawiony przed jej rodzicami niemal jako tyran... jakby działo się u nas nie wiadomo co... a że teraz mieszka z nimi i to ich dom to zdecydowali, że nie chcą mnie w nim widzieć. Kompletnie nie widzą tego jak nakłamała, zmanipulowała fakty, cytowała moje słowa w zupełnie innym kontekście aby tylko mnie oczernić. Uwierzyli, że nie pozmywane naczynia są dowodem na moją skrajną nieodpowiedzialność i dowód braku dbania i nią... kompletnie nie zwracając uwagi na całokształt mojego wkładu w nasz związek. Gdy z którymś kolei razem chciała się wyprowadzać powiedziałem że nigdzie nie wyjedzie bo jesteśmy rodziną i w domu będziemy rozwiązywać problemy. Rozhisteryzowana zamknęła się w pokoju z dzieckiem, zadzwoniła do rodziców i w wielkim płaczu oznajmiła, że ją przetrzymuje... gdy próbowałem się tam dostać i prosiłem aby wyszła... przyjechała policja... To też niestety i dla niej i dla rodziców nic wielkiego bo przecież miała prawo... ciężko mi z tym, że zostałem potraktowany jak tyran... dodam, że absolutnie nie doszło do jakiejkolwiek przemocy fizycznej a moja próba dostania się do pokoju to po prostu szarpanie za klamkę...no ale chociaż teraz uczę się skąd te zachowania wynikają... i mimo, że nadal czuje ciężar to odzyskuję swój kręgosłup...
Nie jest tak do końca, że ona zupełnie nie ma świadomości, że "coś jest nie tak". Pierwsza próba wspólnego zamieszkania miała miejsce zimą. Wytrzymała wtedy niecałą dobę. Wynikneła sprzeczka, odezwałem się arogancko wg niej (może trochę i tak) po czym zrobiła teatr i kazała się odwieźć twierdząc że nie będzie żyć w takich warunkach... po kilku miesiącach rozmów zamieszkaliśmy ponownie razem. Po około 2 tygodniach była pierwsza akcja wyprowadzki. Do skutku nie doszła. "Popłynięcia" stawały się coraz częstsze a przy którejś rozmowie sama stwierdziła, że nie wie czemu tak się zachowuje, że mówi rzeczy których nie chce i wie że wszystko tym niszczy. Więc jakaś świadomość jednak była. Niestety problemy się pogłębiały. Doszło do tego, że każdy mój ruch czy słowo było przemyślane bo zrobienie czegoś lub powiedzenie co jej się nie spodoba skutkowało agresywnym zachowaniem... czasami kolejnymi próbami wyprowadzki. Generalnie było chwiejnie, niestabilnie i w ciągłym napięciu. Zero swobody bycia, zero miejsca na moje emocje, potrzeby czy cokolwiek. Ciągłe akcje, zaniedbana praca itd. No a teraz jest jak jest. Oczywiście jak się domyślacie jest to opis w wielkim skrócie bo gdybym miał wszystko opisać to raz, że zbrakło by internetu a dwa zanudziłbym Was

Coś mówi mi "uciekaj" jednak w naszej sytuacji nie jest to do końca możliwe. Wiem, że są sądy jednak one z reguły nie działają na korzyść ojców i nie pozwalają pełnić tej roli w pełnym etacie - a na tym mi zależy. Po drugie wiem, że ona nie jest złą osobą. Jednak myśl o tym, że mam zajmować się pracą (całość utrzymania leży po mojej stronie), robić wszystko w domu a i tak będę atakowany i będzie ciągłe niezadowolenie z huśtawką emocjonalną na czele nie sprzyja optymistycznemu patrzeniu w przyszłość. Z drugiej strony jest dziecko z którym chce mieć jak największy kontakt, który w tym momencie jest ograniczony nie z mojej winy - to sprawia ogromne poczucie buntu i niesprawiedliwości.
Czy prawdą jest, że osoby z borderline są tak odporne na terapię ?




 
 