Hej, zarejestrowałam się na tym forum bo męczę się z derealizacją, problemami z pamięcią, ciągłym zmęczeniem i sennością od około 6 lat. Od zeszłego roku DR nasila się coraz bardziej. Nie był to jakiś nadmiernie stresujący rok dla mnie, nie wydarzyło się nic konkretnego. Myślę, że zmęczenie i DR nasilały się u mnie przez cały okres tych 6 lat ale ostatnio osiągnęło to już taki poziom, że nie czuję się żywa nawet w 5%. Jeszcze w tamtym roku oceniłabym mój "poziom żywotności" na jakieś 20-30%. Mam 23 lata i autentyczne objawy Zespołu przewlekłego Zmęczenia. Właściwie to choruję też na zaburzenia oddychania w czasie snu i to też pewnie przyczynia się do nasilenia mojej DR, z tego względu, że w nocy wybudzam się z głębszych faz snu do tej najpłytszej tak około 40 razy na godzinę, co jest strasznie szkodliwe dla snu. Trochę trudno się to leczy ale staram się. Nie wierzę jednak, żeby DR była tylko od tego, miałam w życiu masę stresów, przebrnęłam przez masę ataków paniki, epizody hipochondrii, ataki depresji kilkumiesięczne (teraz znowu w nią wpadłam), a wszystko zaczęło się od dużego stresu i bezsenności. Z nią męczyłam się kilka lat, rok temu całkiem odstawiłam leki antydepresyjne, nasenne i inne. Sporo tego brałam niestety i nie chcę już do nich wracać. Anyway, moje główne problemy teraz to niesamowite zmęczenie i bardzo nasilona DR. Czuję się, jakbym miała umrzeć albo co najmniej zwariować

Czy ktoś wyszedł z tego po kilku latach męki z tym 24/7? Dodam, że moja DR nie mija NIGDY ani na chwilę. Od ponad roku nie mam żadnych przebłysków bycia "alive", dawniej zdarzały się kilkugodzinne, max 1-dniowe, teraz już nic. Pomóżcie, proszę. jasne, że mam myśli, że to jakaś choroba mózgu, kilka uderzeń w głowę, które mi się przydarzyły, że to moje problemy podczas snu zamęczają mój mózg, ale mimo wszystko kiedyś miałam przebłyski, więc to chyba nic z tych rzeczy. Co robić??? Ostatnio mam szkołę, pracę licencjacką, pracę i nie ogarniam. Im więcej zajęć i stresów się nawarstwia tym jest gorzej rzecz jasna. Nie wiem jak dalej żyć i jak sobie radzić. Coraz bardziej się poddaję
