Od ok 3 tygodni zmagam się z dość poważnym problemem, ale od początku. Gdy jechałem bodajże do lekarza medycyny pracy, nagle w autobusie zaschło mi w ustach, było mi niedobrze, ale wytrzymałem do końca trasy i potem czym prędzej udałem się do Żabki po wode i wszystko minęło, myślałem, że to taki był jednorazowy wypadek, ale nie gdzieś 4 dni po tym znowu udałem się na badania i również zaschło mi w ustach, ale na szczęście byłem na to przygotowany i miałem wode, wszystko ustąpiło, ale cieszyłem się krótko, wieczorem tego samego dnia udałem się do sklepu na zakupy, nagle przy kasie znowu zaschło mi w gardle no i musiałem zawrócić się i wziąć jakąś byle jaką wode, pomogło. 2 dni potem znów musiałem się udać na badanie okulistyczne, po tych doświadczeniach, byłem strasznie roztrzęstiony, ale miałem swoją buteleczke z wodą, jednak wtedy to nie wystarczyło, bo podczas rozmowy z lekarzem nic nie mogłem powiedzieć (suchość w gardle, uczucie na "wymioty") i musiałem zmienić date wizyty. Po wyjściu wszystko ustąpiło, jednak nie na długo, bo wieczorem tego samego dnia jak zwykle wieczorkiem udałem się do Biedry po ibuprom, bo strasznie bolała mnie głowa, ale znowu wróciły suchości, ale tym razem bardziej byłem skupiony na bólu głowy. Jakoś 2 tygodnie temu wybrałem się na przejażdżkę autobusem (tak z nudów) było normalnie przez jakiś czas, nagle w 1/4 drogi poczułem że bierze mnie na wymioty wysiadłem. I od tego momentu praktycznie nie wychodzę z domu w różne publiczne miejsca, owszem wychodzę codziennie na długie ok 2 godzinne spacery, ale jednak odczuwam strach przed wejściem do autobusu czy do jakiegokolwiek miejsca (innego budynku poza moim domem). Czytałem troche fora wpisując moje objawy (suchość w ustach, wymioty, bo tylko one mi doskwierają) , wyszło na to, że to może być agorafobia. Jasne staram się z tym walczyć, podczas spacerów wchodzę na zajezdnie i patrze się na autobus z dość bliskiej odległości, może 50cm,ale wierzę, że się przełamie i wsiąde mimo to, tak samo mam ze sklepami, ale to to raczej potem. Owszem nigdy nie byłem jakąś duszą towarzystwa, jestem mega nieśmiały, jednak, jak jest jakaś impreza to ide na nią (raz poszedłem w trakcie tej "choroby"), jak już się spotkam ze znajomymi, to lubie czasem pożartować, lubie też pomagać innym w trudnych sytuacjach (teraz ja potrzebuje pomocy, cóż za ironia losu

A więc co to może być Agorafobia, czy lęk przed suchymi ustami, co z czasem przerodziło się w Agorafobie? Może macie jakieś inne spostrzerzenia co do tego?
Może jakieś rady jak sobie z tym radzić?
Bardzo będe wdzięczny za pomoc, bo jednak szkoda by było, żebym totalnie stracił, już chęć do życia, które jasne, nie było łatwe i miało wiele wyboi, jednakże mimo wszystko cieszyłem się i chcę się cieszyć każdą chwilą

Pozdrawiam
Michałek
