Cześc to znowu ja,mam mega doła a co za tym idzie mega objawy.
Czuję się bezuzytecznym czlowiekiem, który wszystkim wkoło dostarcza cierpienia.
Czy jest coś takiego jak osobowość zalezna?Czy mozna się z tego dzwignąć.
Tak bardzo potrzebuję wsparcia i miłosci.Zdecydowałam się na rozwód.Kiedy podjełam decyzję poczułam ogromną siłę.A potem znów to co towarzyszyło mi zawsze,potworny lęk,smutek rozpacz.
To z czym zrosłam się od dziecka .Moje dzieciństwo,to olbrzymia doza agresji.Moje wszystkie lęki konczyły się laniem.
Ciągle tylko slyszałam jakim utrapieniem jestem jaka jestem zła.A we mnie był wielki znak zapytania, bo bardzo chciałam i starałam się być dobra!Sprzątałam,pilnowałam rodzenstwa,piekłam,gotowałam by pochwalili,by pokochali....Myslalam ze kochaja,ze tak jest u wszystkich.
Kiedy mialam 17lat pojawił się mój mąz,taki chlopak niby strasznie mi nie odpowiadał, nie podobal mi się.Zaproponował spotkanie,odmówiłam.Ojciec kiedy się o tym dowiedział zrobił awanturę.Pomyslałam ciąle są ze mną problemy,no dobrze jakoś dam radę.
Ale nie dawałam,czułam ogromne napięcie kiedy się z nim spotykałam(dopiero teraz to widzę)wtedy nie rozumialam co się ze mną dzieje.Bolał mi brzuch,zaczęłam wkręcac nowotwór,brakowało mi powietrza,rodzice się darli,mówili ze mają ze mną,,siedem światów".I zeby chociaz ON się nie dowiedział jaka chora jestem.
Nie radziłam sobie,kiedy to piszę mam wrazenie ze moje serce zachwilę stanie,a łzy zalewaja mi oczy.
Znów się uzalam,a wiem ze nie tędy droga

Powiedzcie,czy taki zniszczony emocjonalnie człowiek moze się jeszcze podnieść,moze walczyć.Chcę tego,ale kiedy się stawiam objawy nerwicy są tak silne ze nie dają funkcjonowac.Wtedy się wycofuję.
Dopiero teraz widzę jakim czlowiekiem był i jest mój mąz.Moje dwuletnie narzeczenstwo to był koszmar
Rodzice bardzo chcieli bym za niego wyszla.Dlaczego.......bo mój mąz miał być księdzem.W moim wyznaniu aby zostac duchownym,nalezy się ozenić.Nawet nie wiecie co teraz dzieje się z moim czałem gdy to wyznałam.Wyszłam za niego chociaz szarpania i popychania były przed slubem i moi rodzice o tym wiedzieli.Mama mówiła o wstydzie, o tym co powiedzą ludzie,kiedzy to piszę,nienawidzę jej

.Moja przyszła tesciowa tez pokazywała co potrafi.
A ja tak bardzo chciałam być dobra.Dziś wiem ze mąz nie kochał mnie ani przez chwilę byłam tylko narzędziem,potrzebnym do kariery.Mówił będziesz buforem,musisz mnie chronic gdy będę miał słabszy dzien,a ja byłam taka dumna ze mnie wybrał i taka odpowiedzialna rola przed mną.
Parę dni przed ślubem miałam atak paniki, powiedzialam mamie boję się nie dam rady a ona,,ty zawsze się boisz udręka z toba"
Głęboko zakodowałam ze nie mam na kogo liczyć,ze jestem chora ,słaba i muszę jakoś dac radę,ale jak!
Rodzice się pysznili przed rodziną,wszyscy zazdroscili jak zaszczyt mnie spotkał.Tylko ja byłam przerazona i nie mogłam zrozumieć co wyprawia moje ciało.I jak to dobrze ze jest ktos kto takie , chore gówno",chce wziąć za zonę.
CDN
-- 13 grudnia 2015, o 13:46 --
Po slubie zamieszkalismy z moim rodzicami.Tesciowej nic się nie podobało,,a czemu tylko jeden pokój",,a dleczego nie myję jej okien".To co się działo było ponad moje siły.Moi rodzice swoje,mąz z tesciową swoje.Nie czułam od niego troski ani milosci,ale on twierdzi ze denerwował go mój lęk,pewnie tak.
Jeszcze przed urodzeniem dziecka uderzył mnie pięscią w głowę gdy lezałam z migrena i na pytanie jak się czuje odburknęłam.A potem bylo coraz gorzej,w srodko rośł strach i niemoc,kiedys powiedziałam jego matce ze on mnie bije tesciowa odpowiedziała ,,bo ty warta" tyle na ten temat.
Ale ogólnie to częsciej wyzywał,nie pomagał nie wstawał do dzieci w domu nie robił nic.Kłócilismy i szarpaliśmy się,wyzywaliśmy,po pięciu latach nerwica byla tak silna ze zaczęłam brać leki.
Bylam tez z dala od domu,na wsi,gdzie sciany mają uszy,ale nidgy nikomu nie powiedzialam co się dzieje.Najsmieszniejsz ze ja się na to godziłam i myslałam ze tak ma być.
Moi rodzice nie lubili mego męza i jego matki,ale to bardzuej odbijało się na mnie i na niechęci do dzieci(najstarsza córka była nazywana imieniem tesciowej)
Boze ja juz nie dam rady tego pisac,ani tak zyc ani odejsc.
Bo nerwica to stan umsłuca u mnie ciągle czarna dziura.
Nie dam rady zniesc plotek,obmów i oceny,bardzi chcialabym.Mówię co mnie to obchodzi,wypriwadze się(bo to ja musze opuscic plebanię)Jestem wrakiem ciągle chę byc doba dla męza,tym bardziej mi przykro jak odpowiada agresją.Próbuję dzielnie to znosic ale cialo reaguje innaczej.
Szukam mieszkania,poskarzylam się pierwszy raz w zyciu biskupow.Dzieci krzycza mama ogarnij się,a ja nie ma sily na nic.Zawsze myslałam jak wyjdę z nerwicy dam radę.Ale ona trwa mimo tego ze igniruję jej objawy,muszę zmienić mysleni,ale jak to zrobić.W pazdzierniku chcialam odebrac sobie zycie,ake mnie nawet tabletki nie mogą usmiercić.I tak trwam w beznadzieii.Po niedzieli biskup porizmawia z męzem i to będzie koniec małzenstwa.....albo zycia.Bo pewnie tego nie udzwignę.Mam prawie 50 lat nie mam siły zaczynać wszystkiego od nowa,wydaje mi się ze sama nienporadzę i to chyba swiadczy ze mam naturę zalezna.Najpierw matka potem mąz,teraz dzieci.Krzyczę na siebiecw duch,ale przychodzi zwatpienibi taki bezwlady ze nie mam siły walczyc,ani naprawdę umrzec
Nawet nie wiem po co to piszę,tyle mi juz pomogliscie i dla scie rad
-- 13 grudnia 2015, o 13:46 --
Po slubie zamieszkalismy z moim rodzicami.Tesciowej nic się nie podobało,,a czemu tylko jeden pokój",,a dleczego nie myję jej okien".To co się działo było ponad moje siły.Moi rodzice swoje,mąz z tesciową swoje.Nie czułam od niego troski ani milosci,ale on twierdzi ze denerwował go mój lęk,pewnie tak.
Jeszcze przed urodzeniem dziecka uderzył mnie pięscią w głowę gdy lezałam z migrena i na pytanie jak się czuje odburknęłam.A potem bylo coraz gorzej,w srodko rośł strach i niemoc,kiedys powiedziałam jego matce ze on mnie bije tesciowa odpowiedziała ,,bo ty warta" tyle na ten temat.
Ale ogólnie to częsciej wyzywał,nie pomagał nie wstawał do dzieci w domu nie robił nic.Kłócilismy i szarpaliśmy się,wyzywaliśmy,po pięciu latach nerwica byla tak silna ze zaczęłam brać leki.
Bylam tez z dala od domu,na wsi,gdzie sciany mają uszy,ale nidgy nikomu nie powiedzialam co się dzieje.Najsmieszniejsz ze ja się na to godziłam i myslałam ze tak ma być.
Moi rodzice nie lubili mego męza i jego matki,ale to bardzuej odbijało się na mnie i na niechęci do dzieci(najstarsza córka była nazywana imieniem tesciowej)
Boze ja juz nie dam rady tego pisac,ani tak zyc ani odejsc.
Bo nerwica to stan umsłuca u mnie ciągle czarna dziura.
Nie dam rady zniesc plotek,obmów i oceny,bardzi chcialabym.Mówię co mnie to obchodzi,wypriwadze się(bo to ja musze opuscic plebanię)Jestem wrakiem ciągle chę byc doba dla męza,tym bardziej mi przykro jak odpowiada agresją.Próbuję dzielnie to znosic ale cialo reaguje innaczej.
Szukam mieszkania,poskarzylam się pierwszy raz w zyciu biskupow.Dzieci krzycza mama ogarnij się,a ja nie ma sily na nic.Zawsze myslałam jak wyjdę z nerwicy dam radę.Ale ona trwa mimo tego ze igniruję jej objawy,muszę zmienić mysleni,ale jak to zrobić.W pazdzierniku chcialam odebrac sobie zycie,ake mnie nawet tabletki nie mogą usmiercić.I tak trwam w beznadzieii.Po niedzieli biskup porizmawia z męzem i to będzie koniec małzenstwa.....albo zycia.Bo pewnie tego nie udzwignę.Mam prawie 50 lat nie mam siły zaczynać wszystkiego od nowa,wydaje mi się ze sama nienporadzę i to chyba swiadczy ze mam naturę zalezna.Najpierw matka potem mąz,teraz dzieci.Krzyczę na siebiecw duch,ale przychodzi zwatpienibi taki bezwlady ze nie mam siły walczyc,ani naprawdę umrzec
Nawet nie wiem po co to piszę,tyle mi juz pomogliscie i dla scie rad