Ostatnio jednak mam fazę na wymyślanie sobie chorób, hipochondria po całości. Morfologię mam dobrą, CRP w normie, sprawdzałam tarczycę, miałam USG powiększonych węzłów chłonnych szyi. Są podobno powiększone odczynowo, jeden za uchem mam już ze 3 lata taki sam, więc skoro mnie nie załatwił to wnioskuję, że taki już sobie jest. Drugi pojawia się i znika, czyli ten też nie jest groźny. Gdy już myślałam, że mojej nerwicy skończyły się pomysły...
po wyjściu z gabinetu znalazłam sobie węzeł chłonny w pachwinie. No dramat, całe max. 1,5cm paniki. Tak, wiem, że w pachwinie czasami zostają i że przyjmuje się, że do 1,5cm to nadal norma. Tyle już ten węzeł dotykam, że mnie to miejsce boli. Teraz jazda, bo jak boli to zły znak


Dziś do rozpaczy doprowadza mnie stan podgorączkowy, uczucie gorących policzków i dreszcze. Wydaje mi się, że jestem ostatnio bardziej zmęczona (kto by nie był będąc w stanie permanentnej paniki i zamartwiania się).
Ktoś miewa podobne objawy? Czy powinnam sprawdzić jeszcze coś? Tylko błagam, już nie sama i nie chcę się nigdzie macać...

Jeśli to nie pomoże to już zostaje prosto do psychiatry, bo u psychologa już jestem. Ktoś ma tę drogę już za sobą i może się podzielić?