
-masakryczne lęki społeczne
-natrętny, ze nie wytrzymam i komuś lub sobie coś zrobię
-niemal ciągle myśli, ze się ośmieszę
-strach przed byciem samą (zarówno w domu jak i w życiu), paradoks bo ogólnie bałam się także towarzystwa
- poczucie bezsensu w stopniu mega
-poczucie wstydu, ze jestem człowiekiem w czasie gdy ludzie robią tyle złego (tragiczne uczucie)
-trzęsiawki niemal ciągle, już miałam od nich zakwasy
-szczękościsk i ogólne ciągle spędzie rożnych mięsni
-mrowienia, kłucia, śniegi optyczne, szumy, piski, piaski, drętwienia, łomotania, miganie światła, nadwrażliwość na światło, powidoki, dźwięk, dotyk, te ciągle uczucie umierania zaraz po zaśnieciu
- dd nieustanne przez półtora roku
-bezsenność wymiennie z ciągłą ospałością
- anhedonia związana z dd
- uczucie, ze zeświruję albo umrę albo najpierw jedno a potem drugie
-notoryczne zmiany emocji (oczywiście tych negatywnych bo pozytywnych to chyba w ogóle nie miałam

Poza tym wiele pomniejszych dziwadeł.
Teraz w zasadzie nie mam nic z tych rzeczy i choć może nie zregenerowalam organizmu do olimpijskiej formy, to czuję się tak dobrze, jak już nie pamiętam kiedy bo nerwica męczy mnie od 2008 i prawdę mówiąc cały ten okres zlewa mi się w jeden nieprzerwany atak albo dół.
Czuję się jakbym przeszła pole minowe wielkości Polski i bardzo często zazdrościłam ludziom chorym na coś "konkretnego", typu rak i bardzo zazdrościłam wszystkim, którzy pisali w tym dziale

Leczyłam się tabletkami, które zmieniałam bo wciąż nie działały a wręcz przeszkadzały wiec koniec końców je rzuciłam. Miałam epizod uzależnienia od benzo i kilka Psychoterapii w różnych nurtach.
Co mi pomogło?
Będę oryginalna- rady z forum

Zrozumienie istoty działań lęku i tej szalonej pętli
mentalne zabicie się podczas napadów lęku (choć religia w ciągu tych wszystkich lat była mi daleka i zagmatwana, w chwili kiedy załapałam o co chodzi z tym podawaniem swoich skarbów, modlitwa, taka po swojemu, stała mi się bardzo bliska i pomocna)
ciągła walka ze sobą i wychodzenie z domu choćby na klatkę
bieganie
Oraz największe przełamanie się czyli decyzja o rozpoczęciu pracy, która mimo, ze była dla mnie strasznie rrudną decyzją na tamten moment (to było coś jak skok z samolotu bez pewności czy mam na plecach spadochron), okazała się z perspektywy czasu jedną z najlepszych moich decyzji. Dałam się po raz kolejny "zabić" i tak w zasadzie krok po kroku zabijalam się na wszystkich nerwicowych frontach aż zauważyłam, ze życie nie musi być ciągłym bólem i walką o oddech. Ze można położyć się do łóżka wieczorem będąc spokojnym i pić kawę z przyjemnością i spokojem (przez 4lata piłam tylko wodę bo bałam się zawału po kawie i herbacie (???) ), ze jedzenie może smakować i ze można mieć poczucie czasu i rzeczywistości. Nie czuję się może jakoś super wolna od tego cienia nerwicy bo jednak trwało to długo a przeszło niedawno (jakieś 5mies temu) ale tak jak teraz jest, to spokojnie można żyć i nie narzekać a nawet sobie życie chwalić

Także tak- forum jest super wartościowe.
Dziękuję bardzo i pozdrawiam serdecznie.