Tzn. to jest tak przyjacielu, że w kościele był dramat, ALE nie aż tak wielki jak myślałem, pomogła mi modlitwa i próba czerpania chociaż troszkę przyjemności z tego szczęśliwego dnia, natomiast później było super, bardzo mi się podobało i objawów było maluteńkozagrody123456 pisze: ↑22 września 2019, o 21:17Wiesz nie jestem lekarzem więc nie wiem ale jeśli te duszności są nerwicowe to poprostu widać że ich nie akceptujesz no caly czas nad tym ubolewasz.. A widzisz.. Pamiętam Twoje obawy przed ślubem a nie było jak myślałes, wiec nerwa to jedna wielka fikcja...Sasuke pisze: ↑22 września 2019, o 19:17O dziwo było cudownie tj. Nie tak, ze nerwica puściła, nie nie. Modlilem sie caly czas i pozwolilem sobie na objawy, bylo mi bardzo duszno tak jak mowilem ze będzie, ale wytrzymałem i bylem szczęśliwy.zagrody123456 pisze: ↑22 września 2019, o 13:42
To nie przejdzie po jednej akceptacji i olewaniu.. A jak ślub bo pamiętam Twoje obawy okrutne?
Później na samym weselu było juz ok. Wszyscy zadowoleni, ja potanczylem i rozluznilem sie. Ja potrafiłbym byc zyciowym wojownikiem z całą paletą objawów, natomiast duszności, ktore mam czuje sie troche tak jakby sie laczyly z astma i hiperwentylacja no i po prostu nie da sie. Ryzkuje, walcze, ale ja po prostu nie potrafie oddychać (lek na astme nie pomaga) ,sciska mnie na prawde mocno w klatce i promieniuje do gory ,nie pozwalajac nabrac powietrza. Jak nie bylem takim wrakiem 5 miesięcy temu to bez większego problemu robiłem 30 km po górach.
Problemem jest samo oddychanie ,teraz siedze na lotnisku i znow lot 9 h.
Nie czuje jakiegoś większego lęku, ale duszności i owszem, jak tu jechałem to mialem mega duszności w aucie, wysiadłem, poszedłem na lotnisko, juz mi lepiej. Wziąłem sobie alpragen w malej dawce dla spokoju.

Właśnie wróciłem po 8 h lotu i 4,5 h podróży samochodem, w samolocie może jeszcze troszkę benzo działało, ale w samochodzie nie, pomimo tego było spoko, ogólnie zacząłem intensywnie czytać forum po raz 100, historię Vica bo on jest dla mnie najlepszy, troszkę psychicznie mi się poprawiło, tym bardziej, że jestem na Polskiej ziemi. Ale dalej muszę sam oddychać jak tylko przypomni mi się o oddechu, a jak już uda się zapomnieć na sekundę to i tak mam uciśk w okolicach oszkrzeli, postanowiłem jutro jeszcze iść do lekarza rodzinnego, po ostatnią diagnozę, jeżeli będzie ok, idę po jakieś ssri, zapisuje się do Vica i jadę z tą szmatą.
Najgorsze są jeszcze te choroby współistniejące typu lekka astma, refluks, krzywy zgryz dzięki któremu też oddech nie jest jak powinien.
Gdyby nie te uciski i duszność, myślę, że nerwiczka poszłaby sobie w ciągu 2-3 miesięcy. Wczoraj tak ryzykowałem na objawy i obawy, że wręcz poczułem euforię z tego co robię ( psychicznie jej mówiłem no dawaj przenikaj mnie, weź mnie Ty szmato) było lepiej, ale przez tą euforię znowu pomyślałem, może jednak border bo z depresji w zadowolenie , hah. Ale potrafiłem powiedzieć no to dawaj ten border, chociaż trochę będę szczęśliwy, po chwili myśli o border przeszły, ale duszność i ucisk non stop dręczyła.