W czwartek było lepiej, ignorowałam, ale jest to strasznie trudno. Ignoruję, ale lęk pozostaję. Wiem, że to nie zniknie z dnia na dzień, że potrzeba czasu i mojej dobrej woli. Dzisiaj sobie tak racjonalnie pomyślałam o tym co robiłam (o wkładaniu tych przedmiotów do gniazdka) to aż się przeraziłam, nie umiałam zrozumieć jak mogłam zrobić coś takiego, przecież to jest niebezpieczne. Niestety myśli dalej się pojawiają, ale z nimi na razie walczę. Dzisiaj sobie tak myślałam i przeraziłam się tym, że ja właściwie przekroczyłam granicę i dostałam po tyłku (przecież było nie odpowiedzialne i niebezpieczne, dostałam po tyłku, bo prąd mnie kopnął). Boję się jeśli za jakiś czas znikną to potem mogą wrócić ze zdwojoną siłą (a to nie była próba popełnienia czynu, ja go popełniłam, przekroczyłam tę granicę). Nie było to w takim wypadku, że jak widzę nóż i go specjalnie obracam w swoją stronę, ale wiem, że nie chcę sobie nic zrobić. W przypadku sytuacji z gniazdkiem też nie chciałam sobie nic zrobić, ale chciałam mieć pewność, chciałam mieć kontrolę, najbardziej cierpiałam wykonując te czynności, bo się bałam co się stanie. Teraz wiem, że to błędne koło, bo jeśli chcę zagłuszyć lęk to wykonywanie po stokroć określonych czynności wcale nie pomaga, tylko ożywia lęk i każe ci nadal powtarzać te irracjonalne czynności. Dużo myślałam i przecież doszłam do wniosku, że człowiek niczego w życiu nie może być pewien oprócz śmierci i podatków. Nigdy nie wiemy czy wrócimy do domu, czy nie spadnie na nas drzewo, albo nie potkniemy się o schody, albo krawężnik...nie mamy pewności, nie możemy być tego pewni. A my nerwicowcy chcemy mieć tę kontrolę, tą pewność, ale się tak nie da, świat tak nie funkcjonuję. Ja bym chciała żeby wszystko było czarne, albo białe, żeby nie było niepewności, dla tego wykonuję te irracjonalne czynności (a i tak nigdy nie będę ich pewna, bo raz może się coś stać np. kopnąć prąd, a raz nie). Więc gdzie ta pewność

. To tylko iluzja. Walczę, jest ciężko, bo myśl powracają i chcą, żeby dalej coś innego do gniazdka wkładała, ale na razie próbuje je ignorować, jest strasznie ciężko. Jak już nie umiem wytrzymać, to idę to gniazdko pogłaskać, ale nic tam nie wsadzam

...albo biorę jakiś przyrząd i udaję, jakieś tam zwierzątko i że chcę pożreć te gniazdko, warczę na to gniazdko, macham do niego, ale nie wsadzam, ale jest strasznie ciężko. Jak się pojawia większy lęk mówię sobie, to są tylko moje chore myśli, lęki, to nie jesteś ty. Walczę, ale najbardziej się boję przegrać i konsekwencji z tym związanych. Chyba sobie kupię melisę na uspokojenie.
-- 13 listopada 2015, o 01:49 --
Paula9191 pisze:
W czwartek było lepiej, ignorowałam, ale jest to strasznie trudno. Ignoruję, ale lęk pozostaję. Wiem, że to nie zniknie z dnia na dzień, że potrzeba czasu i mojej dobrej woli. Dzisiaj sobie tak racjonalnie pomyślałam o tym co robiłam (o wkładaniu tych przedmiotów do gniazdka) to aż się przeraziłam, nie umiałam zrozumieć jak mogłam zrobić coś takiego, przecież to jest niebezpieczne. Niestety myśli dalej się pojawiają, ale z nimi na razie walczę. Dzisiaj sobie tak myślałam i przeraziłam się tym, że ja właściwie przekroczyłam granicę i dostałam po tyłku (przecież było nie odpowiedzialne i niebezpieczne, dostałam po tyłku, bo prąd mnie kopnął). Boję się jeśli za jakiś czas znikną to potem mogą wrócić ze zdwojoną siłą (a to nie była próba popełnienia czynu, ja go popełniłam, przekroczyłam tę granicę). Nie było to w takim wypadku, że jak widzę nóż i go specjalnie obracam w swoją stronę, ale wiem, że nie chcę sobie nic zrobić. W przypadku sytuacji z gniazdkiem też nie chciałam sobie nic zrobić, ale chciałam mieć pewność, chciałam mieć kontrolę, najbardziej cierpiałam wykonując te czynności, bo się bałam co się stanie. Teraz wiem, że to błędne koło, bo jeśli chcę zagłuszyć lęk to wykonywanie po stokroć określonych czynności wcale nie pomaga, tylko ożywia lęk i każe ci nadal powtarzać te irracjonalne czynności. Dużo myślałam i przecież doszłam do wniosku, że człowiek niczego w życiu nie może być pewien oprócz śmierci i podatków. Nigdy nie wiemy czy wrócimy do domu, czy nie spadnie na nas drzewo, albo nie potkniemy się o schody, albo krawężnik...nie mamy pewności, nie możemy być tego pewni. A my nerwicowcy chcemy mieć tę kontrolę, tą pewność, ale się tak nie da, świat tak nie funkcjonuję. Ja bym chciała żeby wszystko było czarne, albo białe, żeby nie było niepewności, dla tego wykonuję te irracjonalne czynności (a i tak nigdy nie będę ich pewna, bo raz może się coś stać np. kopnąć prąd, a raz nie). Więc gdzie ta pewność

. To tylko iluzja. Walczę, jest ciężko, bo myśl powracają i chcą, żeby dalej coś innego do gniazdka wkładała, ale na razie próbuje je ignorować, jest strasznie ciężko. Jak już nie umiem wytrzymać, to idę to gniazdko pogłaskać, ale nic tam nie wsadzam

...albo biorę jakiś przyrząd i udaję, jakieś tam zwierzątko i że chcę pożreć te gniazdko, warczę na to gniazdko, macham do niego, ale nie wsadzam, ale jest strasznie ciężko. Jak się pojawia większy lęk mówię sobie, to są tylko moje chore myśli, lęki, to nie jesteś ty. Walczę, ale najbardziej się boję przegrać i konsekwencji z tym związanych. Chyba sobie kupię melisę na uspokojenie.
magnez musze sobie również kupić
http://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/magne ... -czlowieka