14 marca 2014, o 17:27
autorko - znam ten ból - mam natrętne myśli o tym właśnie.
dla każdego kto zajrzy w ten wątek - NA MIŁOŚĆ BOSKĄ NIE CZYTAJCIE O TEJ TEMATYCE. NIE WCHODŹCIE NA FORA KATOLICKIE, NIE CZYTAJCIE PRAC EGZORCYSTÓW BO SIĘ POGORSZY.
NERWUSY CHŁONĄ WIEDZĘ JAK GĄBKA I SAMI PRZECIW SOBIE TO WYKORZYSTUJĄ.
ja sobie zrobiłam piekło , tu na ziemi. właśnie tym.
naczytałam się i jak mr.dd miałam takie same odruchy np. na krzyż (bo czytałam, że taki objaw) i inne, latania do Kościoła, modlitwy (a przed tym byłam słabo wierząca, więc moje 'grzesznosci' zostały spotęgowane), nic mi nie było,a wieczny niepokój. Trochę przeszło, jestem pod opieką dobrego księdza który mi dzielnie tłumaczy, że wszystko ok. Chcę ustrezec takich jak ja, żeby nie wchodzić głębiej w to, bo to pogarsza nerwy. To jak wmawianie sobie chorób. A może się skończyć najwyżej...kaftanem.
Tematyka opętań jest łatwa do przyswojenia, bo religia, bo powszechność, bo to straszne, bo presja społeczeństwa, straszenie piekłem itd,a nasz genialny umysł chłonie.
Jest to trudne i najważniejsza jest tematyka spotkań z terapeutą.
Okazuje się, że często lęki o tematyce religijnym są przenośnią wewnętrznych, zepchniętych konfliktów na linii dziecko - rodzić (Bóg kojarzony jest z charakterem ojca).
Oczekuje się kary.
Terapia + nie oglądać, nie czytać, nie rozmawiać, nie pchać się na siłę do kościoła, [bo będzie gorzej].
To myśli takie jak każde inne, jeden sobie wmawia to, inny, że ma chorobę serca, inny że schizy.
Walka ta sama.
Demony, owszem, ale własne.