Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

zdezorientowana

Tutaj możesz się przedstawić, napisać coś o sobie.
ODPOWIEDZ
marta89
Świeżak na forum
Posty: 7
Rejestracja: 12 sierpnia 2015, o 08:20

12 sierpnia 2015, o 08:49

Witajcie, jestem tu nową osobą. Nie wiem w sumie od czego zacząć, ale przesłuchałam kilka nagrań, które w jakimś stopniu mi pomogły. Tak na początek, kilka słów o mnie, od kilku lat zmagam się z nerwicą/zaburzeniami osobowości i czuję, że jestem już wypalona, czasem nie mam już sił z tym żyć, walczyć, być wytrwałą i upartą. Od dwóch lat jestem rozkładana na czynniki pierwsze w terapii psychoanalitycznej, ponoć mój stan powoli się poprawia, co sama zresztą widzę, są to niewielkie kroki, ale są, tylko dlaczego tak wolno?, jestem tym zmęczona. Moim największym problemem w tym momencie jest porzucenie przez mężczyznę na którym bardzo mi zależało. Nie wiem jeszcze czy można się tutaj tak wyżalać, ponoć można pisać co się czuje, więc jednak postanawiam się Wam wyżalić. To wszystko kręci się wokół mojego zaburzenia i objawów, które teraz nasiliły się tak bardzo, że naprawdę nie wiem jak to wszystko wytrzymuję, jak wstaję rano i idę do pracy, nie mam pojęcia, wiem tylko tyle, że to wymaga ode mnie ogromnego wysiłku, a czuję że jestem już pod bramką, na wykończeniu. Jestem pod kontrolą dobrego psychiatry, mam leki, ale to wszystko trwa bardzo długo, postanowiłam się napisać tutaj, by trochę bardziej się wspomóc. Przez dwa lata trwania mojej terapii, dokładnego diagnozowania itp. poznałam Kubę, który bardzo szybko stał się bliską mi osobą, wcześniej nie dałam sobie do tego prawa. Poznaliśmy się przypadkiem i wszystko wskazywało na to iż jemu też na mnie zależy, jednak przed poznaniem mnie był świeżo po rozstaniu ze swoją 2letnią partnerką. Ja mam tak ogromną potrzebę miłości i przelewania jej na inną osobę, czułam że jestem gotowa, a tu zonk. :( i kolejny raz porażka. Okazuje się bowiem, że mój problem polega na tym, że bardzo boję się bliskości emocjonalnej, a Kuba właśnie takiej potrzebował, zobaczyłam to dopiero później, kiedy zaczęłam analizować całą sytuację już po stracie jego. Obwiniam się pomimo tego, iż była też druga strona medalu - on zaznaczał, że nie wie czego chce, że stoi w miejscu z uczuciami. Mi było w tym ciężko, dlatego że od samego początku miłość kojarzyła mi się z okropnym cierpieniem, to wzięłam z domu, a w takich chwilach znów wraca żal i bunt na to, że urodziłam się właśnie tam. Kuba rozmawiał ze mną, przede wszystkim mnie słuchał i choć krótki czas naszej znajomości, pamiętam chwile w których byłam blisko emocjonalnie, z czego bardzo się cieszyłam. Udało się kilka razy a potem się skończyło, nie umiałam tego wytrzymać, to jest dla mnie obce. Bardzo długo płakałam i płaczę nadal, ponieważ wszystkie moje związki dotychczas to było zupełnie coś innego, wielkie obciążanie się, wzajemne wykorzystywanie - co zrozumiałam w terapii, tutaj poczułam co to bliskość i pomimo tego, że się bałam, poczułam to, ale jego już nie ma. Byłabym niesprawiedliwa gdybym nazwała go chamem itp. nie jest nim, ale nie rozmawiał ze mną, kiedy coś się działo, a ja też nie umiałam powiedzieć mu o problemie bliskości, żeby był pomimo tego, że czasem jestem odcięta, mógł pomyśleć przecież, że go nie doceniam, że go odrzucam. Nie mogę tego przeżyć, cały czas się obwiniam, nie ma go już dwa miesiące, a ja tkwię w martwym punkcie, nie mogę się wydobyć, jestem nieraz w jakiś swoich wyobrażeniach, żeby napisać list z tym wszystkim co leży mi na sercu, nie wiem już co robić.. :( jestem w kontakcie ze swoimi uczuciami, które mnie zalewają od środka, wróciły mi różne najgorsze objawy jeszcze sprzed terapii i choć mój psychiatra mówi, że to normalne, ja już nie chcę tego czuć. :( pomóżcie, podpowiedzcie, jestem zagubiona. :( Marta
Awatar użytkownika
PatrycjanXIII
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 33
Rejestracja: 30 lipca 2015, o 19:31

12 sierpnia 2015, o 11:15

Rozumiem. Też podobnie się czuje. Niestety psychoterapię dopiero będę zaczynał. W tym co piszesz jest wiele analogii do mojego związku i mojego postrzegania. Wiec jedyne co mogę zrobić to przybic pione ;)
marta89
Świeżak na forum
Posty: 7
Rejestracja: 12 sierpnia 2015, o 08:20

12 sierpnia 2015, o 11:47

Dziękuję, obawiałam się już , że nikt mi nie odpowie na moje żale, bo to przecież strona do walczenia z tymi stanami. Gdzie mogę przeczytać na temat Twojej sytuacji?? Chciałabym wiedzieć więcej. Pozdrawiam
malutka89
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 68
Rejestracja: 4 sierpnia 2015, o 16:18

13 sierpnia 2015, o 23:25

pamiętam doskonale, że ja z moją nerwicą też zawsze tak przeżywałam rozstania. Nasilały się objawy. Też rozpaczam nad tym, że leczenie długo trwa. I też z domu wyniosłam takie przekonanie, że "miłość to cierpienie". Tak właściwie trudno dociekać czy to Ty się za mało angażowałaś emocjonalnie, czy on za dużo by chciał. Zresztą to teraz mało ważne. Twoje cierpienie po rozstaniu jest dla mnie zrozumiałe. Cieszę się, że jesteś w terapii i odkrywasz siebie na nowo. Według mnie najważniejsze w naszych przypadkach jest zmiana nawyków myśleniowych. Nie każda miłość to cierpienie, nie każde rozstanie to koniec świata i żaden objaw nie zasługuje na to, by poświęcać mu całą swoją uwagę.

Myślę, że spokojnie możesz się tu wyżalić i Cię wesprzemy ;) też aktualnie jestem w gorszym momencie i próbuję się jakoś pozbierać ;)
Awatar użytkownika
Ciasteczko
Administrator
Posty: 2682
Rejestracja: 28 listopada 2012, o 01:01

14 sierpnia 2015, o 00:05

Forum jest od wyżalania się, także dobrze trafiłaś, nie krępuj się. ;)

Przede wszystkim dwa miesiące, to wcale nie jest moim zdaniem szaleńczo długi okres od momentu zawirowań uczuciowych, byś mogła się martwić jak długo Ci nie przeszło roztrzęsienie. Człowiek musi mieć czas, by ponownie złapać balans. Trochę wyrozumiałości dla siebie- nie można się traktować jak maszynki, która "musi" i "powinna" czuć tak i tak. ;)

Odnośnie obwiniania się- kochana, rzadko kiedy związek rozpada się przez jedną osobę, zazwyczaj zgrzyt jest po obydwu stronach. Sama napisałaś, że bywało różnie, że on też miał jakiś problem. Poza tym, kiedy poznajemy kogoś, gdy jesteśmy niepoukładani wewnętrznie różnie bywa- jest trudno być z kimś, jeśli się ma problemy emocjonalne, bo związek jest bardzo intensywną relacją, w której wszystko wypływa na wierzch prędzej czy później. I też, moim zdaniem, zazwyczaj dobór partnera odzwierciedla to, co mamy w środku, nasze "standardy", te podświadome. Dodatkowo, gdy ma się wypaczony nieco model miłości, to jeszcze wyżej jest postawiona poprzeczka- albo wybieramy sobie kogoś niedostępnego emocjonalnie by cierpieć, z nawyku i przyzwyczajenia (bo wydaje się to naturalne, niestety), albo jesteśmy z kimś i nie mamy pojęcia jak przełknąć to, ze na prawdę jest w porządku i jest prawdziwy zestaw uczuć od drugiej osoby- coś, o czym się zawsze marzyło, a paradoksalnie, gdy się pojawia, nie wiemy co z tym zrobić, jak przyjąć ten prezent, jak go odwzajemnić. Ale wiesz co, tak musi być jeśli się miało problemy z tym wyniesione z domu. Trzeba przejść przez etapy prostowania tego- tak uważam patrząc też i na swoją przeszłość w tej dziedzinie życia, stąd zdaje mi się, że Cię rozumiem. Jakim cudem człowiek ma się przestawić na normalne postrzeganie i uczestniczenie w tzw. zdrowej relacji, jeśli nie umie, bo nie zaznał tego, bo nie próbował w praktyce. Musi niestety działać na zasadzie prób i błędów i często zawali mu się wiele związków zanim dojdzie do etapu tej względnej normalności. I może brzmi to dziwnie, ale tak na prawdę trochę musi poeksperymentować na innych. Ale to nie jest okrutne, bo ci inni też nie są bez "grzechu", bo tak to działa, moim zdaniem ludzie zadziwiająco często się przyciągają tak, jakby mieli się przy sobie wzajemnie ogarnąć, jeśli jest im to potrzebne (chyba, że ktoś jest świadomym manipulantem i tyranem-ale takie kwestie odkładam tu na bok-mam na myśli kiedy ktoś próbuje się z kimś związać z dobrą intencją, no i nie wychodzi). I czasem juz dochodzą do momentu kiedy mogą związać się na długo, a czasem są tylko kolejnym krokiem na pewnej drodze. Niestety nasze życie jest momentami trochę jak projekt badawczy, tzn. zestawem prób i błędów, choć rzadko się na nie tak patrzy. Ale co by nie mówić, jeszcze się taki nie urodził, co by od razu wiedział jak przeżyć swoje życie i jedni będą mieli do przerobienia problem w związkach, inni w pracy, jeszcze inni w czymś innym... tak to już jest.

Wracając do Twoich emocji, piszesz - "nie chcę tego czuć". Gdy tak myślisz zaczyna się dziać coś niedobrego - narastający konflikt wewnętrzny, chęć ucieczki od samej siebie- tzn. fakt, że nie chcesz czegoś czuć nie powoduje niczego innego, jak tylko to, że dalej to czujesz, ale chcesz się oddzielić jakby od samej siebie, uciec, czyli dokonać niemożliwego. Tworzysz sobie wroga w samej sobie, rozdzielasz na dwie osoby- krytykanta i krytykowanego, tym samym kierujesz ostrze noza przeciwko samej sobie, nie pozwalasz sobie na uczucie. A wiesz, że paradoksalnie, kiedy pozwalasz sobie poczuć nawet tę 'złą' emocję, to ona prędzej się rozpuści i przepadnie? Bo walcząc z nią , tylko ją podsycasz i nadajesz większą moc. Eksponujesz ją na zasadzie kontrastu z przeciwstawnym oczekiwaniem- im większa nienawiść do własnych emocji, tym mocniejszy jest bat, który sama na siebie ukręcasz. Akceptując dane odczucie , wcale nie zapraszasz go na zawsze do swojego serca, tylko uznajesz istnienie emocji i ich naturę, takimi jakimi są, nie udajesz przed sobą, a dzięki temu nie musisz już walczyć. Walka jest bardzo wycieńczająca, szczególnie z samym sobą. Można się czuć jakby się przeniosło 100 ton kamieni, nie wychodząc z domu, a to bitwa która toczy się we własnej głowie...
Odburzanie, to proces - wstajesz, upadasz, wstajesz, upadasz... ale upierasz się, że idziesz do przodu.
Każdy ma tę moc. Nie odkładaj życia na później. Nigdy. :hercio:
marta89
Świeżak na forum
Posty: 7
Rejestracja: 12 sierpnia 2015, o 08:20

16 sierpnia 2015, o 15:16

Hej dziękuję Ci malutka89 za kilka słów i wsparcie, dobrze jest czuć, że są inni z którymi można się dzielić swoim problemem. Trudne momenty potrafią zrobić sporo szkód i utrudniać codzienne życie. Mi bardzo ciężko pogodzić się z długością swojej terapii,, gdyż oprócz potrzeby leczenia(które wychodzi mi czasem bokami) wychodzą na wierzch inne potrzeby i pragnienia, takie jak bliskość, związek, dobre słowo, dobre uczynki dla drugiej osoby, akceptacja, mam w końcu 26 lat. Związek z Kubą pokazał mi bardzo wiele, dlatego tak trudno mi to przeżyć, ale skąd mogłam to wiedzieć, jak miałam to poukładać skoro nikt mnie nie nauczył. Jest dobrym chłopakiem, ale każdy swoje ma i nie chcę już dłużej go idealizować, jest po prostu normalny a ja mam jeszcze spore zamieszanie w swoich uczuciach i wiem, że pójdę dalej tylko wtedy, kiedy skończę walkę, odłożę broń i zaakceptuję to co jest i że tak jest póki co, bowiem nie jestem stworzona do życia w pojedynkę i nie wyobrażam sobie, że tak miałoby być do końca życia, więc mam cel. Myślę, że wiele osób czuje podobnie.
Myślę, że spokojnie możesz się tu wyżalić i Cię wesprzemy ;) też aktualnie jestem w gorszym momencie i próbuję się jakoś pozbierać ;)
Dziękuję jeszcze raz. Napisz proszę, jeśli chcesz i czujesz taką potrzebę, co to za gorszy moment, może ja też będę miała okazje do powspierania Ciebie :) Ściskam
Awatar użytkownika
PatrycjanXIII
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 33
Rejestracja: 30 lipca 2015, o 19:31

17 sierpnia 2015, o 09:41

My neurotycy tak mamy. Nie umiemy być sami. Też tak czuję...
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

17 sierpnia 2015, o 10:50

Jezeli na okres samotnosci, na czas kiedy jestesmy sami patrzymy pod takim kątem:

"jestem sam bo jestem do niczego", "jestem taki samotny i mi tak zle bo przeciez kazdy kogos ma", "samotnosc to najgorsze co moze byc bo szczescie moze dac tylko drugi czlowiek a nie ja sam sobie", "mam dola bo jestem samotny jak palec bo nic mi sie nie uklada",

to wowczas u kazdego czlowieka na swiecie chocby chwila samotnosci bedzie tragedia.
Zamiast skupiac sie na byciu samotnym, najpierw trzeba zrozumiec co to znaczy "miec siebie" i wtedy i zwiazki wygladaja inaczej i samotnosc i wszystko.
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
Awatar użytkownika
PatrycjanXIII
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 33
Rejestracja: 30 lipca 2015, o 19:31

17 sierpnia 2015, o 11:41

Święte słowa Victor. Tego właśnie się cały czas uczę. Opornie mi to idzie. Tym bardziej ze znalezieniem kogoś nowego nie ma problemu. Problem mam ja i musze go najpierw zaakceptować a później wyeliminować...
marta89
Świeżak na forum
Posty: 7
Rejestracja: 12 sierpnia 2015, o 08:20

17 sierpnia 2015, o 13:55

Victor pisze:Jezeli na okres samotnosci, na czas kiedy jestesmy sami patrzymy pod takim kątem:

"jestem sam bo jestem do niczego", "jestem taki samotny i mi tak zle bo przeciez kazdy kogos ma", "samotnosc to najgorsze co moze byc bo szczescie moze dac tylko drugi czlowiek a nie ja sam sobie", "mam dola bo jestem samotny jak palec bo nic mi sie nie uklada",

to wowczas u kazdego czlowieka na swiecie chocby chwila samotnosci bedzie tragedia.
Zamiast skupiac sie na byciu samotnym, najpierw trzeba zrozumiec co to znaczy "miec siebie" i wtedy i zwiazki wygladaja inaczej i samotnosc i wszystko.

Witaj Victorze - myślę, że masz całkowitą rację, takie nastawienie opóźnia akceptację i ruszenie w stronę prawdziwego problemu. Uważam, że takie myślenie o sobie jest dowalaniem sobie samemu i nie prowadzi do poprawy a raczej pogorszenia stanu psychicznego. Po dwóch miesiącach po odrzuceniu, kiedy zbieram się w sobie zaczynam widzieć różne nowe rzeczy, ten związek, a raczej próba była pierwszą po mojej trudnej terapii, która trwa nadal, ale czułam że jestem na to gotowa, dostałam "błogosławieństwo" na tę próbę od własnej terapeutki. Skąd miałam wiedzieć to wszystko, nikt mnie tego nie nauczył, uczę się sama na błędach. Teraz coraz dłużej udaje mi się być samej ze sobą i nie wpadać w panikę, ale to trwa krótko, mam nadzieję, że się utrzyma. Dopiero kiedy odnajdziemy siebie w dobrej samotności, nauczymy się być ze sobą i dodatkowo czuć się z tym dobrze (ale to cholernie trudne zaznaczam, do tej pory mam dni kiedy boję się i muszę czasem długo myśleć i sobie tłumaczyć o co chodzi, ale próbuję). W stanie doświadczenia dobrej samotności jesteśmy wtedy gotowi zaprosić kogoś do naszego życia aby umieć nie tylko brać, ale też się dzielić i wspierać. Moje doświadczenia pierwszych chwil po porzuceniu były bardzo trudne, bo w pierwszych momentach takich prób uciekałam z mieszkania kiedy byłam sama, rozmawiałam z obcymi ludźmi, którzy być może patrzyli na mnie jak na wariatkę (a może to tylko moja wyobraźnia). Wszystko łączy się z akceptacją i tu BARDZO POMOGŁO MI WASZE NAGRANIE O ISTOCIE AKCEPTACJI. Taka jestem, w takim momencie jestem, moje zdrowienie i eliminowanie starych schematów jest możliwe tylko metodą prób i błędów. I to nie jest tak, że tacy już jesteśmy, to aby z czegoś wyjść należy sobie najpierw uświadomić a potem być, bardzo wytrwałym i bardzo ale to bardzo się starać. Coraz więcej rozumiem i wiem, że przede mną jeszcze sporo pracy, ale kiedy odwracam się w tył naprawdę widzę jak wiele zrobiłam w terapii. Myślę, że każdy może to zrobić jeśli będzie bardzo chciał i poszuka w sobie motywacji, ale wiem że i do motywacji i chęci trzeba dojrzeć. Każdy ma bowiem swój czas. Pozdrawiam ;)

-- 17 sierpnia 2015, o 13:55 --
PatrycjanXIII pisze:My neurotycy tak mamy. Nie umiemy być sami. Też tak czuję...
Hej PatrycjanXIII, widzisz neurotykiem, można być, nawet sobie przed chwilą przeczytałam o neurotykach, by zwiększyć swoją wiedzę :P . Neurotyk faktycznie nie umie być sam, tyle, że może coś z tym zrobić, u mnie idzie to do przodu i myślę, że u Ciebie też pójdzie, kiedy zaczniesz skupiać się np. na robieniu sobie samemu przyjemności (choć to trudne na początku, mnie napadała ogromna złość, kiedy terapeutka zalecała mi takie działania) a przez to zaczniesz małymi krokami być ważnym sam dla siebie. Pisałeś wcześniej, że dopiero będziesz zaczynał terapię, ale to super naprawdę bardzo się z tego cieszę, tam będziesz mógł przyjrzeć się swoim mechanizmom. Osobiście uważam, że neurotyzm z działaniem staje się coraz to łagodniejszy. Mi było łatwiej, kiedy dowiedziałam się, że w innych ważnych i bliskich mi osobach widzę rodziców i niezaspokojone potrzeby, co też charakteryzuje neurotyka. Kiedyś do tego stopnia nie umiałam być sama, że kolejno wpadałam w następne związki, raniąc jeszcze bardziej siebie i osoby, które okazały mi sympatię i zainteresowanie. Teraz jest inaczej, czasami jeszcze bardzo płaczę, ale dwa miesiące w tym jestem z pomocą przyjaciółki, koleżanek i rodziny, miałam już okazję wejść w coś nowego, ale nie powiedziałam STOP. To mnie cieszy, bo widzisz w takim momencie wracając wstecz widzę co zrobiłam w terapii. Dlatego zachęcam Cię z całego serca do odkrywania siebie i uczenia się na nowo w terapii. :) Aaaa i jeszcze napisałeś, że problem masz Ty i musisz go najpierw zaakceptować a potem wyeliminować - to już bardzo wiele. Akceptacja podstawa, ale wyeliminowanie zamieniłabym raczej na próbę zrozumienia problemu i pracę nad nim, by uniknąć rozczarowań, że to co nam przeszkadza od tak można wyeliminować, bowiem dwa lata temu myślałam tak samo i czasem to nawet w chwilach większej frustracji wraca do mnie. Na pracę, zaangażowanie i starania potrzeba czasu, czasu i jeszcze raz czasu. To tak z mojego doświadczenia. Pozdrawiam :) ;)
ODPOWIEDZ