hetman999 pisze: ↑16 lutego 2021, o 13:39
Katja pisze: ↑16 lutego 2021, o 12:12
Zazwyczaj pod drodzę do tego etapu coś tam trzeba zrozumieć i w ten sposób również w odniesieniu do innych spraw nasza postawa może się zmienić.
Ja się niczego nie pozbywałam. Chociaż na początku bardzo chciałam. Cały dzień o niczym innym nie myślałam tylko co robić jak taka myśl, a co jak inna, co w razie palpitacji, a jak to było kiedyś jak miałam podobne objawy, co jak przyjdzie atak paniki. Jedna wielka analiza, analiza, analiza, a potem analiza analizy, analiza nieanalizowania, analiza analizy nieanalizowania, no obłęd

Dziś to rozumiem, że poziom lęku wręcz szybował, stąd mózg parował od analizowania, ale wtedy wydawało mi się to w chUUJ ważne żeby to wszystko zanalizować, upilnować, skontrolować, a nawet gdy już miałam tego dość to mózg robił to sam nawykowo. Mnie somaty w pewnym momencie też już nie ruszały pomimo, że miałam je bardzo mocne, ale co z tego jak pomimo braku reakcji one były i to w takim stopniu, że czasem cięzko było coś zrobić. A były bo pomimo czytania, pisania, radzenia innym we mnie wciąż był opór, obawa, że kurna to nigdy nie minie, albo że kij wie co z tego będzie ( a co ja już nie tworzyłam, że może mi być, ja się bałam już absolutnie wszystkiego, łącznie z częściami własnego ciała, co chwila tworzył się w mojej głowie jakiś mroczny scenariusz tego co stanie mi się w końcu od tej nerwicy), a druga sprawa, że jak system nerwowy jest tak mocno już przeciązony jak u mnie ( + na bieżąco wciąż był przeciążany ) to trzeba czasu żeby się to wszystko wyciszyło i co za tym trzeba się przygotować, że trochę wody upłynie zanim to nasze akceptowanie, ignorowanie i niereaktywnośc przyniosą efekty. Ja stosowałam metody różne w różnych okresach, bo u mnie objawy skakały od somatycznych przez takie bardziej typowe dla ocd czy rocd, do tego kompulsje, natręctwa, ataki paniki + jeszcze problemy zdrowotne, brak pracy, więc ja sobie działałam różnie z tymi myślami i na różnych etapach różne rzeczy mi pomagały. Na pewno pomocne było przypominanie sobie czym są te myśli, jak działa mechanizm lękowy, ośmieszanie natrętów, ale także pozytywne, optymistyczne nastawienie ( to szczególnie gdy dopadły mnie silne stany depresyjne związane z problemami ze zdrowiem ) + postawa agresywna i ryzkowanie. Ale to co mi moim zdaniem najbardziej pomogło i przyniosło w końcu jakiś efekt to przekonanie, że się da i że ja mogę z tego wyjść i pewna determinacja, że choćby skały srały to będzie jeszcze normalnie, ale to wynika w ogóle z mojego nastawienia do życia. To, że nawet w najgorszych chwilach, jak już myślałam że to koniec, mam dość i chyba podziękuję za takie życie, to zawsze wracałam do przekonania, że z tego da się wyjść.
Dzięki za te słowa. Trochę tego miałaś, a siedzenie w domu nikogo nie nastraja dobrze. Ja, pomimo tego, że mam 38 km do pracy, to wolę do niej jeździć niż siedzieć i myśleć w domu.
Katja, wnioskuję, że nawet jeśli nie jesteś odburzona na 100%, to te najgorsze momenty, które w kilku kwestiach mamy wspólne, już za Tobą?
Czy na te lęki z d...y też stosowałaś po prostu niereaktywność? Czyli poczułem namiastkę lęku, ale niech sobie będzie? Wiesz, tu zaraz idzie kolejna myśl, że skoro drgnęło coś na widok szczotki klozetowej, to już ze mną jest bardzo źle...
Myślę, że wiele w zaburzeniu zależy od tego jak mocno przeciążyliśmy nasz układ nerwowy ( a najbardziej szkodzi tzw bierny stres ) i jak bardzo zabrneliśmy w nerwicowe schematy + jakieś tam predyspozycje do pewnych spraw, środowisko w którym przebywamy, inne zaburzenia osobowości itp. Ja z racji, że siedzę za granicą, gdzie pracowałam rzadko i pełniłam raczej rolę pani domu która jest idealnie nie dla mnie

+ mało znajomych bo przeprowadziliśmy się na tzw zadupie ( co bardzo kontrastowało z moim wcześniejszym życiem w Warszawie ) , miałam idealne warunki żeby się całe dnie wkręcać. Pamiętam jak czytałam w książce Claire Weekes że tzw zadupia, odosobnienia itp sa idealnym miejscem dla pielęgnowania nerwicy co też ja robiłam

i przez to moja nerwiczka rozbudowała się o kilka poziomów w tym poziom totalnie abstrakcyjny, gdzie zawał czy wylew był banałem. I co za tym o niereaktywności to ja mogłam sobie na początku pomarzyć, bo jak tu być niereaktywnym jeśli nagle dostaje się silnych natretów samobójczych do tego stopnia, że płaczę się, trzęsie i ucieka na widok noża a nawet jakiegokolwiek kantu. Więc tak po prostu na początku nie mogłam jej stosować, bo poziom nerwicowego obsrania był zbyt duży. Co więc stosowałam? No było mega dużo gadania do siebie, czytania, słuchania nagrań żeby chociaż na poziomie logiczny sobie to wszystko wbić w banię. Tutaj jednak przestrzegam przed spędzaniem całych dni na tym. Potem był etap, że coś tam starałam się działać, oczywiście na początku to szło to wszystko...no nie szło, ale pomimo gęby zapłakanej co godzinę starałam się działać. Kolejny etap to był taki, że poziom lęku nieco opadł i pewne rzeczy troszkę zobaczyłam w innym świetle co pomogło wreszcie rzeczywiście stosować tą niereaktywność i w ogóle był to moment gdy zauważyłam, że ja mam sporą wiedze teoretyczną, ale gorzej z praktykowaniem tego ( myślę, że to jest problem wielu osób tj. wydaje im się, że działają, praktykują a w rzeczywistości niekoniecznie tak jest ). W międzyczasie pojawiła się też depresja czy też stan depresyjny wynikający z problemów zdrowotnych i to już był moment kulminacyjny wszystkiego, ale to już daruję opisy i dojdę do miejsca w którym jestem tj. miejsca w którym wciąż mój stan emocjonalny jest jeszcze w trybie zagrożenia, ale już poziom lęku opadł na tyle, że moje ciało nie reaguję aż tak przesadnie, analizy ustały, a ja mogę już właśnie akceptować ten stan i nie reagować. Ja w ogóle uważam, że wiele osób w tym kiedyś ja myśli, że akceptacja jest punktem wyjścia a to jest punkt dojścia, do tej akceptacji i niereagowania my musimy dojść najczęściej przez różne techniki typu ośmieszanie, racjonalizowanie itp I w zależności od tego jak silne jest u kogoś zaburzenie każdy dochodzi do tego trochę inaczej.
Jeśli chodzi o drgnięcia na widok szczotki klozetowej to takie abstrakcyjne historje wynikają po prostu z bogatej wyobraźni

...a poważnie to wynikają z wysokiego poziomu lęku i nie są niczym dziwnym, w stanie zagrożenia niebezpieczeństwo może się czaić nawet ze strony kostki toaletowej i papieru.