Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Zaburzenia lękowe - nie daje rady

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
ODPOWIEDZ
Łukasz78
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 11
Rejestracja: 3 stycznia 2019, o 17:50

26 stycznia 2019, o 09:57

Witam chciałbym prosić o wsparcie. Na początku streszczę moją historię byście mogli lepiej zrozumieć mnie.

Zacznę od początku:
- Od najmłodszych lat nie miałem łatwego dzieciństwa. W domu była przemoc ze strony ojca - za każdą źle zrobioną czynność byłem karcony, zdążyło mu się uderzyć kilka razy matkę, często były awantury, sprzeczki, ale były i też dni pełne pozytywnych rodzinnych relacji. W szkole miałem wielu znajomych z którymi wspominam świetnie sprawdzony czas. Niestety gdy miałem 14 lat rodzice się rozwiedli. Na początku się cieszyłem z tego powodu "Będę mógł grać na bez ograniczeń", "tato nie będzie mi kazać robić wszystkiego" itd. 😁 jednak w trakcie wszystkich rozpraw sądowych, napiętej atmosfery, kilku niemiłych incydentów stwierdzam że dotknęło mnie to psychicznie. Ojciec się wyprowadził, a ja zostałem z matką i młodszym rodzeństwem. Często obrywałem fizycznie, psychicznie choć sam nie byłem ideałem. Matka była bardzo nerwowa w tym okresie. Miałem nawet myśli samobójcze, byłem tak bezradny gdy dostałem wpierdziel. Ogólnie zawsze że względu na bardzo wysoki wzrost, długie, chude kończyny miałem barierę z zaakceptowaniem siebie. Zwłaszcza gdy w wieku dojrzewania znacznie przegoniłem wzrostem swoich rówieśników. Miałem poczucie że się wyróżniam w negatywnym wydźwięku, podejrzewałem u siebie gigantyzm. Od zawsze bałem się chodzić do tablicy i rozwiązywać zadania, bo wiązało się to z oceną innych. Oczywiście wtedy nie byłem tego świadom. Nie miałem jeszcze wtedy żadnych negatywnym objawów ze strony układu nerwowego.Gdy przyszedł czas na szkołę I wybory, mój pierwszy tik nerwowy pojawił się właśnie w dzień rozpoczęcia roku szkolnego. Byłem wtedy na stacji PKP - zupelni nowi ludzie, otoczenie. Stałem spięty, spocony, zestresowany, czułem mocny lęk, przerażenie mimo że nikt do mnie nawet nic nie mówił. To był szybki ruch głowy (ruch szybkiego przytaknięcia). Gdy teraz robię sobie introspekcję to stwierdzam, że
te wszystkie negatywne emocje miały swoje źródło ponownie - ocena innych, co inni o mnie powiedzą, na pewno mnie skrytykują, ja odpowiem i dojdzie do bójki itd. Sprowadza się to do potrzeby bezpieczeństwa, przynależności, szacunku i uznania. Poziom nasilenia leku w tym okresie był już znacząco za duży. Pamiętam jak nawet raz zrobiło mi się niedobrze w pociągu, miałem takie duszności że przez 5-10 min nie wiedziałem co się dzieje i miałem całkowicie ciemny obraz w oczach. Zdarzało mi się też za dziecka miewać omdlenia (bez utraty świadomości) od kadzidła czy po prostu stojąc w kościele. Nie byłem z tym u żadnego lekarza, moi rodzice się tym nie interesowali. Z drugiej strony byłem w domu to było wszystko ok, ciężko było to dostrzec, a ja sam nie zastanawiałem się dlaczego tak się dzieje, zaadoptowałem się do tej patologii. Znalazłem swoją "odskocznie" w siłowni. Wszedłem w to głębiej, zacząłem się lepiej odżywiać, ciężko trenowałem, wydawałem kieszonkowe/oszczędności na suplementy. Endorfiny które czułem po treningu mocno mnie podbudowały, to sprawiało że życie nabrało barw. Niestety w szkole średniej nie szło mi do końca z nauką. Na lekcjach byłem bardzo spięty, miałem lęk, rzadko jeszcze wtedy ataki paniki. Miałem w porządku znajomych z nowej szkoły, jednak nie byłem przez wszystkich akceptowany, często byłem ofiarą ordynarnych żartów, które były codziennością dla niektórych rówieśników. Jednak ja byłem bardziej wrażliwy na to, a też nie potrafiłem odpowiedzieć odpowiednio na chamskie teksty. Miałem bardzo późno mutacje głosu, do dzisiaj mój głos nie jest jakiś mega męski. Jakikolwiek zarost na twarzy pojawił mi się również później. To było kolejnym argumentem za tym żeby porównywać się do innych, czuć się gorszym, bać się oceny siebie na tle innych. Niezdanie do następnej klasy było kolejny wydarzeniem które zniszczyło moje poczucie własnej wartości. Bardzo długo po głowie chodziły mi myśli o tym i związane z nimi negatywne emocje. Ciężko było mi to zaakceptować. Moje tiki nerwowe w tamtym okresie zwiększyły się.

Poszedłem do drugiej szkoły. Kolejny raz nowi ludzie, poczucie wstydu że się ma już jedną porażkę. Negatywne wzorce zachowań i przekonań stopniowo się pogłębiały. Na każde podejście do tablicy lub publiczne wystąpienie reagowałem lekiem, można powiedzieć atakiem paniki. Zaadoptowałem się do tego i jakoś przetrwałem ten okres. Też padałem często ofiarą żartów, chamskich tekstów. Z reguły lękałem się odezwać, postawić mimo swoich gabarytów. Rówieśnicy wyczuwali we mnie słabość, nie potrafiłem w dalszym ciągu obronić się przed krytyką ani ją zaakceptować.

Z treningami szło mi bardzo dobrze, wyglądem sylwetki wyróżniałem się spośród rówieśników. To dodawało mi resztki poczucia pewności siebie. Wielu respektowało i podziwiało to co robię. Solidne treningi, odżywianie sprawiły że miałem aspiracje na zawody. Naprawdę się w to wkręciłem kolokwialnie mówiąc. Niestety używanie stymulamtow przy można powiedzieć wczesnych fazach zaburzeń lekowych nie było zbyt dobrym pomysłem. Zaczęły się bezsenne noce w zależności od dnia w którym stosowałem dany stymulant. Do tego katorżnicze treningi, duży deficyt kaloryczny w diecie sprawiły że jak na zewnątrz wygladalem jak Grecki posąg tak w środku psychicznie byłem już mocno zburzony. Nie potrafiłem się opamiętać. Zdać sobie sprawę że moje wzorce zachowań, moje przekonania nie są na miejscu i potreniwać nad tym. Zamiast tego zaadoptowałem się do kolejnej progresji tej skrajności i brnąłem w tym dalej. Uważałem że te wszystkie lęki, mniej przyjemne emocje są próbą losu dla mojego charakteru.

Wtedy też zdecydowałem się na pierwszy cykl sterydowy. Miałem wtedy 19 lat, nieźle mi szło. Miałem już kilka wygranych zawodów, chciałem pójść w to profesjonalnie. Do tego myślałem że to rozwiąże mój problem z brakiem zarostu, mało męskim głosem i resztą kompleksów. Poznałem wtedy swoją pierwszą dziewczynę z którą zapowiadało się całkiem obiecująco. W końcu poczułem że żyje, brałem testosteron, miałem więcej energii, odwagii, moje ciało wyglądało znacznie lepiej, a do tego dziewczyna - czułem się szczęśliwy. Ludzie mnie podziwiali, chwalili. Mialem wiecej znajomych z silowni. Byłem przekonany ze moje zaburzenia sie skończyły. Niestety związek nie potrwał długo, rozstaliśmy się po 2 miesiącach. Powiedziała mi że to nie jest to coś i chce żebyśmy wrócili do stopy znajomych. Z początku to zaakceptowałem jednak po czasie to był kolejny cios w moje poczucie wartości. Mój sen w tamtym okresie był jeszcze gorszy. Potrafiłem nie spać całą noc, na drugi dzień wziąć 400 mg kofeiny i iść na trening i tak wiele razy powielałem błędne koło. Czytałem o metodach relaksacyjnych itd jednak nie potrafiłem nad tym zapanować. Sterydy sprawiały że mogłem spać 3 godz i być wyspany. Niestety ale na koniec cyklu nie dopilnowałem swoich hormonów, odstawilem środek na miesiąc od tak. Trądzik który miałem od lat dojrzewania zamienił się wtedy w prawdziwą plage wyprysków. Jednak po kilku tygodniach stwierdziłem że trzeba to powtórzyć i wszedłem od tak na kolejny cykl tego samego środka - czysta głupota. Po kolejnych 8 tyg cyklu zszedłem całkowicie z tego ale tym razem po części z głową- wziąłem środki na unormowanie hormonów. Na ile mnie unormowały to nie wiem, natomiast pół roku temu(minęło 3 lata) zrobiłem sobie badania i jest ok. Moje zaburzenie bardzo mocno progresowały.Tiki nerwowe stały się mocniejsze i częstsze. Wycofały mnie ze społeczeństwa. Unikałem miejsc publicznych.

Nie potrafiłem zaakceptować tego wszystkiego co się dzieje. Tutaj to dopiero rozpoczął się epizod nieprzespanych nocy. Radziłem sobie melatonina, czasami hydroksyzyną. Jednym słowem masakra. Byłem mocno zburzony, do tego konflikty w domu po części ja w nich byłem winnym. Zaczęły się rozprawy sądowe, przeprowadzka i wiele emocji które nie życzę nikomu. Po nieudanym cyklu sterydowym stwierdziłem że już nigdy w życiu tego nie użyje. Trenowałem dalej, jednak zauważyłem że moje serce już nie jest tak wydajne. Ataki paniki w nieuzasadnionych przykładach były normą.

Skończyłem szkołę średnią, nie zdałem matury. Mimo takich doświadczeń nie wyciągnąłem za dużo wniosków. Nadal nie poszedłem do żadnego lekarza. Moje tiki skutecznie mnie wycofywały z życia społecznego. Bałem się iść do sklepu bo ktoś zobaczy moje tiki i negatywnie mnie oceni. W efekcie takie podejścia każdy kontakt z nowymi ludźmi wywoływał u mnie lęk i tiki.

Po kilku miesięcach trochę "odetchnąłem" i zdecydowałem że chciałbym się dalej kształcić. Zapisałem się do kolejnej szkoły, międzyczasie poprawiłem maturę. Zaburzenia trochę ustąpiły, czytałem też książki o rozwoju osobistym, radzeniu sobie ze stresem, praktykowałem tą wiedzę i to mnie mocno odburzało w jakimś stopniu. Dlatego zdecydowałem się też pójść na studia. Międzyczasie bardzo intensywnie trenowałem, oczywiście bez farmakologii. Byłem z tikamiu neurologa i powiedział że to najprawdopodobniej zaburzenia lękowe i dał mi skierowanie na psychoterapię i psychiatry z NFZ. Niestety nie skorzystałem. Na terapię rok czekania, a psychiatra z marszu chciał mi przepisać SSRI. Jako że studiuje medycynę, wiem że leki z tej grupy nie są dobre i w niektórych krajach odchodzi się od nich. Nie chciałem psuć swojego zdrowia bardziej. Ratowałem się naturalnymi substancjami- rhadiola rosea, ashwaganda, kava, l-teanina. Efekty były w zasadzie te substancję przyczyniły się do tego że zrobiłem ogromny postęp w edukacji, próbie powrotu do równowagi, treningach.

Pierwszy rok studiów jakoś zleciał, udało się to zdać. Ataki paniki, tiki były chlebem powszednim dla mnie na każdej stopie życia. Jednak doszły mi też drgania i trzęsienia głowy. Słuchajcie moja głowa trzęsła się w kierunku przeczacych ruchów głowy, nie potrafiłem jej utrzymać. To było dla mnie ciosem w plecy. Ludzie na studiach zaczeli się ze mnie śmiać, dogadywać (oczywiście nie wszyscy). Te trzesienia, drgania raz były mniejsze, raz większe ale są cały czas. To wygląda jak drżenie samoistne, lub Parkinson.
Udało mi się jakoś to zaakceptować, nauczyć się z tym żyć.

Dzisiaj jestem na 2 roku, obecnie mam sesję. Nie radzę sobie z tym. Ze względu na naukę musiałem zaprzestać trenować. Schudłem 5 kg. Gdy tylko wejdę na uczelnie lub jakiekolwiek inne miejsce publiczne czuje duszność, lęk, ataki paniki. Wiecie ile stresu kosztowało mnie np. Zdanie ustne przedmiotu.. Byłem u neurologa, dał mi skierowanie na oddział neurologii gdzie zrobią mi tomografie itd. W dzieciństwie miałem też złamanie obojczyka, wiele upadków, być może przyczyną mogą być też zmiany organiczne. Dostałem receptę na lek który niby to redukuje, ale nie chce się tym truć. Tyle czasu wytrzymałem to i mnie kilka tyg nie zbawi. Jednak wybiorę się tam dopiero po sesji. Głowa trzęsie mi się w spoczynku, niezależnie od emocji jakie w sobie mam. Medytacja, ćwiczenia oddechowe jakoś mnie ratują + zioła ale czuje że jestem na skraju wyczerpania psychicznego. W domu rodzinnym często wyśmiewano moje tiki, drżenia. Na uczelni tak samo głupie żarty np. On ma Parkinsona. Wstydzę się tego, ciężko mi to zaakceptować stąd też moje ataki paniki w większości sytuacji na uczelni.
Z trudem ucze się do kolejnych egzaminów, jeśli zdam semestr to będzie cud.
Od 1,5 roku myślałem że dam radę odburzyć się sam. Czytałem jak już mówiłem książki o psychoterapii PB i efekty były całkiem niezłe. Były tygodnie gdzie czułem się dużo lepiej.

Niestety teraz już wiem że nie dam rady wyjść z tego sam. Jeśli chce skończyć te studia, to muszę się zacząć leczyć. Co radzicie ? Od czego zacząć ? Na pewno nie zacznę od psychiatry. Może lepiej udać się prywatnie na psychoterapię? Pojadę na ten oddział neurologii zobaczę co wyjdzie, jest też opcja że to może być choroba Wilsona. Obecnie priorytetem jest dla mnie zdanie semestru, skupiam na tym cały swój wolny czas. Jeśli zdam to zaraz po ruszył bym z tematem. Dziękuję za każdy komentarz :)
Luina
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 30
Rejestracja: 2 listopada 2018, o 13:42

26 stycznia 2019, o 10:35

Ja niestety nie doradzę jeśli chodzi o medykamenty. Sama nigdy nie chciałam iść zażywać, ratowałam się suplementami. W tym momencie nie odczuwam prawie somatow. Jakoś mi się udało to zminimalizować, po prostu przestałam skupiać na tym uwagę i to zwyczajnie olewać. Myśle, ze warto pójść na odział neurologii po to żeby sie zbadać i być może dobrać indywidualna formę leczenia. Skup się na sesji, spróbuj ja zdać, na pewno Cię na to stać. Wnioskuje po tym co o sobie napisałeś, ze potrafisz być konsekwentny, uparty i dajesz sobie radę mimo przeciwności jakie napotkasz. Widać, ze się mimo wszystko się nie poddajesz i walczysz, ale i to jest najważniejsze! Podziwiam, ze udało Ci się zdać na medycynę, to są bardzo ciężkie studia. Ja bym w życiu na dała rady. Zbyt nisko się cenisz, masz problem z poczuciem własnej wartości, a widać ze w życiu pokazałeś, ze na wiele Cię stać. Osoby, które Cię wytykają palcami z powody tikow to głupcy. Nie powinno się nigdy tego robić, wyśmiewać słabości innych. Zreszta jestem zdania, ze karma wraca, a w zyciu wierze w równowagę. Będzie w końcu dobrze. Skoro nie dajesz sobie już rady pomysl może o jakiejś psychoterapii. Z pewnością będzie pomocna, a kto wie może i kluczowa! Wydaje mi się, ze to bardzo ważne. Walcz dalej, a w końcu będzie lepiej! Będą i słabsze momenty, ale zawsze będziesz p krok dalej.
Łukasz78
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 11
Rejestracja: 3 stycznia 2019, o 17:50

26 stycznia 2019, o 13:51

Dziękuję za wsparcie :) Powiedziałem sobie że ze wszystkich sił spróbuję zdać wszystko jak nie w 1 to w 2 terminie. Narazie mam za sobą połowę, więc jest to dla mnie duży sukces. Nie jest łatwo, ale nie chce się poddawać.
Luina
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 30
Rejestracja: 2 listopada 2018, o 13:42

27 stycznia 2019, o 12:25

Trzymam mocno kciuki 🤗 na pewno sobie poradzisz!
Gafa
Hardcorowy "Ryzykant" Forum
Posty: 723
Rejestracja: 27 grudnia 2016, o 14:27

27 stycznia 2019, o 13:08

Łukasz78 pisze:
26 stycznia 2019, o 13:51
Dziękuję za wsparcie :) Powiedziałem sobie że ze wszystkich sił spróbuję zdać wszystko jak nie w 1 to w 2 terminie. Narazie mam za sobą połowę, więc jest to dla mnie duży sukces. Nie jest łatwo, ale nie chce się poddawać.
Łukasz nie rób sobie presji. Nie ważne w którym temninie zdasz. Na prawdę. Na luzie. Ważne żeby robić co się da w danym momencie. Dasz radę!
Łukasz78
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 11
Rejestracja: 3 stycznia 2019, o 17:50

15 lutego 2019, o 15:36

Ludzie dzięki za wsparcie, zdałem wszystko za 1 razem :) Jestem teraz w szpitalu gdzie robią mi badania pod kątem dystonii, drżenia samoistnego, choroby Willsona. Między czasie myślę już o terapii. Wątpię bym skorzystał z terapii z NFZ, raz że trzeba długo czekać, a dwa czytałem z opinii ludzi że to jest loteria z trafieniem na dobrego terapeutę. Oczywiście nie jest powiedziane że prywatnie też trafi się na odpowiednią osobę.
ODPOWIEDZ