Dodam, że tylko raz bałam się "że umrę" podczas ataku (wtedy, kiedy miałam ucisk w gardle). Poza tym, nie boję się ataków fizycznych, jakoś potrafię je ogarnąć, nie miałam nigdy uczucia, czy myśli typu "mam zawał, co mi jest, umieram".
Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
ZABURZENIA LĘKOWE CZY JUŻ DEPRESJA?
- Paulosia
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 107
- Rejestracja: 26 stycznia 2025, o 18:57
Hej wszystkim, nazywam się Paulina i mam 27 lat..Piszę tutaj bo chyba potrzebuje wsparcia... Pierwszy "atak paniki" wystąpił u mnie w połowie października, wieczorem poczułam silny 'lęk" kładąc się do łóżka, w końcu zasnęłam. Na drugi dzień poczułam bardzo duże przygnębienie, smutek, zaczęłam nagle bardzo płakać, nie mogłam się opanować (raczej mi się to nigdy nie zdarzało wcześniej). Wtedy już czułam, że coś jest nie tak (z wykształcenia jestem psychologiem, pracuję w przedszkolu). Na drugi dzień umówiłam się do psychologa, który finalnie (po 7 spotkaniach....) doprowadził do pogorszenia stanu (na prawdę gadał głupoty).. Atak zdarzył się również tydzień po pierwszym ataku. Finalnie 11 listopada - jak ja to nazywam "upadłam", było już bardzo źle (apatia, brak zainteresowania kimkolwiek i czymkolwiek, uczucie bezsensu życia), nie mogłam jeść, schudłam 10 kilo umówiłam się do psychiatry, od 14 listopada biorę leki Setaloft (obecnie pregabaline, 300mg dziennie), na początku dla uspokojenia (ataki miałam codziennie, przeważnie kołatanie serca/drętwienie głowy/ ucisk w gardle, ból żołądka, uderzenia gorąca/zimna, uczucie "odebrania siły w ciele"-głównie ręce i nogi, dwudniowa depersonalizacja, lęk przed wychodzeniem samej z domu (bałam się, że "stracę świadomość", "coś mi odwali pod wpływem chwili" i sobie coś zrobię, dlatego nie wychodziłam sama z domu, jak mam sama zostać- musi do mnie przyjść mama/siostra, bo sobie po prostu nie ufam-mam takie wrażenie, raz miałam sytuację w restauracji, poczułam się tak nieswojo/zagrożona, że chciałam "uciec") - xanax, potem wiadomo, musiałam to odstawić. Mija 3ci miesiąc leczenia, jestem na zwolnieniu. Od samego początku próbuję wszelkich sposobów "domowego leczenia" - mindfulness. Codziennie robię jogę, wszelkiego rodzaju medytacje, relaksacje Jacobsona, trening autogenny Schultza, masaż nerwu błędnego - no cuda. Widzę, że to działa i mi pomaga. Od niedawna (dosłownie 4 spotkania-narazie wywiadowe) chodzę na psychoterapię poznawczo-behawioralną. Mam wsparcie bliskich (narzeczony, mama, siostra)... W pewnym momencie (nie pamiętam dokładnie kiedy, ale podczas pierwszych 2tyg leczenia) pojawiły się myśli "S", które bardzo mnie smucą, zbijają z tropu. Po ok. 3-4 tyg leczenia doznałam poprawy mojego stanu. Od tamtej pory bywało różnie... wahania nastrojów, biegunka, zawroty głowy. Setaloftem leczę się od 72 dni - to chyba już jest jakiś czas?... Miesiąc czasu byłam na dawcę 150mg Setaloftu, 200mg pregabaliny. Psychiatra chciała zostawić dawkę Setaloftu już na stałym poziomie (150mg), zwiekszając pregabalinę (lek przeciwlękowy). Od soboty czuję znaczne pogorszenie (napisałam do psychiatry, zwiększyła Setaloft- ze 150mg na 200mg (największa dawka) + pregabalina 300mg dziennie (też już sporo). Leki były stopniowo zwiększane do tej pory. Tak jak nigdy nie czułam się źle po pregabalinie - tak od soboty (po zwiększeniu pregabaliny z 200 na 300mg) kręci mi się w głowie, czuję się "pijana". Dzisiejszy dzień to jakiś koszmar - nie mogę się odpędzić od myśli, próbuję już wszystkiego. Pół dnia przepłakałam........ mam dość...
to już 2x w tym tyg. (zapomniałam dodać, że mam migreny od 12r.ż, mam też ch. Hashimoto(stwierdzona ok. 4 lata temu-leczona, pod kontrolą endokrynologa). Psychiatra obstawia zaburzenia lękowe, zaburzenia adaptacyjne, reakcję na silny stres, ostatnio się dowiedziałam, że jest opcja zaburzeń dysocjacyjnych (psychiatra obstawia też jakąś traumę z dzieciństwa (jestem DDA, przemoc psychiczna).... Oczywiście depresja nie jest wykluczona (bardzo mnie to martwi)... Co o tym myślicie? Dodam, że nie mam fobii, mam jakieś lęki... Od dłuższego czasu nie boję się ataków paniki, boję się myśli "S" nie wiem co mam z tym zrobić? (psychiatra, psychoterapeuta wiedzą o tym, będę robić testy psychologiczne-ale narazie jestem "w rozsypce"), jednak od czasu pogorszenia te myśli są nie do zniesienia. Powiedźcie mi proszę....................................czy macie takie myśli przy nerwicy/zaburzeniach lękowych?! Bardzo się o to martwię, lęk przed samą sobą znów powrócił, tak jak było na początku, czuję, że to wraca, dzisiaj czuję się koszmarnie, tak jakbym nie brała nigdy leków.....
Dodam, że tylko raz bałam się "że umrę" podczas ataku (wtedy, kiedy miałam ucisk w gardle). Poza tym, nie boję się ataków fizycznych, jakoś potrafię je ogarnąć, nie miałam nigdy uczucia, czy myśli typu "mam zawał, co mi jest, umieram".
Dodam, że tylko raz bałam się "że umrę" podczas ataku (wtedy, kiedy miałam ucisk w gardle). Poza tym, nie boję się ataków fizycznych, jakoś potrafię je ogarnąć, nie miałam nigdy uczucia, czy myśli typu "mam zawał, co mi jest, umieram".
-
- Nowy Użytkownik
- Posty: 5
- Rejestracja: 1 kwietnia 2025, o 22:22
Cześć.
Ja zmagam się znerwicą prawie od roku. W osobnym wątku umieściłem info na ten temat, jak niemalże hurtowo traciłem zęby. Na początku, to była tylko nerwica i ciągłe uczucie niepokoju. Później to już uczucie całkowitego braku kontroli nad swoim ciałem i umysłem. Brałem escitalopram i Trittico na noc, dawki były tylko zwiększane. Nie pomagało. Miałem ogólnie lepszy nastrój, ale na lęki i uczucie niepokoju nie pomagało. Miałem silne napady depresji z myślami "S". Później zmieniłem psychiatrę i wtedy dopiero zaczęły się eksperymenty. Na początek test osobowości mmpi2 - szkoda kasy. Nie wyszło nic, czego bym nie mógł o sobie sam powiedzieć psychiatrze. I cała apteka leków - ketrel, pregabalina, zwiększanie Trittico do 250mg na noc, sulpiryd wspomagająco, potem zmiana na mirtazapinę. Dalej nic nie pomagało. Byłem silnie napięty, stale czułem odrealnienie, spałem po 2h na dobę a brak chęci do życia był tak silny, że nie interesowało mnie nawet, że jestem samotnie wychowującym ojcem dwóch nieletnich córek. Od stycznia po raz trzeci zmieniłem psychiatrę. Szukałem starszego doświadczonego lekarza. Tym razem trafiłem lepiej. Lekarka przepisała mi pramolan. Bałem się, bo wszyscy mówią, że to lek starszej generacji i że w ogóle nie należy go stosować. Poczytałem trochę opinii i przeprowadzonych badań nt. pramolanu i okazało się, że w ostatnich latach lek wrócił do łask i wzrosła jego sprzedaż. Ponadto badania przeprowadzone na kilkusetosobowej grupie potwierdziły jego skuteczność. To był strzał w 10-tkę. Na początku niespecjalnie pomagał na niepokój i nastrój był jakby gorszy niż po SSRI, ale byłem spokojniejszy, a po dołączeniu propranololu, po trzech miesiącach lęki prawie całkowicie ustąpiły i przesypiałem całą noc. Niestety ostatnio pojawiła się u mnie nowa diagnoza dotycząca zdrowia - tego biologicznego i to spowodowało nasilenie nerwicy i niestety wróciła silna depresja. Coraz bardziej sobie nie potrafię poukładać swojego życia. Powraca niepokój, a od tygodnia znowu pojawiły się myśli "S". Od czterech miesięcy uczęszczam na psychoterapię, ale psychotetapeuta nie przywróci mi zdrowia i żadna zmiana myślenia tu nie pomoże. A najgorsze jest to, że od ponad pół roku muszę faszerować się psychotropami, zamiast samemu uporać się z problemami. Mam dzieci i chyba jeszcze tylko one trzymają mnie przy życiu. Co to jednak za życie. Bez radości, bez chęci do czegokolwiek, bez przyjemności. To nie życie, to wegetacja.
Trzymaj się dziewczyno, daj szansę lekom i pamiętaj że zawsze jest ktoś, komu na tobie zależy i dla tej osoby warto żyć. Warto również powtarzać sobie słowa uznanego szwedzkiego psychiatry Andersa Hansena "W chwili, gdy nasze życie spowija nieprzenikniona ciemność, możemy się pocieszyć myślą, że jesteśmy istotami biologicznymi. Całe zło minie, nawet jeśli w tej chwili trudno w to uwierzyć. Tak właśnie jesteśmy skonstruowani".
Ja zmagam się znerwicą prawie od roku. W osobnym wątku umieściłem info na ten temat, jak niemalże hurtowo traciłem zęby. Na początku, to była tylko nerwica i ciągłe uczucie niepokoju. Później to już uczucie całkowitego braku kontroli nad swoim ciałem i umysłem. Brałem escitalopram i Trittico na noc, dawki były tylko zwiększane. Nie pomagało. Miałem ogólnie lepszy nastrój, ale na lęki i uczucie niepokoju nie pomagało. Miałem silne napady depresji z myślami "S". Później zmieniłem psychiatrę i wtedy dopiero zaczęły się eksperymenty. Na początek test osobowości mmpi2 - szkoda kasy. Nie wyszło nic, czego bym nie mógł o sobie sam powiedzieć psychiatrze. I cała apteka leków - ketrel, pregabalina, zwiększanie Trittico do 250mg na noc, sulpiryd wspomagająco, potem zmiana na mirtazapinę. Dalej nic nie pomagało. Byłem silnie napięty, stale czułem odrealnienie, spałem po 2h na dobę a brak chęci do życia był tak silny, że nie interesowało mnie nawet, że jestem samotnie wychowującym ojcem dwóch nieletnich córek. Od stycznia po raz trzeci zmieniłem psychiatrę. Szukałem starszego doświadczonego lekarza. Tym razem trafiłem lepiej. Lekarka przepisała mi pramolan. Bałem się, bo wszyscy mówią, że to lek starszej generacji i że w ogóle nie należy go stosować. Poczytałem trochę opinii i przeprowadzonych badań nt. pramolanu i okazało się, że w ostatnich latach lek wrócił do łask i wzrosła jego sprzedaż. Ponadto badania przeprowadzone na kilkusetosobowej grupie potwierdziły jego skuteczność. To był strzał w 10-tkę. Na początku niespecjalnie pomagał na niepokój i nastrój był jakby gorszy niż po SSRI, ale byłem spokojniejszy, a po dołączeniu propranololu, po trzech miesiącach lęki prawie całkowicie ustąpiły i przesypiałem całą noc. Niestety ostatnio pojawiła się u mnie nowa diagnoza dotycząca zdrowia - tego biologicznego i to spowodowało nasilenie nerwicy i niestety wróciła silna depresja. Coraz bardziej sobie nie potrafię poukładać swojego życia. Powraca niepokój, a od tygodnia znowu pojawiły się myśli "S". Od czterech miesięcy uczęszczam na psychoterapię, ale psychotetapeuta nie przywróci mi zdrowia i żadna zmiana myślenia tu nie pomoże. A najgorsze jest to, że od ponad pół roku muszę faszerować się psychotropami, zamiast samemu uporać się z problemami. Mam dzieci i chyba jeszcze tylko one trzymają mnie przy życiu. Co to jednak za życie. Bez radości, bez chęci do czegokolwiek, bez przyjemności. To nie życie, to wegetacja.
Trzymaj się dziewczyno, daj szansę lekom i pamiętaj że zawsze jest ktoś, komu na tobie zależy i dla tej osoby warto żyć. Warto również powtarzać sobie słowa uznanego szwedzkiego psychiatry Andersa Hansena "W chwili, gdy nasze życie spowija nieprzenikniona ciemność, możemy się pocieszyć myślą, że jesteśmy istotami biologicznymi. Całe zło minie, nawet jeśli w tej chwili trudno w to uwierzyć. Tak właśnie jesteśmy skonstruowani".