Jestem w związku od 7 lat, od 2 lat mieszkamy razem z partnerem. Problem z którym tu przychodzę rozbija się o zaręczyny, a właściwie ich brak. Część naszych znajomych jest po ślubie, część zaręczonych, a część w "kohabitacie". Tylko że... jakaś tama się we mnie zawaliła, kiedy dowiedziałam się o zaręczynach mojej przyjaciółki, do których doszło 4 miesiące temu (z partnerem są w związku od 4 lat). Razem z nią i 2 innymi przyjaciółkami tworzymy bardzo silną więź już od kilkunastu lat, mamy mnóstwo wspólnych wspomnień i razem dorastałyśmy. I kiedy chłopak jej się oświadczył poczułam... dużą zazdrość, frustrację, ale głównie ogromny i wszechogarniający smutek - przez kilka dni płakałam po kryjomu

Pochodzę z bardzo toksycznej, zaburzonej rodziny. Byłam parentyfikowana przez matkę - stanowiłam emocjonalnego powiernika, ponieważ sama nie radziła sobie ze sobą, jednak mój dziecięcy i nastoletni umysł nie dźwignęły tego ciężaru. Mama przez lata miała depresję, a ojciec najprawdopodobniej zaburzenie narcystyczne i/lub psychopatyczne i znęcał się nad nami wszystkimi psychicznie, nad mamą też fizycznie. Niestety moja siostra stosowała wobec mnie także przemoc psychiczną przez wiele lat. Ja sama przez ostatnie 5 lat wygrzebywałam się z wieloletniej depresji i zaburzeń lękowych, ale już jest dobrze - sporo leków i mnóstwo godzin terapii już za mną.
Wracając do teraźniejszości - doszłam do wniosku, że chyba nie wiedziałam jak bardzo mi na tych zaręczynach zależy, dopóki nie doświadczyła ich moja przyjaciółka. W jakimś sensie podświadomie założyłam, że to ja pierwsza się zaręczę, skoro żyjemy tyle lat razem i mamy taki dobry związek. Tak naprawdę mój partner jest pierwszą osobą w moim życiu, której ufam, która mnie szanuje, no ogólnie ciężko streścić te 7 lat, ale w skrócie mówiąc - jest najlepszą osobą jaką znam i znałam, z resztą co roku mu to powtarzam w jego urodziny, bo dla mnie to bardzo ważne słowa. Nasza relacja jest dla mnie bardzo ważna i wielokrotnie powtarzałam na terapii, że nadal po 7 latach jestem w szoku, że zbudowałam coś takiego, patrząc na dom, z którego pochodzę.
Jednak nie będę się oszukiwać - od sytuacji z przyjaciółką czuję duży żal do partnera z powodu stania w miejscu, a jednocześnie wszystko to przeżywam po cichu, on nawet o tym nie wie. I teraz czuję, że dla mnie to już nie będzie to samo, jeśli partner to zrobi; z jednej strony jeśli chłopak oświadczy się niebawem będę miała wrażenie, że to z presji przez sytuację przyjaciółki, z drugiej strony jak mam czekać jeszcze rok/dwa, to chyba skisnę bardziej niż ogórek w zalewie. Zawsze chciałam, aby zaręczyny to była niespodzianka, w końcu przeżywamy je raz w życiu (zazwyczaj

Co o tym myślicie? Jakie są wasze doświadczenia w tym temacie? Piszcie swoje refleksje, nawet jeśli tylko zahaczają o temat. Bardzo potrzebuję teraz waszego wsparcia....