Etap 1 (6 miesięcy) – podgryzanie przez nerwicę. Niczego nie świadoma cisnęłam z życiem tak bardzo, że już się pogubiłam dla kogo, dlaczego i dokąd tak biegnę. Już dawno osiągnęłam więcej niż miałam w planach, ale nie chciałam odpuścić. Przesuwałam poprzeczkę wyżej i wyżej, aż do oporu jak się okazało. Zaniedbywałam zdrowie fizyczne i psychiczne, odżywianie i sen w imię osiągnięć, dzięki którym chciałam być lepszą w oczach innych. Chciałam się zatrzymać, ale nie wiedziałam jak i co powiedzą inni. To nie były już moje cele, tylko chore ambicje zaczerpnięte z otoczenia. Etap zakończony załamaniem i jednocześnie początkiem nerwicy.
Etap 2 (6 miesięcy) – rozkręcanie nerwicy. Upewnianie się, że owszem, to zalało wszystkie sfery mojego życia. Lęk przed spotkaniami ze znajomymi (coś co nadawało wiele sensu mojemu życiu przedtem), lęk przed podróżami (moja największa pasja), lęk przed randkami, lęk przed uprawianiem moich ulubionych sportów w miejscach publicznych, lęk przed pracą, lęk przed studiami, lęk przed opowiadaniem o sobie, przed odpowiadaniem na pytania dotyczące mojej profesji. Badania lekarskie, wszystkie wyniki w normie. Zorientowałam się co mi jest i zdecydowałam jechać bez leków ile wytrzymam, jednocześnie próbować żyć normalnie na ile dam radę. Dokończyłam rok akademicki, zabrakło mi już mocy żeby się obronić. Generalnie ten okres był jedną wielką katorgą, bo trzymałam się na ile mogłam mojego życia, wszystko sprawiało ból psychiczny i wcale nie było mi lepiej. Żyłam z dnia na dzień, tak by tylko przetrwać i robić tyle ile mogę. Na koniec postanowiłam odciąć się od wszystkiego i wyjechać na miesiąc do mało wymagającej pracy za granicę licząc, że w czymś to mi pomoże. Pomogło, zaczęły się powolutku dni bez zalewającego lęku od rana do wieczora. W tym okresie czytałam dużo o nerwicy i bardzo mocno wierzyłam, że jest nadzieja by z tego wyjść, chociaż rzeczywistość pokazywała inaczej. Długo mogłabym o tym pisać, ten czas był paskudny.
Etap 3 (2 miesiące) – nicość. Zorientowałam się ile dałam zabrać nerwicy. Nie miałam planów na przyszłość ani celów, bo wszystkiego się bałam. Dokończyłam tylko to co musiałam, resztę planów odpuściłam. Przecież mam nerwicę i już wszystko jest inaczej, nie poradzę sobie. W pewnym momencie zorientowałam się, że przez 1,5 miesiąca nie wyszłam w weekend na miasto, nie poznaję żadnych nowych ludzi, umościłam sobie gniazdko i tak trwam. W tygodniu też niewiele robiłam. Rodzicie zrozumieli, że coś się dzieje i nie cisnęli mnie za bardzo. Mogłam sobie tak przesiadywać w pokoju w nieskończoność. I to był moment w którym się wściekłam. Było mi już lepiej, ale wciąż nie najlepiej. Zaczęłam się siebie pytać gdzie jest ta dziewczyna, która odnajdywała w sobie moc, osiągała cele, miała pasje i ambicje? Plany i marzenia? Czy ja mam do końca życia przetrwać jak taka cizia mizia, która jeszcze niedawno bała się wyjść po bułki do sklepu i teraz wycofała się z życia, bo to może wrócić? Czy każde większe spotkanie towarzyskie ma być jak wspinanie się na Mount Everest? Studiowałam przez 5 lat i mam teraz oddać dyplom bez podjęcia walki? Co z moimi planami zawodowymi? Co z moimi wymarzonymi podróżami? Przecież ja już nic w życiu nie osiągnę jeśli nie wrócę do życia! Byłam wściekła na siebie, na nerwicę. Na tego potwora, którego stworzyłam w mojej głowie, a on zaczął żyć swoim życiem i mnie kontrolował. Z moim przyzwoleniem, bo byłam zbyt skoncentrowana na tym czy aby nie drży mi policzek przy ludziach i jak tam moje tętno. Postanowiłam go zniszczyć, wyjść na wojnę i wrócić z tarczą lub na tarczy.
Etap 4 (od 2-óch miesięcy) – walka o swoje, na moich zasadach. Napisałam pracę i się obroniłam. Stwierdziłam, że najwyżej będzie beznadziejna, najwyżej mnie nie dopuszczą, a jak dopuszczą to mnie obleją. Oczywiście nic takiego się nie wydarzyło. Dostałam propozycję podróży, o której marzyłam od kilku lat i odpuściłam przez nerwicę. Pojechałam. Te dwa osiągnięcia dały mi dużo do myślenia. Uzyskanie dyplomu dało poczucie dociągnięcia czegoś do końca i poruszania się do przodu mimo stanu psychicznego. Zaabsorbowanie podróżą, przygotowaniami wcześniej, a później oglądaniem zdjęć, opowiadaniem bliskim o wrażeniach zmniejszyło nerwicę do minimum. Miałam o czym myśleć i na czym się koncentrować. Zauważyłam pewną zależność, o której wspomina się często na forum, ale ciężko się z tego trzymać jeśli jest się skoncentrowanym na - wybaczcie określenie – użalaniu nad sobą. Trzeba się czymś zająć, wyznaczyć cele. Przypomnieć sobie o swoich zaletach, talentach. Skoncentrować się na czymś, co zawsze się chciało zrobić. Co we mnie umarło wraz z nastaniem nerwicy? Uświadomić sobie ile MY DALIŚMY zabrać nerwicy. I to odzyskać. Jeśli tak jak ja macie już tego wszystkiego dosyć, wpadacie w depresję, boicie się cokolwiek planować to musicie się najpierw zdystansować i na to wszystko WŚCIEC, a później wyznaczyć JAKIKOLWIEK cel. Nawet jeśli brak Wam motywacji, powinniście ją odzyskać myśląc o tym w kategorii walki z zaburzeniem. Powinno Wam na tym zależeć bardziej niż na czymkolwiek innym. Na tym by odzyskać życie. Powoli, krok po kroku odzyskiwać kontrolę wydartą nam z rąk przez nerwicę. Zależnie od tego na jakim się jest etapie wyznaczone cele będą inne. Nie ma znaczenia czy to jest przygotowanie się do przebiegnięcia maratonu, czy wyjście pobiegać na dystansie jednego kilometra. Wyjechanie w podróż czy po prostu kupienie przewodnika w ramach pierwszego kroku. Trzeba znaleźć coś co pomoże wstać z łóżka i stawić czoła temu, co nas dopadło i co sami podkarmiamy. Każda wygrana bitwa przybliża do celu. Przypomnijcie sobie jakimi jesteście ludźmi, a jeśli trzeba zbudujcie siebie na nowo. Cegiełka po cegiełce, każdego dnia. Jesteśmy ludźmi, jesteśmy zdolni do naprawdę wielkich rzeczy. Nie zostaliśmy stworzeni do kulenia się przed Światem na kanapie w kącie pokoju. Skoro inni sobie z tym radzą to znaczy, że Ty też jesteś do tego zdolny.
Wszystko mija, nerwica też mija.
W wyznaczaniu celów i trwaniu w ich realizacji ważne jest wsparcie. Jeśli ktoś chciałby wzajemnie się wspierać w walce ze swoimi potworami opowiadając jaką przybrał broń i na czym konstruktywnym postanowił się skoncentrować, to warto byłoby się tym dzielić również ku wspieraniu innych. Ja obecnie chcę wziąć udział w biegu na 5, później na 10 km. Podzielcie się proszę swoimi celami
