Wychodzenie ze strefy komfortu nr 2:
Warszawa i komunikacja miejska
Moje Kochanie potrzebowało stepsticków (sterowników silnika krokowego.... takiego dynksa... takiego czegoś z takim czymś i bez takiego czegoś do takiego czegoś), więc... w sobotę byłam z bratem (to jeszcze ni uja wychodzenie ze strefy komfortu, bo byłam z kimś) w pewnym miejscu i dupa, nie mieli. Dziś więc sama pojechałam pod Galerię Mokotów... ja pierdziu, tyle tych autobusów przy tej Puławskiej czy jakiejś tam ulicy i weź tam znajdź 165 albo 218. Wsiadłam w 218, który stał i czekał na godzinę odjazdu... Ale jednak wyszłam i weszłam do 165, bo szybciej odjeżdżał, a mi w sumie psioryba, gdzie wysiądę (W jednym miejscu czy 500 metrów dalej). Dojechałam pod Galerię! Ale nie myślałam, że dotarcie do sklepu ze stepstickami będzie takie skomplikowane. Opinia w Google "za pierwszym razem ciężko znaleźć" była prawdziwa. Między blokami, ciemnymi korytarzami, schodami.... znalazłam. Jak wychodziłam, to myślałam, że nie wyjdę, prawie weszłam do Escape Roomu

Potem sru -> kierunek Tinta, mój raj, sklep plastyczny. Tramwaj, potem metro, zestresowałam się, bo nie wiedziałam, którym wyjściem z metra powinnam wyjść, ale jakoś trafiłam, w sklepie na widok tych wszystkich kredek, markerów, filców, pędzli etc etc się rozluźniłam

Kupiłam upragnione pierdółki. Potem metro -> Wierzbno, na powierzchnię i do MiauCafe na zieloną herbatę jaśminową i porysować. W głośnikach ptaszki śpiewały, cichutka muzyka relaksacyjna do tego, koty biegały, bawiły się paragonami

Posiedziałam (1,5h?) i do domku. Dałam radę sama! Po stolicy!
Pomiędzy Tintą a MiauCafe w planach miałam Park Fontann, ale pogoda jest tak brzydka, że bez sensu było tam jechać
