Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Witam zacnych użytkowników!

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
ODPOWIEDZ
Rusty
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 29
Rejestracja: 25 października 2013, o 21:24

29 października 2013, o 23:09

Witam!

Na wstępie chciałbym dodać, że forum obserwowałem już od pewnego czasu. Bardzo podoba mi się sposób w jaki funkcjonuje - nie ma tu ciągłego narzekania jakie to wszystko jest złe, jak to nikt nie potrafi nas zrozumieć, jacy to źli są wszyscy ludzie/nasi pracodawcy/rodzice/partnerzy itp. itd. Sam łapię się na tym, że na początku mojej przygody z zaburzeniem (a raczej: zaburzeniami) podchodziłem do sprawy bardzo podobnie, ale obecnie takie nastawienie u kogokolwiek cholernie mnie denerwuje. Doskonale zdaje sobie sprawę że niektóre osoby mogą mieć ze sobą naprawdę poważne problemy i trudno im wykrzesać z siebie chociażby iskrę motywacji do działania, ale nie zmienia to faktu że ludzka bezradność i pogrążanie się w rozpaczy po prostu budzi we mnie nie tyle współczucie dla tych osób, ale złość że same się nakręcają i robią sobie przez to jeszcze większą krzywdę.

Obecnie zmagam się z ciągłym lękiem i napięciem, fobią społeczną i derealką - dorobek całkiem niezły jak na osbę dopiero co wkraczającą w dorosłość. Wiadomo, może być dużo gorzej. Mogę jeszcze dodać że powyższe objawy nie są u mnie jakoś szczególnie nasilone - spokojnie daję sobie radę w codziennym funkcjonowaniu, ale nie łudźmy się - dawać sobie z czymś radę, a czerpać z tego radość/przyjemność to dwie różne rzeczy. Czasem miewam naprawdę dobre dni kiedy pytam sam siebie: „Stary, w czym jest problem? Przecież wszystko jest OK”. No ale zdarzają się też dni gorsze, kiedy od rana do wieczora mam ochotę walić głową w mur.

Te wszystko rozwinęło się u mnie w kolejności: lęk społeczny → ciągłe napięcie → derealizacja. Co ciekawe, gdy patrzę teraz wstecz to widząc „zapalnik” moich problemów chce mi się śmiać. Gdybym nie był zaburzony to nigdy nie pomyślałbym że nadmierne pocenie się (a raczej kpiny rówieśników z tego powodu) może kogokolwiek doprowadzić do stanu w jakim jestem dzisiaj. Tj. działało to na zasadzie błędnego koła - im bardziej bałem się spocić, tym bardziej się pociłem. Ale jestem pewien że lepiej wcześniej niż później; jeżeli udało mi się tak porządnie nakręcić z powodu gorzkich słów ze strony rówieśników, to jestem wręcz pewien że za jakiś czas znalazłoby się coś innego co również nieświadomie wykorzystałbym do doprowadzenia swojego myślenia do stanu może nie tyle rozpadu, co mocnego naderwania. Na pewno na to wszystko złożyły się inne problemy tj. sytuacja w domu (oj, nie będę ukrywał - nie jest różowo), bo sam że tak to nazwę „zapalnik” nie spowodowałby żadnych poważnych problemów u innych osób.

Ale to wszystko zostawmy psychoanalitykom, nie widzę nic dobrego w samodzielnym (a zresztą nawet z pomocą dajmy na to psychologa) rozkminianiu co poszło nie tak. Powiem szczerze: zupełnie mnie to nie interesuje, zwyczajnie chciałbym się wydostać z tego gównianego stanu w którym jestem. Sam działałem jakiś czas z autoterapią pod fobię społeczną (szkoda że wziąłem się za to dopero wtedy gdy miałem już derealizację). To była terapia poznawczo-behawioralna, tzw. „Terapia Richardsa”. Mimo tego że zrealizowałem około ¼ jej treści to efekty jakie mi dała są niesamowite. :) W tym momencie lęk społeczny jest u mnie o jakieś 75% mniejszy niż był na początku. Co ciekawe - terapię zacząłem zaniedbywać, bo czułem się po prostu już na tyle dobrze – potem przyszły kryzysy (zmasowane powroty negatywnych myśli) z którymi nie mogłem sobie poradzić. Co zrobiłem? Byłem już wtedy na tyle przestawiony na normalne myślenie, że postanowiłem poszukać pomocy u psychologa – ale w ramach NFZu; nie miałem ochoty zdzierać z rodziców po 100 zł za każde 50 minut spędzone u terapeuty. Coś czuję że połowa czytających już teraz szeroko się uśmiechnęła, pewnie z doświadczenia wiecie jak wyglądają wizyty u psychologa z państwowych pieniędzy. No i tak - na 1. wizytę czekałem gdzieś koło 3 tygodni, a gdy wszedłem do gabinetu i zacząłem rozmawiać z terapeutką to pierwsza myśl która przyszła mi do głowy brzmiała: „kto ma większe problemy ze sobą - ja, czy ona”. Generalnie, nie wniosła do tematu niczego nowego, a kolejną wizytę wyznaczyła za 3 następne tygodnie. Po 3 albo 4 takich spotkaniach dałem sobie z tym święty spokój - dobrze widziałem że do niczego dobrego taka „terapia” nie doprowadzi. A, zapomniałem dodać – u psychaitry też byłem (i to oczywiście najpierw); dostałem skierowanie na badanie krwi – wszystko OK. To samo z EEG. Dostałem diagnozę „zaburzenia nerwicowe” i zostałem odesłany do tej właśnie pani psycholog, do której już na pewno nie wrócę.

Co tu mogę powiedzieć więcej: dzięki właśnie terapii Richardsa funkcjonuję w miarę normalnie, chociaż oczywiście nie całkiem bez lęków. W moim przypadku właśnie najbardziej przeraża mnie wizja ośmieszenia, wytknięcia błędu, ataku na moją osobę. Często nachodzą mnie też myśli dotyczące szkoły; czasem zaczynam rozkminianiać czy na pewno rozumiem dany temat, czy jest możliwość żebym zawalił cokolwiek przy tablicy, co będzie później, jeżeli teraz mam problem z konkretnym zagadnieniem itp. itd. Co już dawno zauważyłem: im bardziej chcę siąść danego dnia do nauki tym większy czuję lęk że będę odczuwał lęk, co uniemożliwi mi efektywną naukę. Brzmi co najmniej śmiesznie, prawda? :D Póki co siadam do lekcji z podejściem: „No i najwyżej nic nie zapamiętasz i dostaniesz 2, mówi się trudno”. Na co oczywiście zawsze przyjdzie kolejna negatywna myśl: „Dostaniesz 2, OK – ale co będzie na maturze? Jak tam schrzanisz to nie dostaniesz się na wymarzone studia bla, bla, bla”. Staram się to wszystko ignorować i uparcie brnę przed siebie. Bardzo często też nachodzi mnie myśl że gdyby nie derealizacja to mógłbym być o wiele bardziej skupiony, że gdyby nie moje problemy to mógłbym dużo efektywniej się uczyć, nie miałbym problemów z zadawaniem pytań nauczycielom (chociaż cały czas staram się to robić) itp. itd. Zdarzają mi się też tzw. schizy, tj. zastanawianie się czy na przykład chodzę w ten sam sposób co reszta ludzi. Tak, zupełnie serio zdarzyło mi się analizować czy na pewno reszta ludzi też najpierw stawia na podłożu piętę. :D Już nie mówiąc że tragicznie denerwuje mnie świadomość że wszyscy wokół są szczęśliwi, nie mają pieprzonej zasłony - odczuwają wszystko jako pełne i wyraźne. No i jeszcze pojawiające się w gorsze dni: „A jeżeli to wszystko zostanie Ci do konca życia?”. Póki co staram się te wszystkie myśli ignorować i nie zwracać na nie uwagi. Chociaż wygląda na to że nie na tyle efektywnie żeby całkiem zniknęły. Chciałem zgłosić się na terapię poznawczo-behawioralną (prywatnie), ale okazało się że w moim mieście terapeuty typowo poznawczo-behawioralnego nie ma. :? Pod wpływem lęku czasem trudno sobie przetłumaczyć na polski że coś naprawdę jest błahe i niewarte uwagi. Myślę, że terapeuta mocno by mi w tym pomógł. Zaznaczam przy tym że nie chcę spędzić większości czasu na rozmowie o przeszłości (chociaż kilka spraw z przeszłości chciałbym sobie wyjaśnić), tylko skupić się na działaniu. Jeżeli przy autoterapii zlikwidowałem lęk społeczny o ok. 75% to myślę że z psychoterapeutą można zdziałać cuda. :D

Wiecie co powiedział Goebbels? „Kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą”.
Troszkę głupio cytować nazistę, ale miał on w tym przypadku stuprocentową rację.

Ciekawe kto dotrwał do tego momentu, domyślam się że mało z Was.
Tak więc: jeszcze raz wszystkich pozdrawiam, mam nadzieję że objętość mojego „przywitania się” Was nie przeraziła. :-)

BTW: mógłby mi ktoś wytłumaczyć dlaczego skrót od derealizacji to DD? Na logikę powinno być DR.
Awatar użytkownika
ddd
Odburzony Wolontariusz Forum
Posty: 2034
Rejestracja: 9 lutego 2012, o 20:54

30 października 2013, o 04:46

Z racji wczesnej pory odpisze tylko witaj, a krot DD jest od slow derealizacja i depersonalizacja. Nie wszyscy musza miec depersonlizacje czy derealizacje, moga miec tylko jedno ale jednak najczesciej sa oba razem. masz derealizacje tylko mozesz smialo mowic DR jakzdy tez bedzie wiedzial o co chodzi ;p
(muzyka - my słowianie)

Zaburzeni wiemy jak nerwica na nas działa, wiemy jak DD nam w bani rozpi***ala. To jest taa nerwica i lęk, to jest teen depersony wkręt!

Autor Zordon ;p
Aneta
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 1255
Rejestracja: 29 października 2010, o 03:03

30 października 2013, o 10:42

Witaj na forum, grunt jest odbyr u Ciebie bo wiesz co jest, wiesz z czym jest i mniej wiecej wiesz dlacsego jest, co zreszta jak sam zauwazyles nie ma az takiego znaczenia :) Bo prawda jest ze trzeba dzialac, o czym sama sie dawniej przekonalam :)

Ja na fobie akurat nie cierpialam ale wystarczy ze potrafie wiedziec co znaczy miec lęk, bez roznicy przeciez czy to lek przed wyjsciem z domu czy lek o znalezienie sie w jakiejs sytuacji. Taki sam poziom cierpienia.
Szkoda ze terapeuty u ciebie nie ma jaki bylby ci potrzebny, bo fakt ze przydac by sie przydal choc ja akurat nie korzystalam ale ta terapie pare osob poleca, bo ona wiaze sie wlasnie z dzialaniem :)
U panstwowego psychologa tez bylam raz, wizyta w czasie 15 minut...i juz wiedzialam ze nic z tego nie bedzie :)
ODPOWIEDZ