Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Witam, nietypowa (tak myślę) sprawa

Tutaj rozmawiamy na tematy naszych partnerów, rodzin, miłości oraz zakochania.
O kłopotach w naszych związkach, rodzinach, (niezgodność charakterów, toksyczność, zdrada, chorobliwa zazdrość, przemoc domowa, a może ktoś w rodzinie ma zaburzenie? Itp.)
ODPOWIEDZ
betulapendula
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 7
Rejestracja: 10 czerwca 2014, o 19:52

10 czerwca 2014, o 20:34

Witam wszystkich bardzo serdecznie. Jestem nowa na tym forum i chciałabym się przedstawić, może nie z imienia, ponieważ nie chcę, aby zdemaskowała mnie osoba, która być może czyta to forum - osoba, na której bardzo mi zależy. Możecie zwracać się do mnie po nicku.
Także od początku (proszę przeczytajcie wszystko)...
Nie cierpię na żadne zaburzenia osobowości, chodzę aktualnie do psychologa, bo przechodzę trudny okres, bardzo, bardzo chciałabym wyjść z tego silna, ponieważ nachodziły mnie chwile absolutnego załamania, nie potrafiłam myśleć, działać logicznie, miałam napady płaczu, stagnacji, naprzemienne z wybuchami euforii. W normalnym wypadku myślę, że poradziłabym sobie z tym sama: sesja (nie pierwsza przecież w życiu) , staż, praktyki, do tego praca, inne obowiązki -po prostu dużo zajęć, mało czasu, wiem że to chwilowe, minie a ja pójdę dalej... Jest jednak jeszcze jedna sprawa. Kilka tygodni temu rozpadł się mój kilkuletni związek. Było źle, ostatnio bardzo, powiem szczerze, że nie zawsze czułam wsparcie, czasem mówiłam, że już dłużej nie wytrzymam zachowania mojego (byłego) chłopaka. Zostawił mnie.
Cały czas czułam się jakbym mówiła do ściany, jakby mnie nie słuchał, próbowałam jakoś dotrzeć do niego, wybuchał gniewem, to mnie bardzo nakręcało, były kłótnie, coraz częstsze, uważałam, że robi mi na złość, krytykował, lekceważył, wyrażał się niepochlebnie, dziwnie - nie w kimś takim się zakochałam, to na pewno. Najlepsze były reakcje znajomych "ciesz się dziewczyno, że się z tego uwolniłaś, baw się.." . Okej, przepłakałam wiele nocy, ale myślałam, że wyliżę się z tego, że zacznę nowe życie, czas leczy rany, jakoś to będzie. Myślałam tak do czasu...
Od niego kompletnie odwrócili się znajomi, zaczął więc zwracać się do mnie, zaczął mi się zwierzać ... zawsze byliśmy blisko, ale tak bardzo szczerych rozmów między nami nie było nigdy. Dowiedziałam się o wszystkich jego problemach, które jak na młodą osobę, wierzcie mi, były przytłaczające, nie mówił wcześniej, bo nie chciał mnie tym przytłaczać, tym bardziej, że uważał, że byłam nieszczęśliwa (tak było). Powiedział też, że odwiedził psychologa okazało się, że długo kiełkowała w nim nerwica (nie wiem jaki rodzaj, nie powiedział). Czasem się widzimy. Jest z nim bardzo źle: mało je, nie śpi, dużo pracuje, mówi tylko o tym, patrząc się w ścianę. To był wyjątkowo silny, choć wrażliwy i bardzo skryty mężczyzna, bardzo boję się o niego. Mam wyrzuty sumienia, ale też ogromny żal do niego, że nie powiedział mi wcześniej o wszystkim, o tym co go trapi, o tym że faktycznie ma problem - z pracą, w domu, w innych miejscach, a to poskutkowało właśnie nerwicą. Boje się, że przez moją niewiedzę tylko mu dołożyłam.
Bardzo go kocham, on ma w dalszym ciągu przebłyski uczucia co do mnie, ale mam wrażenie, że odtrąca mnie ze strachu, że stara się działać logicznie, że emocje go teraz przytłaczają. Chciałabym, żebyśmy przez to przebrnęli, widzę dla nas szansę, wiem że nie warto przekreślać czegoś przez strach, długotrwałej relacji na pewno nie warto, tym bardziej, że rozstaliśmy się po kłótni o totalną głupotę, która jak widać miała podłoże o wiele wiele głębiej. Chciałabym trwać przy nim, chciałabym żeby doszedł do ładu ze sobą, ale bardzo nie chciałabym być w tym momencie nachalna, zachowywać się tak, aby mnie odtrącał (bo robi to po każdym przejawie serdeczności, który mi teraz ofiaruje, jakby się za to karał). Chciałabym, żeby osoby cierpiące na nerwicę wypowiedziały się w tej kwestii. Potrzebuję w tym momencie siły za dwoje, aby przez to przebrnąć, nie pozwolę na to, żeby nerwica zrobiła wraka człowieka z miłości mojego życia. Proszę was, abyście podpowiedzieli mi jak się obchodzić z taką osobą, jak to robić taktownie, dawać oparcie, ale nie robić z niej kaleki, jak pchnąć do zmiany czegoś, jak pozwolić mu cieszyć się życiem, docenić to co ma, nakłonić do działania, otworzyć się na ludzi, na mnie, a nie zamykać w swojej własnej klatce. Nawet jeśli mielibyśmy nie być razem, za miesiąc, za rok, nigdy (oby to nie miało takiego finału). Bardzo mi zależy na nim, to wspaniały człowiek.
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

10 czerwca 2014, o 20:48

Nerwica to nie koniec życia ale chłop musi mieć szansę wszystko sobie na spokojnie przemyśleć, bo czasem stany nerwicowe, stany depresyjne zabierają nam przez samo trwanie jasność myślenia i planowania.
Więc do wszystkiego na spokojnie, a przede wszystkim co by nie mówić, powiedziałaś tu wiele dobrych rzeczy o nim, czy powiedziałaś mu to kiedykolwiek wprost? :)
Szczera rozmowa jak ma coś z tego być i tyle.
Co do nerwicy to jest to kwestia, ze z nerwicy wychodzi się tak naprawdę samemu, wspierając się na różnych rzeczach, jak terapia, strony internetowe itp ale to jest kwestia działania samemu, to czasem powoduje różne frustracje,, humory, i własnie wtedy dobrze jest wspierać, nie zadreczać kogoś, ze ma humor z powodu trwającego zaburzenia.
Nie traktować tez zbytnio ulgowo bo nerwica nie może wykluczac z życia i działania.

To wszystko co opisałaś jasno pokazuje, ze nic na HURA, powoli.
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
betulapendula
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 7
Rejestracja: 10 czerwca 2014, o 19:52

11 czerwca 2014, o 14:47

Czy mówiłam wprost - nie. Kiedy o tym, nie wiedziałam skarżyłam się ciągle na to, że nie mam w nim oparcia. Teraz, boję się, że wyjdę na manipulatorkę, która chce za wszelką cenę do niego wrócić, która robi to dla siebie po to, żeby nie być sama. Jak ma mi uwierzyć, skoro wcześniej przez kilka miesięcy sądziłam, że jest taki zły. Tak jak Pan mówi, to wymaga czasu, ja tylko nie wiem jak być przy nim swoim działaniem, a nie rozpaczliwymi słowami, bo wylałam ich ostatnio zbyt wiele. Rozmowa...Jest między nami za dużo emocji, rozklejam się, nie chcę tego, myślę, że mamy do siebie wiele żalu, nie wiem jak mogą wyglądać jego sygnały, że potrzebuje takiej rozmowy. Na pewno potrzebuje tylko nie sądzę, że teraz. Często ucina zwykłą pogawędkę, którą zaczął, twierdzi, że nie powinniśmy. Później znów szuka kontaktu. Wiem, że nie ma wsparcia u nikogo, zawsze był zdany sam na siebie, a mną pragnął się opiekować, myślę że to go zgubiło. Chodzi o to, że chcę pokazać, że jestem, że może na mnie liczyć, ale żeby miało to jakieś granice, nie chcę się z nim obchodzić jak z porcelanową filiżanką, chcę wyłapać jego potrzeby, reagować na nie. Nie być przy tym zbyt wylewna, bo ten błąd już popełniłam, kiedy wpadłam w histerię jak mnie zostawił, myślę że to pogorszyło tylko sytuację. Nie wiem jak sprawić, żeby odczuł to, że popełnił błąd, że uciekł ode mnie zamiast rozwiązać problemy, ale zależy mi też na tym, żeby nie być oziębłą,a być cierpliwą, troskliwą kiedy trzeba, żeby mądrze wyłapać wszystkie jego sygnały i postąpić prawidłowo...

-- 11 czerwca 2014, o 14:47 --
Bardzo zależy mi, żeby ktoś kogo dręczy nerwica wypowiedział się, najlepiej mężczyzna, chciałabym wiedzieć, co się wtedy myśli i czuje, czego oczekuje się od innych, jak się to wyraża.
Awatar użytkownika
Ciasteczko
Administrator
Posty: 2682
Rejestracja: 28 listopada 2012, o 01:01

11 czerwca 2014, o 19:27

Kochaj go bezinteresownie, nie oczekuj od niego teraz za wiele, nie naciskaj, nie wywieraj presji bo poczuje się jeszcze gorzej. Niech wie, że jestes zawsze przy nim, że może spokojnie powoli dojść do siebie. Powiedz mu,ze ludzie z tego wychodza, mozesz mu zaproponować kontunuacje wizyt u psychologa (jeśli się jeszcze nie zdecydował), mozesz mu też polecić to forum (ma historie leczenia ludzi z nerwic, np. mnie :D). =) Nie krytykuj go za złę humory i stany (chyba że na prawdę zacznie Ci coś konkretnego robić). Nie oczekuj od niego że bedzie teraz dla Ciebie rycerzem na białym koniu. Ma kryzys, musi wiedzieć, że poradzisz sobie trochę sama, musi wziąć urlop od bycia tym męskim wsparciem. Sam go teraz potrzebuje. Znajdz coś pomiędzy nieustającym pytaniem go jak się czuje i czego potrzebuje a totalnym wycofaniem. No i nie katuj się, że nie jesteś idealną podporą. Nie zgadniesz w 100% co mu będzie potrzebne, bądź najlepsza jak potrafisz. Czasami wystarczy kogoś kochać i mu to pokazywać żeby go uzdrowić.

Żeby wyjść z tego stanu to musi chcieć tego sam. Nie można za niego tego chcieć. Musi się otworzyć na to żeby się z tego wydobyć. JEśli jest na razie na etapie wegetowania w tym stanie ,to moze potrzebować więcej czasu. W nerwicy, odrealnieniu itd może występować problem z kontaktem ze swoimi emocjami i drugim człowiekiem. Ciężko jest na prawdę kogoś kochać w takim stanie i ciężko się przeżywa prawdziwe emocje. Jest się odciętym od tego bo nerwica stara się jako mechanizm obronny odcinać tymczasowo od stanów negatywnych , ale niestety skutkiem ubocznym jest odcięcie też od pozytywnych odczuć.
Odburzanie, to proces - wstajesz, upadasz, wstajesz, upadasz... ale upierasz się, że idziesz do przodu.
Każdy ma tę moc. Nie odkładaj życia na później. Nigdy. :hercio:
Awatar użytkownika
harii
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 164
Rejestracja: 18 stycznia 2014, o 19:41

12 czerwca 2014, o 14:47

Tego co czuje Ci nie powiemy bo każdy może czuć inaczej, jeden zamknie się i ucieknie inny będzie szukał pomocy i oparcia. Porozmawiaj z nim szczerze nie ma czego się wstydzić, jesteście dorosłymi ludźmi i najnormalniej w świecie przeprowadźcie rozmowę, skieruj go może tu do nas na forum, chętnie pomożemy.
betulapendula
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 7
Rejestracja: 10 czerwca 2014, o 19:52

14 czerwca 2014, o 14:31

Zaczynam sobie tak dziwnie uświadamiać, że te wszystkie lęki dotyczą w dużej mierze mnie. Słyszę, że nie będzie ze mną rozmawiać, bo nie chce mi tego robić, że jest na siebie zły o to, że chce się ze mną widywać, że często myśli o mnie. Mówi, że nie ma sumienia, jest egoistą i dupkiem, bo rozmawia ze mną, żeby poprawić sobie samopoczucie, bo wiem o jego nerwicy (chyba jako jedyna). A to nie tak.. kurcze zranił mnie swoim zachowaniem, ale ja wiem, że to nie do końca było zależne od niego, nie zamykam się na niego, bo go kocham, a on każdy przejaw sympatii wobec mnie traktuje jak coś złego, wysyła mi sprzeczne sygnały, jego ulubione wyrażenie to "nie powinniśmy" . Nie rozumiem, nie powinniśmy czego? Nie powinniśmy zacząć traktować się z szacunkiem wreszcie? Przyznać głośno, że bardzo zależy nam na sobie?
Przynajmniej teraz nauczyłam się nie reagować na jego wybuchy złości. Pytanie tylko ile to może trwać? Ja wiem, że chodzi nieustannie na psychoterapię i że jest to sprawa indywidualna. Chciałabym wiedzieć, skoro postanowiłam sobie, że nie będę się odcinać od jego problemów, jak długo to może trwać i jaki może być tego przebieg w najgorszym okresie, bo muszę czerpać skądś cierpliwość. Ps. już i tak jest dobrze, bo jest świadom tego co mu dolega i niektórym swoim dolegliwościom związanym z nerwicą nadał głupie nazwy, myślę że to dobrze bo pozwala mu się od nich zdystansować.
Awatar użytkownika
dankan
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 935
Rejestracja: 23 maja 2014, o 10:11

15 czerwca 2014, o 17:28

Dokladnie, wejdzie jakis mod to zaraz to zapewne usunie a gosc znowu poleci.
Co do twojego tematu bo go akurat przeczytalem to nie wiem co doradzic w kwestiach milosnych...bo sam mam problemy z kobieta. Ale ogolnie nie da sie niestety nawet w przyblizeniu powiedziec ile moze potrwac nerwica bo to jest zalezne od tego chlopaka w prawie calkowitym tego slowa znaczeniu.
Jestem tu jakis czas i przeczytalem madre slowa a chyba nawet uslyszalem w nagraniu ze kazdy tu sam dla siebie jest najlepszym terapeuta wiec zalezy od od niego.
Ja widze przed soba duuzo pracy co mnie doluje ale poddac sie nie chce.
I ja np bedac w tym wycofalem sie z robienia na ten moment zwiazku bo nie mam sily sie tym teraz martwic dodatkowo a osoba z ktorym mialbym tworzyc zwiazek tez jest dosc problemowa w sumie. Wiec wybieram na ten moment dojscie do siebie.
Ale to mowie ze swojego punktu widzenia, nie wiem co twoj luby ma w glowie jesli chodzi o ten temat.
Najlepsza instrukcja pozbycia sie nerwicy plus inne wpisy ludzi z forum
moja-historia-plus-moje-odburzanie-t5194.html#p49014

spis-tresci-autorami-t4728.html
betulapendula
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 7
Rejestracja: 10 czerwca 2014, o 19:52

15 czerwca 2014, o 18:08

Nie chodzi mi o sprawy stricte miłosne, ale właśnie o podejście do związków mężczyzn z nerwicą. O to jak męski umysł radzi sobie z problemami. Wiem, że każdy jest inny, ale moim zdaniem mogą istnieć pewne podobieństwa w myśleniu, postrzeganiu świata przez osoby zaburzone w ten sposób. Chciałabym wiedzieć, co najbardziej np. przeszkadza Wam w osiągnięciu równowagi (chodzi mi o ludzkie zachowania), a co pomaga, inspiruje do zmian w niewymuszony sposób.
Boję się, że w moim przypadku było tak samo jak w Twoim. Otóż wydaje mi się, że nie miałam w sobie na tyle empatii, aby dostrzec, że coś jest nie tak, aby nie uważać, że jego dziwne zachowania, które stale przybierały na siłę to objaw tego, że już sobie nie radzi sam ze sobą. Boję się, że dolewałam oliwy do ognia, nie interesowałam się nigdy takimi tematami, zawsze uważałam, że problemy emocjonalne to wymysł tego, kto na to cierpi, ucieczka przed tym, żeby się zmienić (lenistwo? nie wiem). On swoje problemy bardzo ukrywał, co skutkowało napadami złości, pyskowaniem, ubliżaniem mi (nie w sensie jakichś epitetów, raczej było to, że nic nie umiem, wszystko psuję, wiecznie się wtrącam, krzywo stoję, głupio się uśmiecham itp.) ... teraz wiem, że niepotrzebnie na to reagowałam. Nie zdawałam sobie sprawy, że jest to wypadkowa czegoś, myślałam, że to z jego strony zwyczajna upierdliwość. Były krzyki, łzy, widział jak się męczę. Dopiero jak zerwał to powiedział mi, co było przyczyną, a ja poczułam się jakby spadł na mnie wielki głaz. Poczułam, że nie miałam w sobie za grosz pokory, nie wiedziałam jak to mogło się stać, że przeoczyłam problemy człowieka, którego znam tak długo, że byłam na to obojętna. Sama mam już mętlik, on sobie wtedy nie chciał dać pomóc, dopiero teraz opowiada mi o tym jakie czyni postępy... na swój sposób, bo dalej jest dość skryty. Głupio mi, że przeoczyłam ten moment, kiedy się taki stał. Zrozumiałam, że kocham go na prawdę w momencie, kiedy mimo swojej histerii i rozpaczy znalazłam w sobie siłę, aby tę relację kontynuować. Brak mi tylko jakiegoś taktu, często sama się gubię, mam chwile zwątpienia i boję się, że czasem mam sama takie samodestrukcyjne zapędy. Nie wiem, która droga jest najlepsza dla mnie, dla niego, no i wreszcie dla nas. Myślę, że na wszystko potrzeba czasu, ale chciałabym ten czas jak najlepiej wykorzystać, bo mam takie poczucie, że nic nie przychodzi samo.
Acha i chciałam jeszcze powiedzieć, bo nie wiem, czy o tym napisałam... długo byłam w jakimś letargu w naszym związku, może była z mojej strony już jakaś obojętność. Po naszym rozstaniu tak się załamałam, że przestałam jeść, spać, chodzić na uczelnie, spacerowałam całymi dniami, siadałam na ławkach w parkach i paliłam papierosa za papierosem. Później wystraszyłam się, że tak nie może być i sama poszłam do psychologa. Moja pani psycholog to jest świetna kobieta, umie słuchać, ale przede wszystkim zadawać mi odpowiednie pytania. Ja pewnie dla własnego dobra dawno już bym się poddała, ale ona jakoś uświadomiła mi, że jestem osobą silniejszą niż mi się wydaje. Wytłumaczyła mi czym jest myślenie długoterminowe, w kwestii moich studiów, relacji z moim byłym chłopakiem, z rodzicami itd. Uświadomiła mi, że na niektóre rzeczy nie mam/ nie miałam wpływu i powinnam się skupiać na tym, co jest teraz, z uwzględnieniem skutków, jakie to może mieć w przyszłości. Staram się to teraz wcielać w życie, ale mam problem z tym, że chciałabym wszystko już, teraz, zaraz.

Mam wrażenie, że ta piosenka słowo w słowo oddaje wszystko, co czuję:
https://www.youtube.com/watch?v=BdhG--naCPc
Awatar użytkownika
Sagem
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 535
Rejestracja: 11 maja 2013, o 12:47

15 czerwca 2014, o 18:17

Wiesz, On potrzebuje wsparcia, tego żebyś przy nim była. Potrzebuje czuć się kochany i wspierany w trudnych chwilach. Pokaż mu , że wiele dla Ciebie znaczy. Ważne ,że dzieli się z Tobą tym ,że jakoś tam sobie radzi powoli itd macie czas. Musicie być najlepszymi przyjaciółmi a zarazem ludźmi którzy się kochają. Szczerość jest strasznie ważna. Bądź osobą której będzie mógł powiedzieć o wszystkim. Żeby wiedział,że go wysłuchasz i i pomożesz mu w walce z tym syfem. :) Mówię Ci to bo sam tego potrzebuje i nie tylko ja. Ja wiem, że pewnej osobie na której mi strasznie zależy mogę powiedzieć wszystko, czuje się bezpiecznie wiem, że jestem kochany i wspierany mimo ,że sama ma problemy z nerwica itd oboje możemy na siebie liczyć i jest dla mnie wszystkim. Jesteśmy przyjaciółmi a zarazem się kochamy. Gdyby nie to, ciężko by było. To daje strasznie dużo nadziei, siły i szczęścia. Miłość jest w stanie zwalczyć wszystko. Dacie radę kochani, wierzę w Was. :friend:
Jeżeli ktoś nie kocha Cię tak jakbyś tego chciał, nie oznacza to, że nie kocha Cię on z całego serca i ponad siły.
Strach boi się odważnych.
Per Aspera Ad Astra - Przez ciernie do gwiazd.
Nigdy nie wiesz jak silny jesteś, dopóki bycie silnym nie stanie się jedynym wyjściem jakie masz.
betulapendula
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 7
Rejestracja: 10 czerwca 2014, o 19:52

22 czerwca 2014, o 15:15

Ja już go nie poznaję, zaczął mnie szantażować emocjonalnie, mówić że tylko ze mną może rozmawiać, że tylko ja tak na prawdę wiem o jego problemach... zaczął pić w samotności, znajdować sobie laski na jedną noc, wspominać między wierszami o tym, że się zabije...
Bardzo go kocham, ale chyba powinnam się odciąć, bo on się inaczej nie ogarnie, a ja się wykończę. Momentami przestałam z nim już postępować delikatnie bo przesadza, powiedziałam, że jeśli nie przestanie dzwonić do mnie pijany, mówić o tym co i od kogo mam odebrać jeśli mu się uda to zacznę dzwonić po odpowiednich służbach, że mam podejrzenie, że stwarza zagrożenie dla swojego życia. Przy okazji poinformowałam jego rodziców, co on zaczął wyprawiać i powiedziałam, że może mnie znienawidzieć, ale uważam to za słuszne, bo opuściła go już logika myślenia i ktoś powinien się nim zająć, a nie będę to ja, bo mnie odtrącił od siebie już dawno.
Miało być pięknie, jest coraz gorzej, zaczynam tracić do niego szacunek, za to co sobie robi :( kocham i to boli.
ODPOWIEDZ