Z nerwicą zmagam się już od ponad 20 lat. Są lata lepsze, lata gorsze, jakoś to się kręci.
Niestety rok temu wróciła cholera ze zwiększoną intensywnością... Staram się radzić z tym jak mogę, chciałbym napisać co czuję a także Was zapytać czy macie tak samo. Jakoś bardziej do świadomości przemawia mi to, ze ktoś ma tak jak ja i to mnie uspokaja, wiedza, że jak ktoś ma tak jak ja, to nie znaczy, że coś wyjątkowego dzieje się ze mną.
Tak więc, co dzieje się ze mną w czasie ataku paniki. Przede wszystkim napięcie mięśni. Czuję się jakby mnie ktoś podłączył to sławnego "motylka", tego elektrostymulatora mięśni. Wszystkie się napinają aż do bolesnej granicy. Mam taki "punkt" z którego wszystko się zaczyna, jest to pod ostatnim żebrem po lewej stronie. Drugą rzeczą jest uczucie w głowie. Czuję się jakbym był lekko pijany. Ruch jest jakby opóźniony, lekkie problemy z koordynacją. Miewam także drętwienie czubka głowy, części twarzy.
Sam lęk jest o różnym natężeniu, przeważnie w granicy kontroli, czyli jestem w stanie sobie powiedzieć, że to napad lęku, zaraz przejdzie, zrobić jakieś ćwiczenia oddechowe. Jednak czasem ta panika jest tak duża, że racjonalność się wyłącza i przechodzę w tryb "o jezu, tym razem umieram". Wtedy szybko biorę hydroksyzynę (w syropie, bo ponoć szybciej działa) i z zegarkiem w ręku odliczam te 10 minut, po których zaczynam odczuwać działanie. Niestety czasem nie przechodzi i trzeba wziąć kolejną dawkę i kolejną.
Mam wrażenie, że mój mózg toczy ze mną bitwę, jak tu mi dopiec. Dziś na przykład drętwieją mi piszczele, jakoś sobie to tłumaczę, racjonalizuję, że skurcze naczyń to powodują i jest git, więc następnym razem pojawia się co innego, w innej części ciała, inny rodzaj bólu czy skurczu, i od nowa przekonywanie siebie, że to nie śmierć. W większości się udaje ale to losowanie symptomów wciąż trwa...
Mam też tak, że czuję napięcie, jakby oczekiwanie na coś, co ma się wydarzyć. Staram się to "rozchodzić", zająć głowę czym innym, nie zawsze się udaje.
Dziękuję, że mogłem sobie coś napisać i liczę na kilka słów od Was, że też tak macie i jak sobie radzicie

Pozdrawiam gorąco i luźno.