Jest to temat raczej dla osób wierzących (konkretnie chrześcijan - katolików), ale oczywiście zapraszam serdecznie wszystkie inne osoby, które chcą się wypowiedzieć

Moi drodzy, sprawa wygląda w ten sposób, że moje myśli egzystencjonalne (które zauważył u mnie jeden użytkownik tego forum) idą głębiej, a konkretnie zacząłem zastanawiać się nad sensem życia w kontekście wiary, a konkretnie w kontekście chrześcijaństwa (wyznania katolickiego). Ogólnie nigdy nie byłem jakoś super mocno wierzącym człowiekiem. Można powiedzieć, że od niedawna zacząłem praktykować swoją wiarę "na poważnie" (od ok. roku). Staram się odnaleźć ten sens życia właśnie w wierze i staram się być coraz lepszym człowiekiem, pracować nad sobą itd., ale wiadomo... w nerwicy praca nad sobą, nad swoimi słabościami (grzechami) jest mega ciężka i praktycznie bezowocna. Zaczynam mieć wątpliwości co do spowiedzi i wgl mam ostatnio wrażenie, że bycie zbawionym jest wręcz niemożliwe dla większości ludzi

Wybaczcie, że tak chaotycznie. Przeczytałem to przed publikacją i chyba powinienem to jakoś poukładać, ale nie mam do tego głowy... zostawię to w takim nieporządku i może wyniknie z tego owocna dyskusja.