Wysłuchałam nagrania i po wysłuchaniu postanowiłam się zarejstrować na forum. Oprócz tego, że również cierpię na nerwicę, uważam, że nagranie jest bardzo dobre.
Autentyczne, zaangażowane i pomocne.
Zawsze miałam problem ze słowem akceptacja, ponieważ kojarzy mi się z czymś pozytywnym. A postawa pozytywna w stosunku do cierpienia nerwicy wydaje mi się masochistyczna. Ale ponieważ często czytałam o akceptacji jako ważnym czynniku wyjścia z błędnego koła nerwicy, starałam się zmusić do akceptacji, a wiadomo człowiek, żeby pozbyć się lęku jest w stanie dużo znieść i poświęcić. Problem z lękiem, w moim przypadku polegał na tym, że pomimo jego akceptacji, zawsze wracał i to wywoływało moją wielką frustrację i żal, że ja tak się staram, a efekty mierne. Jeśli można by było opisać to analogią przypomina to sytuację, w której pozwalam na odwiedziny w moim domu, dajmy na to budnego, śmierdzącego, uciażliwego menela - mój lęk. Przyjmuje go (akceptuje), a jednocześnie cały czas patrzę na zegarek kiedy wyjdzie i marzę, żeby nigdy nie wrócił. Oczywiście on wraca, a moje rozgorycznie wzrasta. Dlatego wolę zamiast słowa AKCEPTACJA, słowo TOLERANCJA ((łac. tolerantia – „cierpliwa wytrwałość”; od łac. czasownika tolerare – „wytrzymywać”, „znosić”, „przecierpieć”, „ścierpieć”). Tolerancja jest podobne do akceptacji, ale nie ma tego pozytywnego przymusu. Ten mój menel (mój lęk) mieszka ze mną, czasami zasypia i wtedy jest dobrze, ale często się budzi i siedzi w moim pokoju. Cóż robić, jest poniekad cześcią mnie. Myślę, że też nalezałoby zwrócić uwagę, że to jest proces. Akceptacji-tolerancji trzeba się uczyć, powtarzać, próbować ciągle od nowa. Nie wystarczy tego zrobić raz, nawet heroicznym wysiłkiem woli. Trzeba się tego uczyć, a jest to bardzo trudne, bo kiedy pojawia się lęk i wydziela się w nas olbrzymia ilość energii, do walki lub ucieczki, odbiera nam to zdolność do logicznego myślenia. A akceptacja jest to dla mnie postawa, może uczucie, związane ze świadomością i logiką. Więc bardzo trudno w momencie kiedy się ma papkę umysłową w głowie, gonitwę myśli pod wpływem lęku, logicznie myśleć i wygenerować akceptację. Uważam, że w takich najgorszych momentach należy przeczekać i tylko tyle, dać sobie czas. Gdy napięcie spadnie (a spadnie na pewno) , wtedy popatrzeć do tyłu i wtedy próbować zakceptować ten kryzys. Uczyć się tego, a wtedy mam nadzieje, że przy kolejnych próbach, uda się o akceptację w momencie dołka. To jakby zrobić szczelinkę, pomiędzy lękiem, a napięciem które generuje on w głowie i ciele. I w tą szczelinkę wlać odrobinę akcpetacji i tą umijętnością zwiększać dystans, pomiędzy lekiem, a automatczną reakcją organizmu.
to takie moje luźme spostrzeżenia na ten temat. Może komuś pomogą.
