Witajcie!
Moim aktualnym problemem są nieustanne myśli o ... potrzebnie rozmawiania.
Mam ostatnio ciężki czas, w poniedziałek idę do nowej, w zasadzie pierwszej poważnej, pracy. Jest związana z moim kierunkiem studiów, dla mnie interesująca, niedaleko domu. Ogólnie dużo pozytywów.
Jednak lękowe myśli potrafią mi wszystko przyciemnić. Martwię się tym, że nie będę mógł wydusić z siebie słowa przy innych ludziach, szczególnie tych nowych z pracy.
Zauważyłem, że automatycznie oceniam swoje słowa, gdy z kimś rozmawiam. Nawet z bliskimi. Wtedy zastanawiam się, czy mówię interesująco, czy z sensem. Jest to męczące na dłuższą metę i zaczynam tracić przyjemność z rozmów. I tak koło się zamyka, bo w końcu dochodzi do tego czego się boję
Dalej to idzie w kolejne myśli: nigdy już nie będę w stanie porozmawiać na luzie, zostanę sam itd.
W przeszłości zdarzało mi się zaciąć, albo próbowałem mówić i starać się zainteresować kogoś na siłę, co męczyło mnie jeszcze bardziej i zawsze doprowadzało do ataków paniki i ogólnego podłamania. Wtedy także wycofywałem sięz życia publicznego, żeby uchronić się przed lękiem.
Jednak podczas ostatniego roku zrobiłem spore postępy i te myśli zniknęły. Zauważyłem, że jeśli nie próbuję zgadywać co kto o mnie myśli i sam siebie też nie kontroluję, to potrafię odczuwać wielką przyjemność z przebywania z ludźmi. Najczęściej jednak sprawy dotyczyły krótkich momentów czy kilkudniowych wypadów. Teraz, w pracy, czeka mnie codzienna konfrontacja.
Oczywiście wiem, rozumiem, zdaję sobie sprawę, że to tylko myśli. To nie rzeczywiste "zagrożenie". Jednak napięcie nie pozwala mi o tym zapomnieć. Myśli dotyczą tego co dla mnie bardzo ważne, kiedyś miałem przygodę z myślami o Bogu i istnieniu i poradziłem sobie.
Oczywiście temat myśli łączy się z fobią społeczną, obawą przed odrzuceniem i oceną.
Od najmłodszych lat zawsze ktoś (także w rodzinie) powodował u mnie poczucie, że jeśli mało mówię albo milczę, to jest ze mną coś nie w porządku. I tak wzrastałem z tym poczuciem przez lata. Wielkim lękiem napawa mnie myśl, że ktoś znów mi powie: "Dlaczego się nie odzywasz?", "Dlaczego on nic nie mówi? Ma jakieś problemy z wysławianiem się?". To brzmi dla mnie jak jakiś wyrok...
I tak walczę z lękiem, wróciły objawy, ciężkie noce. Zacząłem od nowa czytać o myślach lękowych.
Może ktoś z Was miał podobny problem i poradził sobie z nim? Ciężko mi też na ten moment ułożyć jakieś wewnętrzny dialog, który by mi pomógł czy wyśmiewał mój lęk.
Będę wdzięczny za każdą poradę!
Pozdrawiam
Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
Mówić czy nie mówić? Natrętne myśli o rozmowach.
-
- Gość
"Jeśli nie masz nic ciekawego i nic ważnego do powiedzenia, nie daj się zmusić do mówienia! " To co przedstawiłeś to żaden lęk! Niestety - w naszym społeczeństwie ignorancja stała się dość popularnym zjawiskiem. To uczucie "zlewki", o którym mówisz zna chyba każdy z nas. Co robić? Po pierwsze - Nie zabiegaj o akceptację. Tylko niepotrzebnie tracisz siły aby udowadniać innym swoją wartość. Nie ma równych i równiejszych. Nie idealizuj innych! Rozmawiaj z tymi, którzy Cię szanują i z którymi masz ochotę. SIŁA JEST W TOBIE. Bądź jak ekonomiczny silnik bolidu Renault Rozważnie zarządzaj swoją energią, aby przede wszystkim utrzymać DOBRE SAMOPOCZUCIE. Tylko wtedy możesz dać innym od siebie coś dobrego. I na koniec klasyk - " Mowa jest srebrem, MILCZENIE ZŁOTEM "
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 211
- Rejestracja: 10 stycznia 2015, o 23:43
Dzięki za odpowiedź
Jasne, samo niemówienie to nie lęk. Dopiero jak zacznę się ciągle zmuszać, zastanawiać co kto myśli, to kończy się to atakami paniki. W nocy budzę się kilka razy z dużym napięciem.
Czuję, że zrobiłem z mówienia jakieś bóstwo, największą wartość człowieka i może nawet jedyną.
Zauważyłem też, że podczas ataków paniki najbardziej boję się nie tego jak strasznie się czuję, ale że to uczucie może uniemożliwić mi dobre kontakty z innymi (podczas paniki nie mam najmniejszej ochoty z kimkolwiek rozmawiać) i będą mieć do mnie pretensje, odwrócą się ode mnie.
Jasne, samo niemówienie to nie lęk. Dopiero jak zacznę się ciągle zmuszać, zastanawiać co kto myśli, to kończy się to atakami paniki. W nocy budzę się kilka razy z dużym napięciem.
Czuję, że zrobiłem z mówienia jakieś bóstwo, największą wartość człowieka i może nawet jedyną.
Zauważyłem też, że podczas ataków paniki najbardziej boję się nie tego jak strasznie się czuję, ale że to uczucie może uniemożliwić mi dobre kontakty z innymi (podczas paniki nie mam najmniejszej ochoty z kimkolwiek rozmawiać) i będą mieć do mnie pretensje, odwrócą się ode mnie.
No pain - no gain
Rezygnowanie staje się nawykiem
Rezygnowanie staje się nawykiem
-
- Administrator
- Posty: 6548
- Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54
Na pewno co to łączy się to jak napisałeś z obawą o odrzucenie, mała akceptacją siebie, wycofywaniem itp. Ja miałem identycznie i ten nawyk obserwacji siebie zdarza mi się do dzisiaj powrócć w pewnych np. waznych towarzysko dla mnie sytuacjach, na szczęście poprzez to, iż nauczyłem się obserwowac jakby samego siebie i nie robić z tego draki nie tworzy mi się napięcie już ani lęk.
Wynika to wlasnie z analizowania siebie i otoczenia, tego co inni o mnie pomyslą, tego aby wypaść dobrze zeby inni nas zaakceptowali, aby nie odrzucili a ostatecznie wynika to z pewnego takiego nawyku reakcji w różnych sytuacjach.
To tak jak w dzieciństwie uniknałbyś o włos śmierci prawie wpadając pod ciężarówkę to do dziś mógłbyś na widok cięzarówki mieć schematyczne odruchu lękowe (taki prosty przykład).
I to się ze sobą po prostu łączy.
Kucki wyżej podał ci świetną postawę na własną filozofię życia, filozofii takiej nie przyswoi się od razu. Ale mozna zacząc od wyobrażania sobie siebie w takich sytuacjach społecznych gdzie w ogole nie martwi nas to co inni sobie pomyślą, to czy nas ktoś zaakceptuje czy nie. Czyli stosowac wyobrażenia o tym jakby to było, jakbyśmy się z tym czuli? Czyż nie wspaniale? Prawdziwa wolnośc, ja jak początkowo sobie to wyobrażałem to miałem banana na pysku ale wyobrazałem sobie to z pewnością, że tak własnie będe postepował.
Jezeli taka filozofia ma dla ciebie sens i zgadzasz się z tym i w srodku widzisz zalety, to zacznij od takich własnie wyobrażen i postanowień, że chcesz tak własnie wolno żyć bo to jest lepsze i wazniejsze dla twojego życia emocjonalnego.
A twoje życie emocjonalne powinno być zawsze na pierwszym miejscu.
Gdyby ktoś z tego towarzystwa rzucił się na ciebie z nożem to też byś zabiegał o to aby cię zaakceptował? Nie, bo broniłbyś zdrowia fizycznego. Czemu więc nie bronisz zdrowia emocjonalnego? Nie pozwól aby opinie innych wyznaczały ci to jak się czujesz i co masz robić.
I to jest taka podstawa podejścia do tego, nastawienia, zmiany utartych schematów, wbicie klina w ciągle te same reakcje i zasady, które wpoiły nam rożne własne emocjonalne problemy (niekoniecznie tylko lęk).
Drugą sprawą jest własna wewnętrzna wartość, chodzisz z tego co pamiętam na terapię więc na pewno o tym mówiliście, czyli budowanie ciegiełka po cegiełce własnego siebie, osoby, która nie musi zabiegać o uznanie bo jest z siebie dumna, ma świadomość wad i zalet. Można to zaczynać od chwalenia siebie za nawet drobne sprawy i przypominać sobie, że nie jesteśmy idealni i wcale nie musimy być aby być szczęśliwymi.
U mnie takie fobiczno lękowe sprawy, odrzucenie, akceptacja to było coś nad czym musiałem najbardziej tak naprawdę pracowac i jak mówię są takie chwile, że załącza mi się ten mechanizm analizy. Ale robię tak jak ze stresem, obserwuję siebie z boku, pozwalam na to, nie robię wtedy nic na siłę i przypominam sobie, że ja i moje zdrowie emocjonalne jest ważniejsze niż wszystko wokoło - te opinie a nawet te wazne dla mnie osoby.
To zdejmuje presję i daje po prostu lepsze efekty bo dzięki temu nie spinam się, nie ma presji i często się po prostu dzięki temu luzuję.
Wynika to wlasnie z analizowania siebie i otoczenia, tego co inni o mnie pomyslą, tego aby wypaść dobrze zeby inni nas zaakceptowali, aby nie odrzucili a ostatecznie wynika to z pewnego takiego nawyku reakcji w różnych sytuacjach.
To tak jak w dzieciństwie uniknałbyś o włos śmierci prawie wpadając pod ciężarówkę to do dziś mógłbyś na widok cięzarówki mieć schematyczne odruchu lękowe (taki prosty przykład).
I to się ze sobą po prostu łączy.
Kucki wyżej podał ci świetną postawę na własną filozofię życia, filozofii takiej nie przyswoi się od razu. Ale mozna zacząc od wyobrażania sobie siebie w takich sytuacjach społecznych gdzie w ogole nie martwi nas to co inni sobie pomyślą, to czy nas ktoś zaakceptuje czy nie. Czyli stosowac wyobrażenia o tym jakby to było, jakbyśmy się z tym czuli? Czyż nie wspaniale? Prawdziwa wolnośc, ja jak początkowo sobie to wyobrażałem to miałem banana na pysku ale wyobrazałem sobie to z pewnością, że tak własnie będe postepował.
Jezeli taka filozofia ma dla ciebie sens i zgadzasz się z tym i w srodku widzisz zalety, to zacznij od takich własnie wyobrażen i postanowień, że chcesz tak własnie wolno żyć bo to jest lepsze i wazniejsze dla twojego życia emocjonalnego.
A twoje życie emocjonalne powinno być zawsze na pierwszym miejscu.
Gdyby ktoś z tego towarzystwa rzucił się na ciebie z nożem to też byś zabiegał o to aby cię zaakceptował? Nie, bo broniłbyś zdrowia fizycznego. Czemu więc nie bronisz zdrowia emocjonalnego? Nie pozwól aby opinie innych wyznaczały ci to jak się czujesz i co masz robić.
I to jest taka podstawa podejścia do tego, nastawienia, zmiany utartych schematów, wbicie klina w ciągle te same reakcje i zasady, które wpoiły nam rożne własne emocjonalne problemy (niekoniecznie tylko lęk).
Drugą sprawą jest własna wewnętrzna wartość, chodzisz z tego co pamiętam na terapię więc na pewno o tym mówiliście, czyli budowanie ciegiełka po cegiełce własnego siebie, osoby, która nie musi zabiegać o uznanie bo jest z siebie dumna, ma świadomość wad i zalet. Można to zaczynać od chwalenia siebie za nawet drobne sprawy i przypominać sobie, że nie jesteśmy idealni i wcale nie musimy być aby być szczęśliwymi.
U mnie takie fobiczno lękowe sprawy, odrzucenie, akceptacja to było coś nad czym musiałem najbardziej tak naprawdę pracowac i jak mówię są takie chwile, że załącza mi się ten mechanizm analizy. Ale robię tak jak ze stresem, obserwuję siebie z boku, pozwalam na to, nie robię wtedy nic na siłę i przypominam sobie, że ja i moje zdrowie emocjonalne jest ważniejsze niż wszystko wokoło - te opinie a nawet te wazne dla mnie osoby.
To zdejmuje presję i daje po prostu lepsze efekty bo dzięki temu nie spinam się, nie ma presji i często się po prostu dzięki temu luzuję.
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie
Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie
Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 211
- Rejestracja: 10 stycznia 2015, o 23:43
Dzięki Victor!
Bardzo podoba mi się taka filozofia i postanowiłem tak zacząć podchodzić do życia.
Jestem już po pierwszym dniu pracy, były 2-3 godziny mocnych ataków, poza tym całkiem nieźle. Podczas ataków zauważyłem, że myślałem o przyszłości, że nie poradzę sobie, będę sam, nic nie ma sensu i ogólnie tylko się zabić. Do tego wręcz nienawiść do samego siebie, to jest najsmutniejsze.
Czułem się po tym zmęczony, miałem dość już nawet lęku. Wróciłem do biura zziębnięty, więc zrobiłem sobie herbatę (pierwszy raz pomyślałem w tym dniu o sobie!), usiadłem sam w pokoju, chwilę odsapnąłem i poczułem po prostu zwykłą ochotę na rozmowę z nowymi ludźmi z pokoju obok. Czyli dopiero jak już miałem wszystko i wszystkich w dupie, pojawiły się u mnie zdrowe myśli. Bo dlaczego nie miałbym pójść pogadać skoro tego chcę? A jak nie będą chcieli ze mną gadać to wrócę i tyle. Dało mi to nadzieję Później też pojawiały się lęki, ale wiem że muszę być cierpliwy.
Z drugiej strony zauważyłem, że chciałbym też rzeczy prawie niemożliwych: żeby WSZYSCY ludzie od razu mnie polubili i zaakceptowali, dzielili się ze mną swoimi sprawami, traktowali mnie jak jakiegoś speca a ja jestem dopiero na okresie próbnym jako pomocnik Nie daję sobie i innym czasu na zwykłe momenty poznawania się, które przecież potrzebują czasu, niekiedy mniej, niekiedy więcej?
Bardzo podoba mi się taka filozofia i postanowiłem tak zacząć podchodzić do życia.
Jestem już po pierwszym dniu pracy, były 2-3 godziny mocnych ataków, poza tym całkiem nieźle. Podczas ataków zauważyłem, że myślałem o przyszłości, że nie poradzę sobie, będę sam, nic nie ma sensu i ogólnie tylko się zabić. Do tego wręcz nienawiść do samego siebie, to jest najsmutniejsze.
Czułem się po tym zmęczony, miałem dość już nawet lęku. Wróciłem do biura zziębnięty, więc zrobiłem sobie herbatę (pierwszy raz pomyślałem w tym dniu o sobie!), usiadłem sam w pokoju, chwilę odsapnąłem i poczułem po prostu zwykłą ochotę na rozmowę z nowymi ludźmi z pokoju obok. Czyli dopiero jak już miałem wszystko i wszystkich w dupie, pojawiły się u mnie zdrowe myśli. Bo dlaczego nie miałbym pójść pogadać skoro tego chcę? A jak nie będą chcieli ze mną gadać to wrócę i tyle. Dało mi to nadzieję Później też pojawiały się lęki, ale wiem że muszę być cierpliwy.
Z drugiej strony zauważyłem, że chciałbym też rzeczy prawie niemożliwych: żeby WSZYSCY ludzie od razu mnie polubili i zaakceptowali, dzielili się ze mną swoimi sprawami, traktowali mnie jak jakiegoś speca a ja jestem dopiero na okresie próbnym jako pomocnik Nie daję sobie i innym czasu na zwykłe momenty poznawania się, które przecież potrzebują czasu, niekiedy mniej, niekiedy więcej?
No pain - no gain
Rezygnowanie staje się nawykiem
Rezygnowanie staje się nawykiem
-
- Gość
No i to mi się podoba, bo się z Victorem nie napisaliśmy jak do ściany, tylko coś już Ci zaświtało. Wychodzisz do ludzi z DOBRYM NASTAWIENIEM ''wewnątrz''. To jest podstawowa sprawa. Kolejne POZYTYWY! Nie jesteś aspołeczny. LUBISZ LUDZI - wychodzisz z inicjatywą, NIE MASZ PROBLEMU, tej fatalnej bariery, która bardzo ogranicza społecznie. I teraz, co nie tak? Widzisz, dobrze, że pociągneliśmy ten temat, bo Ty masz skopane poczucie własnej wartości. Wrzucam się video, powinno coś rozjaśnić https://www.youtube.com/watch?v=-mdwDRbvivg Nadal to samo co pisałem wcześniej. Sam zauważyłeś , że oczekujesz rzeczy niemozliwych, ale zwróce uwagę na coś innego niż to ''WSZYSCY"". Oczywiście - czy jest taka osoba na planecie lubiana przez wszystkich? Nie sądzę. JEDNAK - to nie jest główny kłopot w Twoim myśleniu. Problem w tym, że Ty chcesz budować poczucie własnej wartości w oparciu o ''przedmiot'' (zewnętrze). Takim sposobem nie dość, że niczego trwałego nigdy nie zbudujesz (BUDOWANIE NA PIASKU), to jeszcze zawsze będziesz UZALEŻNIONY od tego ''zewnętrza''. CZYLI - ktoś, nawet życzliwy wcześniej dla ciebie, będzie miał pewnego dnia kiepski humor - tym samym! rzuci ci jakiś drętwy tekst i! Ty już będziesz miał analizę, że! ''coś nie tak?!''. Mam nadzieje, ze to rozumiesz. Dlatego to o czym pisałem - to TY musisz mieć ŚWIADOMOŚĆ swoich zalet i wad. W taki sposób buduje się ZDROWE POCZUCIE WARTOŚCI. Wówczas - zagadasz do kogoś, gdziekolwiek, i nawet jeśli będzie akurat niemiły - to do ciebie to nie trafi!, bo pomyślisz ''no tak, być może ma zły dzień lub ma jakiś problem ze sobą (on!)'' I tyle! Nie ma dalszej analizy, ŻYJESZ DALEJ, a Twoje samopoczucie pozostaje jakie było. I TAK TO DZIAŁA
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 211
- Rejestracja: 10 stycznia 2015, o 23:43
Niestety jest tak jak piszesz. Byle pierdoła potrafi mnie "ściąć z nóg", nawet spojrzenie. Potrafię długo głowić się, co ktoś miał na myśli i najczęściej dochodzę do wniosku, że ze mną jest coś nie tak, pewnie bierze mnie za głupka itd. Nie pasuję i już.
Zdarza się dobra passa, gdy ktoś mnie pochwali, podbuduje, to wtedy czuję się na poziomie człowieka, wszystko wydaję się łatwiejsze i lżejsze, ale wystarczy jakieś dwuznaczne słowo i koniec z passą.
Rozumiem, muszę zaakceptować siebie, mam swoje zalety i wady, tylko jak to zrobić? Wystarczy, że pomyślę o jednej z moich wad i wszystko się sypie, widzę tylko wady. Próbowałem kiedyś mówić do siebie czule do lustra i czułem się strasznie spięty i zawstydzony. Spróbuję ponownie.
Raz na jakiś czas przychodzi mi do głowy myśl, jakby sama wpada, że bez względu na to kim jestem i jaką miałem przeszłość, to mogę lubić siebie i ktoś może mnie pokochać. Nie wiem tylko jak to zatrzymać w głowie.
Zdarza się dobra passa, gdy ktoś mnie pochwali, podbuduje, to wtedy czuję się na poziomie człowieka, wszystko wydaję się łatwiejsze i lżejsze, ale wystarczy jakieś dwuznaczne słowo i koniec z passą.
Rozumiem, muszę zaakceptować siebie, mam swoje zalety i wady, tylko jak to zrobić? Wystarczy, że pomyślę o jednej z moich wad i wszystko się sypie, widzę tylko wady. Próbowałem kiedyś mówić do siebie czule do lustra i czułem się strasznie spięty i zawstydzony. Spróbuję ponownie.
Raz na jakiś czas przychodzi mi do głowy myśl, jakby sama wpada, że bez względu na to kim jestem i jaką miałem przeszłość, to mogę lubić siebie i ktoś może mnie pokochać. Nie wiem tylko jak to zatrzymać w głowie.
No pain - no gain
Rezygnowanie staje się nawykiem
Rezygnowanie staje się nawykiem
-
- Gość
Przeszłość jest martwa, a Ci którzy twierdzą, że ludzie się nie zmieniają tkwią w głupocie. Nie liczy się kim byłeś, ale kim jesteś i możesz być, gdy tylko będziesz nad sobą pracował. Co do tej pięknej myśli - kiedy ona się pojawi bierz kartkę i opisuj to uczucie, tak aby w każdej chwili móc sobie sięgnąć do kieszonki i PRZYPOMNIEĆ. Swoją drogą to właśnie jest charakterystyczne uczucie w nerwicy - ta zmienność nastroju jeśli chodzi o poczucie wartości. To jest mocno powiązane z derealizacją. W każdym razie - Uwierz w swoją wartość, a zaczną Ci się przytrafiać same dobre rzeczy https://www.youtube.com/watch?v=VMn25ljAyfg
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 211
- Rejestracja: 10 stycznia 2015, o 23:43
Może problem jest też w tym, że samo wystąpienie nerwicy odbieram jako słabość.
Dziś był dobry dzień. Rano powiedziałem sobie do lustra dobre słowo i nawet się nie skrzywiłem W pracy rozmawiałem z wieloma ludźmi, krócej lub dłużej. Zależnie od dostępnego czasu i chęci. I czułem się lekko, super uczucie. Jakbym zdjął z siebie jakiś... płaszcz z kamieni. Miałem w głowie myśl, że taki jaki jestem teraz jest w porządku i nie muszę niczego udawać czy udowadniać. Innych zacząłem widzieć jako ludzi a nie potwory, oraz siebie jako pełnoprawnego człowieka
Dziś był dobry dzień. Rano powiedziałem sobie do lustra dobre słowo i nawet się nie skrzywiłem W pracy rozmawiałem z wieloma ludźmi, krócej lub dłużej. Zależnie od dostępnego czasu i chęci. I czułem się lekko, super uczucie. Jakbym zdjął z siebie jakiś... płaszcz z kamieni. Miałem w głowie myśl, że taki jaki jestem teraz jest w porządku i nie muszę niczego udawać czy udowadniać. Innych zacząłem widzieć jako ludzi a nie potwory, oraz siebie jako pełnoprawnego człowieka
No pain - no gain
Rezygnowanie staje się nawykiem
Rezygnowanie staje się nawykiem
-
- Świeżak na forum
- Posty: 5
- Rejestracja: 21 marca 2016, o 18:21
Fine, to co opisałeś w swoim poście dotyczy mnie samego i bardzo utrudnia mi to funkcjonowanie w pracy. Dzięki historii Victora i jego autorskiej metodzie odburzania wstąpiła we mnie nadzieja, że jeszcze nie wszystko stracone i będę jeszcze mógł w swoim życiu wykorzystać swój mocno "przygaszony" potencjał.
- Olalala
- Dyżurny na forum Odważny VIP
- Posty: 1856
- Rejestracja: 17 grudnia 2015, o 08:36
Myślę, że przy takich uprzykrzających życie myślach warto zdać sobie sprawę też z tego I pogodzić sie z tym, że NIE KAŻDY BĘDZIE NAS LUBIŁ I MA DO TEGO PRAWO. To ściąga duzy ładunek emocjonalny gdy sie wyjdzie z takiego załozenia. Tak jak nam sie z kims lepiej lub gorzej rozmawia, takie same prawo maja inni co do naszej osoby.