Każdy upalny dzień to dla mnie udręka. Nawet nie o to chodzi o odczucie gorąca, o pot itp. Chodzi o zaduch i to, że nie ma czym oddychać. Boję się, że zemdleję, choć nigdy takie coś sie nie stało. Najgorzej jest w pracy... Mamy okno od południa, w pokoju jest wieczny zaduch, a jak zaczyna świecić tam słońce to jest jak w piekarniku. Wegetuję wówczas przy wiatraczkach.... Moim jedynym "szczęściem" jest to, że chodzę do pracy na 8, a więc rano nigdy jeszcze nie ma dramatu. Gdybym musiał chodzić np. na 12 czy 14 to nie dałbym rady....
Ogólnie to wszystko jest nawet zrozumiałe w przypadkyu naprawdę ekstremalnych temperatur, jakie panowały chociażby latem ubiegłego roku. Nie jesteśmy przystosowani jako kraj i jako nacja do znoszenia temperatur powyżej 35 stopni w cieniu (np. w Bułgarii w każdej, nawet zabitej dechami dziurze, sklepy, zakłady usłgowe itp. są klimatyzowane, u nas nie). Ale takie coś pojawia się u mnie nawet w temperaturach, które jakieś ekstremalne nie są.... Wczoraj np. o 14 mieliśmy w pracy próbną ewakuację, co wiązało się z koniecznością stania na dworze przez dowolnie kilkanaście minut.... Stałem w cieniu, temperatura ok. 27 stopni (więc ciepło, ale nie upał) a ja myślałem że nie dam rady

A najgorsze, że przed nami pół czerwca, lipiec i sierpień, gdzie o tak wysokie temperatury trudno nie będzie...
Dramat
