Nigdy w życiu sie nie spodziewałem, że trafie na forum o zaburzeniach psychicznych,
nigdy mi nie przeszła taka myśl przez głowę, a jednak mnie też dopadła jakaś paskudna choroba.
Zaczne od początku. Od dziecka byłem dzieciakiem w miare normalnym, troche nieśmiałym, poznawanie nowych ludzi przychodziło mi ciężko, ale później
to już z górki z każdym potrafiłem się dogadać, pośmiać itp.
Koniec szkoły podstawowej na koncie 3 przeprowadzki, nowe gimnazjum, nowi ludzie, ale wszystko było w porządku - znowu byłem osobą
lubiana, nikt mi nie dokuczał, zawsze potrafiłem sie postawić w sytuacji podbramkowych gdy było trzeba
. Pozniej szkoła średnia, odrazu załapałem kontakt - było zajebiscie, wspaniały okres - imprezy, wspolne integracje
klasowe, poznawanie nowych osób w szkole czy to na rajdach. Wtedy kiedy chodziłem do szkoły średniej wkreciłem sie głebiej w swoje
osiedle, poznałem wuchte wiary z osiedlowego klimatu - nie powiem, bo wtedy mi to bardzo imponowało, pomimo, że wiekszość była starsza
odemnie to dogadywaliśmy się jakbyśmy znali sie od lat. Zaczeło sie dosyć imprezowanie, meetingi zakrapione i przypalane
thc, wszystko raczej z głową,głownie weekendy, czasami zdarzyło się w tygodniu, ale to chyba każdy przeżywał w końcu młodość
taka natura, że trzeba sie wyszaleć.2 lata temu skończyłem technikum , zdana maturka, zdany egzamin zajebiscie, wyjechałem za granice
na pare miesiecy.Wróciłem do kraju na świeta i od tego momentu chyba wszystko sie zaczeło. Codzienne palenie, dosyć czeste picie
przez prawie pół roku dało sie we znaki. Pojawiły się pierwsze lęki, problemy z koncetracja, mój umysł tak jakby zwolnił, coraz bardziej
stawałem się ograniczony umysłowo, składanie dłuższych wypowiedzi sprawiało mi trudność i sprawia do teraz, czułem sie po prostu nie swojo.
W wakacje rok temu postanowiłem wyjechać do pracy za granicę, zarobić hajs i rozpocząć studia . Na początku nie było łatwo - na niczym nie potrafiłem
sie skupić, skupiałem sięna wypowiedzi szefa, to nie mogłem jej czasem zrozumieć ( szef był Polakiem), powtarzałem czesto takie same błache bledy w pracy.
Po 3 miesiacach wrociłem , mój stan sie ogólnie poprawił nie byłęm taki zamulony, leki odeszły w dal, miesiac później zaczałem studia, zaczałem sie interesować
rozwojem osobistym, moim celem była poprawa siebie, stosunków z ludzmi i rozwój własnego umysłu. Na studiach po 4 miesięcznym detoksie od trawy skusiłem się
na jakiegoś jointa, było zajebiscie, nie przeszkadzało mi to w normalnym funkcjonowaniu, wiec sobie popalałem co pare dni żeby nie doprowadzić sie do stanu wczesniej. W grudniu 2014 na 3 miesiecu studiów zaczałem lapać kminy, że kierunek studiów nie jest dla mnie, ale nie chce rezygnować, sam przekonywałem rodziców, że ide tam z włąsnego wyboru, dla siebie, ale w podswiadomości miałem myśl, że nie chce ich zawieść i zaczeła się walka z samym sobą, nasilajace leki w nocy, przez pare dni nie spałem praktycznie wogóle, dopadały mnie jakieś natretne nielogiczne myśli masakra. Dzięki wizycie u psychologa, technikom releksacyjnym, lekom uspakajajacym lęki w nocy znikneły moglem normalnie spać, ale zamulenie, huśtawa nastrojów i czasem leki po przebudzeniu i nasilajace sie w ciagu dnia zostały.
W takim stanie funkcjonowałem w miare normalnie, dogadywałem sie z ludźmi wszystko było w miare okej.
Postanowiłem poszukać dziewczyny, bo zawsze okazywanie emocji i dogydywanie sie z dziewczynami na innej stopie niz koleżenskiej było dla mnie cieżkie, ale
nie poddawałęm sie, jakieś przelotne znajomosci nic bardziej na stałe a to wszystko dlatego przez to co siedzi w mojej banii, takie mam wrażenie.
Troszke napisałem to chaotycznie i nie składnie, to idealnie odzwierciedlenie tego co mam w bańce hehe.
Ostatnie dwa miesiace były naprawde przełomowym, krokiem w tył. Po paleniu zaczałem łapać krzywe fazy, lęki brały sie nagle z nikad i sie utrzymywały i utrzymują nadal.
czuje sie otępiony, przymulony, taki wrak człowieka praktycznie bez emocjii. Ciagłe analizujeto co mówie, to co ktoś do mnie mówi obcy, myślę jak odpowiedzieć logicznie, wiekszość żartów biore jako atak w swoją osobę
nawet gdy chce odpowiedzieć jakoś z riposta nie wychodziło mi ta sztuka i jeszcze bardziej mnie to przygnębia.
Od dwóch tygodnii mam naprawde mega przekichane nigdy nie odczuwałem lęków z takim napięciem, utrzymuje sie to przez cały dzień, w nocy nie moge spać, spie po 3 godziny, budze się czesto odrazu z lękięm, pot oblewa całe ciało
czuje sie niby wyspany, wstaje do pracy siedzie w tyrce przed kompem po 8h a już po 3 h czuje sie tak jakbyś ktoś wyssał ze mnie życie, mózg spowolniony o 30 %, lęki nie odpuszczaja
zdecydowanie gorzej widzę, nie cieszy mnie praktycznie nic, zero emocjii, ciezko mi złożyć zdanie, boje się gdy ktoś bedzie do mnie mówił, żartował, a ja nie odpowiem i znowu
wyjde na pół debila, pół matoła, moja pamieć jest w strasznej słabej kondycjii przypomina ser szwajcarski wszystko co robie, czytam, przeżywam zapominam w 90 procentach, mam spowolnianą reakcje i koncentracje na niskim poziomie - strasznie irytujace to jest .
Pozatym nie chce mi sie nigdzie wychodzić, nic mi sie kompletnie nie chce najchetniej szaszyłbym się w domu przy komputerze, ale wiem, że to działanaia tylko pogorszy mój stan psychiczny.
Kurczę nie wiem co sie ze mna stało, ale nie chce tak skończyć. Jestem młody, mam całe życie przed sobą, nie chce skończyć w domu chowajac sie przed ludźmi, mam tyle przed sobą
życia, tyle do zrobienia, ale jak mam to zrobić jak moje samopoczucie jest fatalne i czuje sie strasznie ograniczony ? Ide za 2 tygodnie do psychologa, mam nadzieje, że wspólnymi siłami uda sie wrócić do formy psychicznej sprzed 2-3 lat. A jak państwo uważaja co to mnie dopadło ? Depresja ? Nerwica ? Czy może coś gorszego ? Czy jest jakakolwiek szansa, żeby wrócić znowu do normalności ?

Wszystkim forumowiczom życzę wesołych pogodnych Świąt

Majcyk1909