natknęłam się na słowa Alfreda Adlera, wyjątkowego (i mojego ulubionego) austriackiego psychiatry, psycholog i pedagoga, twórcy psychologii indywidualnej. Odmieniło to moje pojęcie na temat nerwicy.
oto cytat:
" Nerwica jest manewrem maskującym. Podłożem tej choroby jest patologicznie ambitne dążenie pacjenta, aby uważać się za coś wyjątkowego, nadzwyczajnego. Symptomy są wielką kupą śmieci , którą pacjent wykorzystuje do tego, by się ukryć.Fikcyjna wyższość pacjenta datuje się od czasu gdy był rozpieszczany. Podczas gdy my widzimy wyraźnie co on robi, on nieświadomie zajmuje się piętrzeniem przeszkód, jak wytrawny przestępca stara się zapewnić sobie alibi. Zawsze kończy się to tym samym : Czego bym nie dokonał, gdyby mi nie przeszkodziły symptomy"
Co myślicie?
Ja jak przypadkiem się na to nadziałam w książce, zatkało mnie. Poczułam jak Adler krzyczy do mnie z książki. Uświadomiłam sobie,
ile to razy w dziecinstwie, wolałam udawać słabszą, smutną, płaczliwą, ile załatwiało mi to spraw, lenistwo, poddawanie się.
Rozpieszczanie podójne przez matkę, bo ojciec chłodny.
Schemat myślenia przez tyle lat się zakorzenił, utrwalił, że teraz jako prawie 22 letnia baba jestem rozumna, ale emocjonalnie siedzi we mnie ta mała dziewczynka. To straszne. Przyłapuję się często, że sama sobie zaczynam natrętne myśli, nie wiem po co. Na terapii uwielbiam o tym mówić. Dostaję uwagę, Jestem w centrum.
Patologia

Czy na prawdę można nieświadomie zapadać w te różne nerwice niszczyć się, rodzinę, związki kolejne ? nie do końca dociera do mnie to, psychoterapeuta powiedział, że nasza nieświadomość jest niesamowita i ciężkow to uwierzyć.
Czy ktoś zechce wyrazić swoje zdanie?
Może komuś cytat pomoże.
ja w przypływie nn sobie przypominam "kosz na śmieci" i "chcesz być wyjątkowa, ale przykro mi, nie tak" i pomaga.