Mam 42 lata. Obecnie mam nawrót nerwicy lękowej, myśli, że cos się może stać mojemu dziecku, ogólnie że się coś wydarzy w naszym życiu, że mi ktoś go porwie, zabije, skrzywdzi, że sam sobie coś zrobi i że ja nie daj boże coś mu zrobię przez to ,że stracę kontrole, itd. To tak ogólnie. Pierwszy raz coś takiego mi się pojawiło po porodzie, depresja poporodowa i takie myśli natrętne, dramatyczne odnośnie mojego dziecka. Ogólnie przeżyłam piekło na ziemi, ale tłumaczyłam to porodem, traumą, różnymi trudnościami, no i że zdarzają się takie rzeczy. Byłam dla siebie bardzo wyrozumiała. Wyciągnęłam się z tego, brałam leki przez 2 lata i był spokój około 6 lat.
Obecnie moje dziecko ma 8 lat, i nagle to wszystko do mnie wróciło. Wpadłam w straszną panikę, myśli takie, że miałam ochotę sobie palnąć w łeb, ale nie mogę tego zrobić mojemu dziecku, bardzo go kocham, wiem że potrzebuje matki. To jest tak trudne, że coś okropnego, mój mąż mnie nie rozumie, twierdzi, że przesadzam, dlaczego nie potrafię zapanować na tym, itd? Mam ogromne wsparcie w mojej siostrze, która też miała epizod nerwicy lękowej i to po prostu rozumie, ale tez nie chce jej głowy zawracać moimi problemami.
Obecnie jestem po konsultacji psychiatrycznej , biorę leki, chodzę na psychoterapię, próbujemy to wszystko przepracowywać. Jestem DDA, z traumatycznym dzieciństwem i po przemocowym związku, ogolnie dużo tego , tak sobie uświadomiłam ostatnio. Psychoterapia jest dla mnie bardzo ciężka

Ogolnie teraz myśli mam wyciszone po lekach, ale pozostają ogromne wyzuty sumienia że takie myśli wgl były i strasznie sie boje, że w każdym momencie mogą wrócić. Jestem załamana, że muszę sie z tym zmierzyć, moje życie sie wywróciło do góry nogami, strasznie się męczę.
Jak to u Was wygląda, jakie macie nastawienie? Wiem , że musze być silna, ale mam strasznego doła i cały czas płacze.