Hej.
Chciałbym opowiedzieć moją historię gdyż potrzebuje po prostu się wygadać bo może ktoś będzie na tyle miły że to przeczyta i coś doradzi. Miałam plan oczywiście iść do psychiatry i psychologa i wygadać się im niestety terminy są całkowicie niedostępne w tym roku w mojej okolicy, dlatego postanowiłam że może napisze tutaj na forum a nuż ktoś przeczyta i powie mi co na ten temat myśli.
Ogólnie choruje na Hashimoto, byłam zdiagnozowana trochę późno gdy wyniki były już bardzo krytycznie złe (powinnam była przyjmować już euthyrox kilka lat wcześniej) jednak podjęłam leczenie ale czasem zastanawiam się czy ta choroba nie zniszczyła mi jakoś mózgu ponieważ od połowy maja zaczęłam zmagać się z jakąś okropną nerwicą która przerodziła się już w depresję (tak mi się przynajmniej wydaje) Od tamtego czasu budzę się z codziennymi mdlosciami i rozwolnieniem. Zaraz jak otworzę oczy pojawia się bardzo szybki puls i lęk uogólniony. Mdłości są tak silne że zmuszam się by się nie porzygac przy śniadaniu i obiedzie.
Endokrynolog ciągle zwiększa mi dawkę leku. Gdy ostatnio robiłam sobie badania krwi mieściłam się w normie lecz te wyniki były już bardziej przy tej górnej granicy i bałam się że może wpadłam już w nadczynność jednak lekarz rodzinny stwierdził że nie i dalej kazał brać wysoką dawkę leku.
Dziwny zbieg okoliczności jest taki, że ta nerwica pojawiła się jakoś tydzień czy dwa po dwóch bardzo stresujących dla mnie sytuacjach które się nałożyły razem na siebie jednak byłam pewna że bardzo dobrze sobie z nimi poradziłam. Myślałam że się nimi nie przejęłam jednak mój organizm pokazał mi coś zupełnie innego.
Zaczęło się od pracy, mam malutkie roczne dziecko i jestem samotną matką (partner zostawił nas w styczniu nie płaci alimentów zupełnie się nie interesuje) ogólnie mieszkam jeszcze w jego rodzinnym domu ponieważ oni mnie tutaj tolerują i ja im dużo pomagam w gospodarstwie ale wiedzą i znają dobrze swojego syna i gwarantują mi że jak uciekł to już nie wróci i muszę się z tym pogodzić. Pogodziłam się z tym już dawno, nie myślałam o tym. Zawsze byłam bardzo silna psychicznie. Znalazłam pracę zdalną w branży graficznej, jest to moja pasja od 10 lat więc byłam ucieszona. Było ciężko bo musiałam pracować tylko po nocach gdyż za dnia zajmowałam się dzieckiem. Grafiki które musiałam wykonać musiały być precyzyjne, realistyczne i zdetalowane. Spałam gdzieś po 4h dziennie tak przez miesiąc. Plus praca w całkowitej ciemności zeby nie zbudzić dziecka a mieszkam z nim w jednym pokoju. Mimo to dobrze się czułam bo chciałam żeby ten projekt wyszedł jak najlepiej. Nie przeszkadzało mi to że jestem zmęczona chciałam po prostu to dopiąć jakbajszybciej. Klient niestety był dość wymagający i czepiał się szczegółów szczególnie mojego cieniowania. Cały czas coś przeszkadzało mu w moich cieniach. A to za jasne, a to za ciemne a to źle rozłożone, nie tu gdzie powinny być itp. Rozpisywał się na ich temat jakby pisał książkę. Zaczęłam też więcej czytać o cieniowaniu w moich książkach dla malarzy żeby lepiej zrozumieć o co mu chodzi i żeby też ogólnie lepiej rysować i je rozumieć. Byłam już przy końcu naprawdę wściekła bo dalej coś mu nie pasowało ale dopięłam tego i byłam ucieszona że w końcu koniec.
I tu zaczęły się schody bo dokładnie w tym samym czasie pojawiła się duża awantura z rodzina mojego partnera odnośnie szczepień. Miałam umówioną wizytę na szczepienie dziecka nie wiedząc że są antyszczepionkowcami powiedziałam im że idę szczepić i nagle rozpętała się wielka wojna. „Czy ty zwariowałaś? Czy ty chcesz zabić własne dziecko? Czy ty wiesz że szczepienia powodują autyzm? Czy ty jesteś tak niedouczona że nie wiesz jak działają koncerny farmaceutyczne? Nie szczep tego bezbronnego człowieka!! Co ty wyprawiasz!!” Zaczęli bombardować mnie jakimiś linkami z artykułami do jakichś „dowodów” że szczepienia uszkadzają mózg itp. Nie odpowiadałam na te wiadomości. Tak potraktowali mnie ludzie którzy zawsze byli dla mnie mega mili i mega wspierający. Bardzo mnie to zestresowało, bałam się wyjść z pokoju nawet do toalety, ręce mi się trzęsły. Powiedziałam o tym swojej mamie która mieszka za granicą ale ona ma takie samo zdanie co oni. Zostałam całkowicie sama. A oni zaczęli mnie unikać. Zauważyłam że jak tylko pojawiam się w pobliżu to oni akurat wychodzą albo zamykają się w pokojach. Przestali jeść ze mną wspólny obiad. Słyszałam jak mnie obgadują, że szczepienie to morderstwo i chce skrzywdzić moje dziecko nie pytając go o zgodzę. Mimo to oczywiście zaszczepiłam je wbrew ich woli. Ale zaczęłam patrzeć na siebie w lustro jak na mordercę. Czułam się jak jakiś zbrodniarz. Z biegiem czasu sytuacja się poprawiła, znowu zaczęliśmy normalnie ze soba rozmawiać w spokoju i temat szczepień zniknął, wydawało mi się że stres mi minął i ochłonęłam, ale…
Od tamtego czasu codziennie męczą mnie biegunki i mdłości. Co jest dla mnie bardzo ale to bardzo dziwne zaczęłam odczuwać niepokój w ciemnych, pustych pomieszczeniach, typu piwnica, garaż, spiżarka ogólnie ciemne pokoje czy ciemne kąty itp. Do tego zaczęłam odczuwać lęki patrząc na cienie i obsesyjnie o nich myśleć. Tak jakby te uwagi ostatniego klienta tak bardzo utknęły mi gdzieś w podświadomości że nie jestem w stanie ich kontrolować. Dosłownie na cokolwiek nie patrzę to od razu analizuje cienie gdzie one są gdzie leżą dlaczego tak padają a nie inaczej i przez to nie mogę się na niczym skupić bo ciągle o nich myślę i gdy o nich myślę odczuwam mdłości i lęk mimo że wiem że to irracjonalne. nie mogę się pozbyć i śnią mi się już one po nocach że mnie straszą że się ich boję że ciągle i wszędzie je zauważam. Świat przez to zaczął mi się wydawać jakiś dziwny jakby inny nierealny, jakby składał się z tak wielu cieni a tak małej ilości światła. Bardzo mi to przeszkadza
Do tego doszedł lęk przed schizofrenią i samobojstwem. Boję się że skoro mam leki przed takimi błahostkami które są całkowicie normalne czyli przed cieniami i ciemnymi pomieszczeniami, to że to się przerodzi w jakąś schizofrenię i codziennie boję się otworzyć oczy żeby nie zobaczyć czegoś co nie istnieje. Przestałam cieszyć się swoją pasją. Zawsze było tak że jak czułam się gorzej czy smutno to moja pasja mnie z tego wyciągała. Zawsze. Teraz niestety tak nie jest. Czuję się jakby ktoś mi zabrał moją osobowość. Czuję pustkę. Boję się że pewnego dnia dostanę takiego ataku lęku że będę chciała się zabić i zostawię własne dziecko. Mimo że ja bardzo tego nie chce to boję się że wpadnę w takie szaleństwo.
Jeśli ktoś dotrwał do tego momentu to bardzo mu dziękuję za poświęcony czas. Byłabym bardzo wdzięczna gdyby ktoś mi powiedział czy to już zmierza w kierunku schizofrenii czy jeszcze czegoś gorszego? Czy istnieja jakieś leki które mógłby mi pomóc z tymi natrętnymi myślami (karmie piersią) czy raczej jest to tak ciężki przypadek że raczej mi to już zostanie do końca życia? Wiem ze to powinien stwierdzić lekarz jednak niestety nie prędko się z nim umówię ponieważ w mojej okolicy nikt nie ma terminów mieszkam w bardzo małej wsi daleko do jakiegokolwiek miasta jeszcze dodatkowo jestem bez prawka więc niestety nie mam nawet możliwości dostać się nigdzie dalej. Mogłabym dostać się pociągiem jednak mam malutkie dziecko które jest bardzo wymagające nie miałabym go nawet z kim zostawić na tak długo.
Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
Nerwica czy coś gorszego?
- Tojajestem
- Odburzony i pomocny użytkownik
- Posty: 383
- Rejestracja: 25 lutego 2015, o 19:03
Czesc. Polecam ci filmiki autorow tego forum https://youtu.be/wn37vVtyKCI?si=v-D5Nw_w6avE6Ya3
Ważne, żeby w trudnych chwilach pamiętać o własnych cytatach ;)