Annas994 pisze: ↑1 marca 2022, o 08:56
Cześć Wam
Tak jak w tytule - nie wiem co już robić by zacząć proces odburzania. Wszystko co w ciąży wróciło, może w o wiele lżejszej formie ale jednak jest. Moja głowa non stop podsyła mi straszaki, wyciąga jakieś sytuacje z przeszłości (kompromitujące i mniej kompromitujące) . Cały czas moja głowa chce mi udowodnić, że jestem chora, nienormalna. Udowadnia mi, że nie kocham syna ani narzeczonego, że myślę tylko o sobie, że jestem egoistką. Że jestem złym, małowartościowym człowiekiem. Już nie mówię nawet o wkrętach borderline i chad bo to chyba będzie że mną do końca. Powiedzcie mi - jak zacząć? Na razie mam stany lękowe i codziennie rano budzę się z zapytaniem "czy to już przyszło?" I szuka moja głowa strachu, lęku. Generuje myśli, wyciąga sytuacje mało istotne oraz istotnr i robi z nich prawdę objawiona. Szuka we mnie cech matki Madzi z Sosnowca. Byłam w ostatnim czasie przemęczona psychicznie czy to może być zapalnikiem?
Nie jestem zwolennikiem terapii.
Przeczytałam kilka Twoich postów. Widzę, że szwankuje u Ciebie znajomość mechanizmów działania nerwicy i myślę, że od tego powinnaś zacząć. Od "poznania wroga".

Chociaż to żaden wróg. Czyli doedukować się jak działa nerwica, skąd się biorą natręty, somaty. Walkowac to tyle razy, aż w końcu się utrwali. Potem wprowadzać świadome działanie na mysli- ośmieszać je, ryzykować. Wiem, że to wydaje się mega trudne przy takim nasileniu lęku, ale na pewno zaowocuje to w przyszłości. I wszystko małymi krokami, nie załamywać się i nie mieć do siebie pretensji jak coś nie wychodzi. Być swoim przyjacielem.
Na swoim przykładzie: jak dostałam nerwicy, to nie wiedziałam co mi jest. Zaczęło się od ataku paniki i somatów. Potem googloza, wykluczanie każdej choroby. Jakis pojedynczy natręt myślowy, który odpuścił. Później zrezygnowanie- może i mają rację z tą nerwicą... Ale od tego również nie przeszło. Postanowiłam pójść do psychiatry i brać leki, ponieważ koniecznie chciałam wrócić "do życia", musiałam wrócić do pracy, a chowałam się za home officem. Udało się, do życia jako tako wróciłam, chociaż z tyłu głowy miałam gdzieś, że to wynik działania leków, że bez nich i tak dostanę ataku paniki. Potem trafiłam na jakąś książkę, która skupiała się właśnie na atakach, była tam mowa o ryzykowaniu, o akceptacji. Starałam się wprowadzić to w życie i się udało. Lęk przed atakami paniki po prostu zniknął. Wtedy poczułam się mocna i postanowiłam odstawić leki, odstawiłam i tu na scenę weszła nerwica natręctw.

Dlaczego? Bo ja nic nie wiedziałam dalej o nerwicy. Jak to działa, skąd się bierze, dlaczego te myśli to zwykła iluzja i straszaki. Dla mnie ataki paniki i myśli natrętne były zupełnie niezwiązane ze sobą na tamten moment.
Przełomowym dniem był dzień, w którym nie poszłam do pracy, bo cała noc nie spałam przez lęk, że natrętne myśli się spełnią. Wtedy znalazłam forum, coś tutaj napisałam, dodano mi otuchy, potem zaczęłam czytać posty Victora i innych, później słuchałam każdego nagrania na yt i coś zaskoczyło. Już nie bałam się tak tych myśli jak wcześniej. Potem był ogromny kryzys- popłakałam, chciałam do psychiatryka, bo na pewno jestem chora psychicznie- resztkami sił odnalazłam jakies nagranie Victora o kryzysach. I się podniosłam.
I tak to teraz się przeplata- dobre dni, gorsze, znów był jeden tragiczny i znów się podniosłam. Widzę jednak, że tych dobrych dni przybywa. Potrafię żartować ze swoich lęków. Derealizacja odpuściła mi już kilka razy w ciągu miesiąca, także coś musi być na rzeczy, że te działania przynoszą skutek.
Mogę Cię upewniać po tysiąckroć, że od Twoich myśli nic się nie wydarzy, ale to Cię uspokoi tylko na moment. Pamiętaj, że natręty mogą zmieniać tematykę, na każdy trzeba mieć Odpowiedź "No super natręcie, spier...". Ja dużo przeklinałam. XD Każdy natręt, każdy somat to tak naprawdę to samo gówno, które ma za zadanie utrzymywać Cię w stanie zagrożenia.