Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Lęk, proszę o pomoc

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
ODPOWIEDZ
lovestoned
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 3
Rejestracja: 13 grudnia 2021, o 19:56

13 grudnia 2021, o 20:19

Witajcie.
Zgłaszam się na forum, bo powoli nie daję sobie rady. Trochę o mnie. Jestem przed 30, kobieta. Mam faceta od 8 lat, dobrą pracę, fajne zarobki. Mam też mnóstwo zaburzeń.
DZIECIŃSTWO
- nie poznałam nigdy ojca, zmarł jak miałam rok. Nie pamiętam nic, mama twierdzi, ze nie warto wspominac, ukrywała przede mna rózne rzeczy, jak dorosłam, dopiero poznałam jak mial na imie, ile mial lat, jak zmarl, jaki byl (ogolnie, bez szczegółów). Podobno nie chciał mnie, nie chciał drugiej córki (mam starsza siostre), przyniosl mamie tabletki, aby poroniła. Nie patrzył na mnie kiedy nas odwiedzal (nie mieszkali razem, to byl weekendowy tata, obiecal mojej mamie malzenstwo, ale nic z tego nie wyszlo). Kiedy sie urodzilam, powiedzial tylko "kolejna dziura?", bo chcial syna. Nie odczuwalam tego jakos (dowiedzialam sie o tym niedawno, wiec jak bylam dorosla). Chodzi o brak ojca. Nie odczuwalam go. Nigdy go nie mialam, nie tesknilam. Dla mnie stalo sie czyms normalnym, ze mam tylko mame. Ze mam jednego rodzica. Nawet teraz jak o tym pisze, dziwnie mi, ze mam drugiego.. Nie mysle o nim jakos zbytnio. Nigdy nie bylam na jego grobie, mysle, ze to bylby dla mnie zwykły pomnik obcej osoby, tyle.
- wychowywala mnie tez babcia, ktora cierpiala na nerwice poobozowa. Była po wielu operacjach. Chodziliśmy w domu wszyscy na paluszkach, bo to, jaki będzie dzien, zalezalo od jej humoru i samopoczucia. Codziennie bałam się, ze dostane w szkole telefon od mamy, ze babcia umarła. Balam sie tego, bo ciagle sluchalam, ze ona pomaga nam finansowo i bez niej zginiemy. Babcia tez niejednokrotnie mowila, ze jak ją porządnie znerwicujemy, to spakuje walizke i odejdzie. Szla wtedy do przedpokoju i wyciagała ją z szafy. Cholernie sie balam, mialam z 5 lat. Bylam z nia zwiazana emocjonalnie, chociaz zdarzylo jej sie mnie bić paskiem, kiedy nie radziła sobie z emocjami, a ja bylam niegrzeczna. Mimo to kochalam ją. Cale dzieciństwo bałam sie, ze umrze. Patrzyłam czy oddycha, gdy spala. Pod koniec, gdy chorowala, bylo piekło. Krzyki, wymioty, krew, panika, ataki lęku i inne różne rzeczy, których naoglądałam sie, gdy odchodzila. Mialam 19 lat.
- mam starsza siostre, z która nie mialysmy nigdy super kontaktu. Czasem wrecz nienawidzilysmy sie, mysle, ze zle nas wychowano. Ona byla TA ZŁA, ja TA DOBRA. ona za rodziną ojca, ja za mamą. "czysta mamusia", zawsze bylam grzeczna, tłumiono moje emocje, sluchalam sie, uczylam, robilam wszystko co chciala mama. Uczyłam sie dla niej, chcialam zasluzyc na milosc, mimo ze zapewniała mnie, ze mnie i tak kocha, robilam wszystko, by całą rodzinę zadowolić. Przytulalam sie do kazdego, pocieszalam, byłam usłuchana. Zawsze usmiechnieta.
- przekonania z dziecinstwa: jako, ze mama byla nadopiekuncza, nauczylam sie, ze swiat jest zły. Teraz boje sie zyc. Boje sie, ze w koncu cos sie spieprzy, bo ostatnio jest za dobrze, spokojnie.. ja cale dziecinstwo spedzilam w napieciu. Nie jestem przyzwyczajona, ze jest ok. Ze jest cicho i normalnie, bez dysfunkcji. Tylko czekam, az cos sie zjebie. Boje sie panicznie. Swiat odbieram jako miejsce zla, cierpienia. Nie ciesze sie zyciem, bo boje sie, ze czeka mnie za to kara. Ze powinnam cierpiec jak kobiety w mojej rodzinie, byc solidarna wobec nich.. tymczasem ja jako jedyna mam zwiazek, szczesliwy w dodatku, trwaly. Mam problem z seksem, bo czuje, ze robie cos wbrew rodzinie, ze gdyby oni to widzieli, to byliby źli. Czuje sie wtedy brudna i jakbym robila cos niedobrego. Boje sie, ze czeka mnie za to jakas kara, ze powinnam zostac z mama w domu tak jak ona zostala przy babci na starosc, a ja wyjechalam sobie na studia i teraz mieszkam juz pare lat bez niej, w dodatku z FACETEM, a u mnie w domu to by temat tabu.

HIPOCHONDRIA
potrafię z byle czego zrobić taką afere, ze samej siebie mi żal. Analizuje kazdy ruch mojego ciala, biegam jak powalona na badania co miesiac, panicznie boje sie raka. Ze zostanie mi miesiac zycia, ze nie bedzie sensu mnie leczyc. Wpisuje w GOOGLE wszelkie objawy i znam chyba wszystkie choroby. Płacze jak slysze zwykle bulgotanie jelit po jedzeniu. A propos jelit. Ostatnio mialam wiele stresu w pracy. W dodatku zachorowalam (zwykle przeziebienie). Mialam takie jazdy, bedac sama w domu, ze nigdy chyba az tak nie mialam. Po wyleczeniu, gdy mialam wrocic do pracy, nie spalam cała noc, serce mi kołatało, a ja co chwile sprawdzalam puls i balam sie zasnac, no bo moge sie nie obudzic.. Lęk powstał tez przez informacje o sprawie Izabeli z Pszczyny, która zmarła w pare godzin po przyjeciu do szpitala na sepse poporodowa. Przerazilo mnie to , jak szybko zmienila sie jej sytuacja w skali doby. Dostałam napadów paniki, lęku przed lękiem. Przez przeziebienie tez mniej jadlam, raczej lezalam w lozku... i teraz najlepsze. Wymysliam sobie, ze mogę miec raka trzustki, no bo miala go Anna Przybylska, która tez miala "wszytstko: dzieci kariere meza", wiec czemu ja mam go nie dostac? U mnie tez jest za spokojnie, a takie rzeczy sie dzieja. Zaczelam sie tak nakrecac.. zaczely sie dziwne stolce, papkowate, w chwilach wielkiego stresu żółte, co jeszcze bardziej utwierdziło mnie, ze to ta choroba.. po tygodniu męki zdecydowalam sie isc do lekarza. Pani dala mi skierowanie na kał, tarczyce, OB, CRP, morfologie i proby wątrobowe. Wszystko wyszło w normie, po srodku. Tylko w kale mam napisane, ze ziarna skrobii. No wiec kolejny lęk, ze nie trawie, ze cos tam, ze moze zła dieta, ze jednak RAK, ze czegos nie przyswajam. Teraz biore probiotyk, wszystko sie ustabilizowalo, ale lęk pozostał. Lekarka stwierdzila, ze mam osłabiona odpornosc po IZOTEKU który brałam 8 miesiecy i przez przwlekly stres. Ja jednak czytam o jelitach, o wrzodach, wiecie jak to jest, a potem az boje sie isc do tolaety. Nie wiem, czy schudłam, ale gdy poszłam do pracy po tym stresie i l4, mialam wrazenie, ze spodnie pracownicze były luzniejsze. Nikt mi nie mowil, ze inaczej wygladam, ze schudlam, ale ja od razu wymyslilam sobie, ze nie chca mnie martwic pewnie, ze nie dozyje świat, ze cos tam.. ostatnie usg jamy brzusznej robilam w 2019, moze musze je powtorzyc?

Przerobiłam tez juz natretne mysli, derealizacje, depersonalizacje, niska samoocene itp.

Piszac to, błagam o pomoc, jakąkolwiek.
Terapię zaczynam dopiero w styczniu.
Duzo czytalam tutaj i sluchalam podcastow czy swiadectw odburzen na YT, ale i tak musialam napisac własny temat, bo mysli powoli mnie wykanczaja.
Czy jest ktoś w stanie mi racjonalnie powiedziec cos pokrzepiajacego?
malutki
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 145
Rejestracja: 21 września 2020, o 07:37

14 grudnia 2021, o 06:44

lovestoned pisze:
13 grudnia 2021, o 20:19
Witajcie.
Zgłaszam się na forum, bo powoli nie daję sobie rady. Trochę o mnie. Jestem przed 30, kobieta. Mam faceta od 8 lat, dobrą pracę, fajne zarobki. Mam też mnóstwo zaburzeń.
DZIECIŃSTWO
- nie poznałam nigdy ojca, zmarł jak miałam rok. Nie pamiętam nic, mama twierdzi, ze nie warto wspominac, ukrywała przede mna rózne rzeczy, jak dorosłam, dopiero poznałam jak mial na imie, ile mial lat, jak zmarl, jaki byl (ogolnie, bez szczegółów). Podobno nie chciał mnie, nie chciał drugiej córki (mam starsza siostre), przyniosl mamie tabletki, aby poroniła. Nie patrzył na mnie kiedy nas odwiedzal (nie mieszkali razem, to byl weekendowy tata, obiecal mojej mamie malzenstwo, ale nic z tego nie wyszlo). Kiedy sie urodzilam, powiedzial tylko "kolejna dziura?", bo chcial syna. Nie odczuwalam tego jakos (dowiedzialam sie o tym niedawno, wiec jak bylam dorosla). Chodzi o brak ojca. Nie odczuwalam go. Nigdy go nie mialam, nie tesknilam. Dla mnie stalo sie czyms normalnym, ze mam tylko mame. Ze mam jednego rodzica. Nawet teraz jak o tym pisze, dziwnie mi, ze mam drugiego.. Nie mysle o nim jakos zbytnio. Nigdy nie bylam na jego grobie, mysle, ze to bylby dla mnie zwykły pomnik obcej osoby, tyle.
- wychowywala mnie tez babcia, ktora cierpiala na nerwice poobozowa. Była po wielu operacjach. Chodziliśmy w domu wszyscy na paluszkach, bo to, jaki będzie dzien, zalezalo od jej humoru i samopoczucia. Codziennie bałam się, ze dostane w szkole telefon od mamy, ze babcia umarła. Balam sie tego, bo ciagle sluchalam, ze ona pomaga nam finansowo i bez niej zginiemy. Babcia tez niejednokrotnie mowila, ze jak ją porządnie znerwicujemy, to spakuje walizke i odejdzie. Szla wtedy do przedpokoju i wyciagała ją z szafy. Cholernie sie balam, mialam z 5 lat. Bylam z nia zwiazana emocjonalnie, chociaz zdarzylo jej sie mnie bić paskiem, kiedy nie radziła sobie z emocjami, a ja bylam niegrzeczna. Mimo to kochalam ją. Cale dzieciństwo bałam sie, ze umrze. Patrzyłam czy oddycha, gdy spala. Pod koniec, gdy chorowala, bylo piekło. Krzyki, wymioty, krew, panika, ataki lęku i inne różne rzeczy, których naoglądałam sie, gdy odchodzila. Mialam 19 lat.
- mam starsza siostre, z która nie mialysmy nigdy super kontaktu. Czasem wrecz nienawidzilysmy sie, mysle, ze zle nas wychowano. Ona byla TA ZŁA, ja TA DOBRA. ona za rodziną ojca, ja za mamą. "czysta mamusia", zawsze bylam grzeczna, tłumiono moje emocje, sluchalam sie, uczylam, robilam wszystko co chciala mama. Uczyłam sie dla niej, chcialam zasluzyc na milosc, mimo ze zapewniała mnie, ze mnie i tak kocha, robilam wszystko, by całą rodzinę zadowolić. Przytulalam sie do kazdego, pocieszalam, byłam usłuchana. Zawsze usmiechnieta.
- przekonania z dziecinstwa: jako, ze mama byla nadopiekuncza, nauczylam sie, ze swiat jest zły. Teraz boje sie zyc. Boje sie, ze w koncu cos sie spieprzy, bo ostatnio jest za dobrze, spokojnie.. ja cale dziecinstwo spedzilam w napieciu. Nie jestem przyzwyczajona, ze jest ok. Ze jest cicho i normalnie, bez dysfunkcji. Tylko czekam, az cos sie zjebie. Boje sie panicznie. Swiat odbieram jako miejsce zla, cierpienia. Nie ciesze sie zyciem, bo boje sie, ze czeka mnie za to kara. Ze powinnam cierpiec jak kobiety w mojej rodzinie, byc solidarna wobec nich.. tymczasem ja jako jedyna mam zwiazek, szczesliwy w dodatku, trwaly. Mam problem z seksem, bo czuje, ze robie cos wbrew rodzinie, ze gdyby oni to widzieli, to byliby źli. Czuje sie wtedy brudna i jakbym robila cos niedobrego. Boje sie, ze czeka mnie za to jakas kara, ze powinnam zostac z mama w domu tak jak ona zostala przy babci na starosc, a ja wyjechalam sobie na studia i teraz mieszkam juz pare lat bez niej, w dodatku z FACETEM, a u mnie w domu to by temat tabu.

HIPOCHONDRIA
potrafię z byle czego zrobić taką afere, ze samej siebie mi żal. Analizuje kazdy ruch mojego ciala, biegam jak powalona na badania co miesiac, panicznie boje sie raka. Ze zostanie mi miesiac zycia, ze nie bedzie sensu mnie leczyc. Wpisuje w GOOGLE wszelkie objawy i znam chyba wszystkie choroby. Płacze jak slysze zwykle bulgotanie jelit po jedzeniu. A propos jelit. Ostatnio mialam wiele stresu w pracy. W dodatku zachorowalam (zwykle przeziebienie). Mialam takie jazdy, bedac sama w domu, ze nigdy chyba az tak nie mialam. Po wyleczeniu, gdy mialam wrocic do pracy, nie spalam cała noc, serce mi kołatało, a ja co chwile sprawdzalam puls i balam sie zasnac, no bo moge sie nie obudzic.. Lęk powstał tez przez informacje o sprawie Izabeli z Pszczyny, która zmarła w pare godzin po przyjeciu do szpitala na sepse poporodowa. Przerazilo mnie to , jak szybko zmienila sie jej sytuacja w skali doby. Dostałam napadów paniki, lęku przed lękiem. Przez przeziebienie tez mniej jadlam, raczej lezalam w lozku... i teraz najlepsze. Wymysliam sobie, ze mogę miec raka trzustki, no bo miala go Anna Przybylska, która tez miala "wszytstko: dzieci kariere meza", wiec czemu ja mam go nie dostac? U mnie tez jest za spokojnie, a takie rzeczy sie dzieja. Zaczelam sie tak nakrecac.. zaczely sie dziwne stolce, papkowate, w chwilach wielkiego stresu żółte, co jeszcze bardziej utwierdziło mnie, ze to ta choroba.. po tygodniu męki zdecydowalam sie isc do lekarza. Pani dala mi skierowanie na kał, tarczyce, OB, CRP, morfologie i proby wątrobowe. Wszystko wyszło w normie, po srodku. Tylko w kale mam napisane, ze ziarna skrobii. No wiec kolejny lęk, ze nie trawie, ze cos tam, ze moze zła dieta, ze jednak RAK, ze czegos nie przyswajam. Teraz biore probiotyk, wszystko sie ustabilizowalo, ale lęk pozostał. Lekarka stwierdzila, ze mam osłabiona odpornosc po IZOTEKU który brałam 8 miesiecy i przez przwlekly stres. Ja jednak czytam o jelitach, o wrzodach, wiecie jak to jest, a potem az boje sie isc do tolaety. Nie wiem, czy schudłam, ale gdy poszłam do pracy po tym stresie i l4, mialam wrazenie, ze spodnie pracownicze były luzniejsze. Nikt mi nie mowil, ze inaczej wygladam, ze schudlam, ale ja od razu wymyslilam sobie, ze nie chca mnie martwic pewnie, ze nie dozyje świat, ze cos tam.. ostatnie usg jamy brzusznej robilam w 2019, moze musze je powtorzyc?

Przerobiłam tez juz natretne mysli, derealizacje, depersonalizacje, niska samoocene itp.

Piszac to, błagam o pomoc, jakąkolwiek.
Terapię zaczynam dopiero w styczniu.
Duzo czytalam tutaj i sluchalam podcastow czy swiadectw odburzen na YT, ale i tak musialam napisac własny temat, bo mysli powoli mnie wykanczaja.
Czy jest ktoś w stanie mi racjonalnie powiedziec cos pokrzepiajacego?
Przerobiłam tez juz natretne mysli, derealizacje, depersonalizacje, niska samoocene itp.
Czy na pewno to przerobiłaś? A w szczególności natrętne myśli?
Bo hipochondria to nic innego, jak lęk o swoje zdrowie, gdzie umysł wtedy też generuje lękowe myśli na temat naszego stanu zdrowia.
W Twoim przypadku zdrowie jest najcenniejszą wartością, porzuć ten skarb i tyle. Dopóki nie zaprzestaniesz latania po lekarzach, upewniania się, czy na pewno jesteś zdrowa, a z tego co piszesz, to wyniki Twoich badań są dobre, to będziesz tkwić w tym hipochondrycznym bagnie.
To że Anna Przybylska miała raka, to nie znaczy, że Ty też musisz mieć. Ona była znaną aktorką, a czy Ty jesteś? No raczej nie, chociaż Ci tego życzę.
Mając obawę, czy to o swoje zdrowie, czy o status majątkowy, o przyszłość, o bliskich, o cokolwiek innego, musisz te obawy poddawać.
Czyli wystawiać się na to, co nerwica Ci w danym momencie serwuje, podam Ci jeden z najczęstszych chyba przykładów, mianowicie badanie ciśnienia.
Będąc w stanie zagrożenia, osoba jakaś tam, boi się, że ma coś z sercem i ma arytmię, czy cokolwiek innego, bada co chwilę ciśnienie, bo każdy skok, będzie dla niej zagrożeniem życia, co wprawia ją w lęk, grozę, przerażenie i obawy, że może się jej coś stać. Idzie do lekarza, robi badania, kardiolog mówi "kurła Panie, nic Panu nie jest, serducho zdrowe, to od nerwicy". Taka osoba słysząc od lekarza, że jest okej, że to nerwica, wpada w dobry humor, cieszy się, jest na fali wznoszącej, mówi sobie "jestem zdrowy to tylko nerwica, dobra rozprawię się z nią i cieszę się życiem". Aha, taki chu*. Po dwóch dniach radości, że serducho zdrowe, nasz bohater siedzi sobie, zajmuje się swoimi sprawami, a tu nagle jeb, skok ciśnienia, robi mu się gorąco, jakaś duszność, i nagle wstaje, zaczyna nerwowo chodzić po domu.
Co się dzieje? Przecież serce mam zdrowie, kardiolog mnie zapewniał, a tu znowu skoki ciśnienia, duszności itp., jak to możliwe! I co robi Nasz bohater? Nakręca się, dostaje ataku paniki, leci szukać ciśnieniomierza, bada ciśnienie, lekko podwyższone, od razu lęk, zakłopotanie i obawa, że jednak coś jest nie tak z jego sercem. Oczywiście wiąże się to, z nawrotem lęku, obaw, objawy psychosomatyczne uderzają jak wściekłe, natrętne myśli o jego zdrowiu zalewają jego umysł, jak fala plażę (ależ porównanie :hehe: ). I co dalej? No nic, nasz bohater za każdym razem będzie badać się ciśnieniomierzem, będzie latać po lekarzach, dzwonić po rodzinie, czy on nie umiera, będzie dzwonić na teleporadę, czy nic mu nie jest, napędzając tym samym dalej nerwicowe koło i utrzymując tym samym stan zagrożenia, który skutkuje nawrotem lęku. Będzie wchodzić na forum zaburzeni.pl i ciągle pytać, czy takie coś może być od nerwicy i czy mu się nic nie stanie. Każdy mu radzi, tłumaczy i mówi, że jeśli badania wyszły raz dobrze, drugi i trzeci, to jest to ZABURZENIE LĘKOWE. I co ma z tym zrobić? Schować ciśnieniomierz, nie srać po nogach przy każdym skoku ciśnienia, nie latać za każdym razem do lekarza, albo korzystać z teleporady i nie pytać na forum o to, czy to jest już koniec, czy to od nerwicy, mając ten sam objaw tysięczny już raz.
Nasz bohater bierze sobie rady do serca (tak do tego niby chorego serduszka), wystawia się na te ataki serca, arytmie i inne choróbska, ignoruje je, racjonalizuje, że to od nerwicy, wyniki badań ok, że nie ma, co srać po gałęziach, bo nic mu się od tego nie stanie i jedyne, co musi zrobić, to zaakceptować fakt, że jakiś czas tak właśnie będzie, ale praktykując to, co jest zawarte w materiałach na tym forum, pozwoli mu osłabiać objawy psychosomatyczne, aż w końcu ustąpią.
I Ty powinnaś zrobić to samo, skoro wyniki badań masz dobre, to chyba czas uwierzyć w to, że nerwica daje Ci takie a nie inne objawy, uwierz w te wyniki, uwierz w to, że masz zaburzenie lękowe, a mając je, możesz mieć takie akurat objawy, co związane jest przecież z lękiem o swoje zdrowie.
Gdybyś miała lęk o swoje życie, to zapewne miałabyś myśli, że się zabijesz itp. Jak dla mnie to raczej słabo przepracowałaś powyższe tematy, skoro akurat hipochondria dalej spędza Ci sen z powiek, bo schemat działania ogólnie jest taki sam, więc warto się też do tego przyłożyć.
Przeczytaj swój post kilka razy, powoli i dokładnie, zobacz, że przepełniony jest lękiem.
Wpisuje w GOOGLE wszelkie objawy i znam chyba wszystkie choroby.
Analizuje kazdy ruch mojego ciala, biegam jak powalona na badania co miesiac, panicznie boje sie raka.
Co mamy Ci pokrzepiającego powiedzieć? Masz nerwicę i musisz się w końcu wziąć za siebie, a nie utwierdzać się w przekonaniu, że masz milion chorób, które zweryfikował Ci wujek google, albo wróżbita Maciej? To nie jest pora na kolejne badania, tylko pora zaakceptować fakt, że mam zaburzenie lękowe i czas opuścić tę kurtynę iluzji, która na Tobie ciąży, bo przeczytanie materiałów, a wdrożenie ich w działanie, to są dwie różne rzeczy. ;)
ODPOWIEDZ