Cześć wszystkim.
Byłem ostatnio u psychiatry, który stwierdził u mnie depresję i derealizację. Wydawało mi się, że mam jednak zaburzenie lękowo-depresyjne i przyznam, że ta wiadomość mnie zdołowała.
Wydaję mi się, że bardziej mam ten stan depresyjny z faktu, że już to długo trwa i się ograniczam.
Większość studiów to było zaliczenie i ucieczka w nerwicę. Próba rozwiązania zagadek egzystencjalnych, czy Bóg jest, po co istniejemy, o kosmosie, ewolucji itd. Myślałem, że jak znajdę odpowiedzi na te wszystkie pytania to lęk i te odcięcie emocjonalne przejdzie. Ucisk w klatce, napięcie i świadomość, że nie mogę tego puścić.
Końcowo zawaliłem studia, nie obroniłem się, bo doszły do tego lęki o przyszłość, że sobie nie poradzę itp.
Na dodatek ciągła derealizacja, odcięcie emocjonalne do bliskich osób, świata. Smak, zapach czy pogoda nie miały takiego jakby to ująć klimatu. Ciężko to opisać. Czułem, że odbieram świat inaczej, bardziej lękowo i był bardziej spłycony emocjonalnie. Czasami miałem przebłyski, że czułem smak zwykłej wody, umysł się uspokajał i sam siebie pytałem, czego Ty się tak bałeś? Ale od ponad 3 lat już nie miałem żadnych przebłysków.
Również brak wiedzy wtedy, co mi jest, bo co wpisywałem to znajdywałem informacje o atakach paniki, których ja nie miałem, a o lęku wolno płynącym, że konieczne leczenie farmakologiczne. Ale ja gdzieś podświadomie wiedziałem, że to nie prawda, mówiłem sobie, że nie jest ze mną jeszcze tak źle. Przestałem o tym czytać, bo się tylko bardziej nakręcałem.
Dopiero jakieś kilka miesięcy po zawaleniu studiów i siedzeniu w domu znalazłem to forum. Czytałem I postanowiłem w końcu ruszyć, poszedłem do jakiejkolwiek pracy. Trochę było lepiej, ale nie za wiele. Teraz w sumie domyślam się, czemu, bo to też po części była ucieczka. Ucieczka przed tym, co w głębi serca czułem, że powinienem zrobić. Ze dawny ja tak by nie postąpił, nie ograniczał się, skończył studia i się rozwijał. Zwłaszcza, że przed zaburzeniem interesowałem się rozwojem osobistym.
Następnie wyjechałem za granicę. Gdy wróciłem postanowiłem, że wrócę na studia i postaram się je skończyć, pomimo że minęły już ponad 2 lata. Ale jednak nie byłem w stanie. Kiedy próbowałem się za to zabrać, przychodziły myśli, że przecież nic nie umiem, że całe studia to było zaliczyć i uciec w nerwicę, że tyle lat zmarnowałem, inni już dawno pracują w zawodzie, zdobywają doświadczenie a ja muszę zacząć od zera. Na dodatek studia były związane z projektowaniem graficznym, gdzie ważna jest kreatywność. A ciężko o kreatywność, kiedy jesteś w ciągłym stanie zagrożenia.
Potraciłem też sporo znajomości, urwały się kontakty, bo zawaliłem najprościej mówiąc. Nie czułem potrzeby kontaktu z innymi ludźmi. Kiedy odmawiasz to za którymś razem już nikt cię nie chce zapraszać. Bo myśli, że może po prostu nie chcesz, a niestety nie zawsze tak jest.
Podobnie w kontaktach z kobietami. Mimo 26 lat nigdy nie byłem w związku. Czekałem aż to mi minie, odrzucałem relacje, bo twierdziłem, że trzeba najpierw zrobić porządek w swojej głowie żeby z kimś być.
Czasami myślę, że nie ogarnę tego wszystkiego, nie uda mi się pozbierać do kupy. Że już się stałem kompletnie inną osobą. I ten dawny ja już nie wróci.
Często budzę się o 4-5 i już nie mogę zasnąć, mój umysł jakby przez 2-3 godziny był w innym trybie, w takim kompletnym dole gdzie czuję apatię i bezsens, beznadziejne spojrzenie na przeszłość i przyszłość. Dlatego się zastanawiam czy to wciąż nerwica, ale jak psychiatra stwierdził, że to depresja i przepisał leki to się załamałem. Nie chcę ich brać, chcę mieć satysfakcję z tego, że poradziłem sobie z tym bez wspomagaczy. Ale czasami już mi brak sił na to wszystko. To chyba tyle, dzięki jeżeli chciało się komuś przeczytać całość.
Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
Pogubiłem się
- lubieplacki13
- Dyżurny na forum Odważny VIP
- Posty: 495
- Rejestracja: 14 listopada 2019, o 21:50
Chodziłes na terapie? Pracowałeś nad podejściem do leków i innych stanow? Wiesz co to depresja, dlaczego załamałes się ta diagnoza? Czytałeś post Wiktora o depresji w nerwicy? W ciągu dnia mecza cie natręty lekowe czy depresyjne?
/przerwa od forum
-
- Administrator
- Posty: 6548
- Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54
Diagnoza ta wpłynęła na Ciebie tylko dlatego, że masz nie do końca prawidłowe podejście do depresji. Kojarzy Ci się chyba ze stanem, w którym nie można już zrobić nic i pozostaje tylko leczenie farmakologiczne. Wynika to po części (jak u wielu osób) z przedstawiania depresji w trochę zbyt straszący sposób, oczywiście nie mam na myśli tego, żeby o depresji nie mówić wcale, ale przedstawianie depresji jako po prostu choroby psychicznej jest nie do końca prawidłowe. Depresja jako choroba psychiczna jest innym tematem niż depresja emocjonalna.
W samych lekach też nie ma tak naprawdę niczego złego, jeśli przyjmuje się je określony czas i ma się dla nich plan - pamiętaj o tym, że leki to nie jest też zło ostateczne, jak rozsądnie się z nich skorzysta.
Diagnoza psychiatry to nie jest diagnoza szczegółowa i to jest całkiem zwyczajne, gdyż leczenie psychiatryczne to nie jest terapia. Chodzi głównie o określenie stanu teraz i przepisaniu leków. Wiec jak usiądziesz u psychiatry i powiesz, że jest Ci smutno, czujesz beznadzieję, masz napady bezsensu i czujesz nierealność to jasne, że prawdopodobnie dostaniesz diagnozę depresji plus derealizację i do tego leki.
Nie myśl czasem, że gdybyś dostał diagnozę nerwicy to byś nie dostał leków, dostałbyś i to zapewne te same.
Psychiatra nie docieka (dość rzadko), czy ta depresja spowodowana jest np. zasiedzeniem się w domu, czy przez lęki społeczne itp. bo tak po prawdzie niezbyt mu to jest potrzebne. Nie bez powodu na każdym szkoleniu terapeutycznym usłyszysz - "diagnozę od psychiatry traktować z przymrużeniem oczu" i wcale nie dlatego, że to są złe diagnozy ogólne, tylko często "na teraz".
Jednak to też nie o to chodzi, bo trzeba poza tym zrozumieć, że w zaburzeniu nerwicowym odczuwasz lęki, myśli lękowe, a w zaburzeniu depresyjnym smutki, myśli nazwijmy to dołujące (w nerwicy też tak można! podział zrobiłem na potrzeby posta ;p). Posłuchaj...tak czy siak to są myśli i nadal emocje. Można się z tym spierać, kłócić, mówić, ze to gorsze niż tamto ale nadal...nie jesteś wcale wobec tego bezradny, tak samo jak wobec nerwicy nie.
Do tego te zaburzenia lubią się ze sobą mieszać i Twoja historia zresztą na to wskazuje.
Idź na terapię, nie po diagnozy a na terapię i spróbuj zapisać się na nfz na grupową, często jest ona naprawdę dobrą sprawą, szczególnie jak ograniczyliśmy kontakty międzyludzkie i emocjonalnie się trochę zatuszowaliśmy.
Przed diagnozą psychiatry myślałeś, że to emocje i możesz tego czy owego spróbować? A co się niby takiego zmieniło po diagnozie?
Nadal to są te same emocje i choć wiem, że ciężkie to nie daj sobie wmówić samemu, że niczego nie ogarniesz. Zrób sobie tylko jakiś plan podstawowy co najpierw byś chciał zrobić, może wpisz tam terapię grupową? Próba wyjścia gdzieś parę razy w tygodniu?
Nie walcz teraz z diagnozą depresji, sam zapytaj się czy naprawdę tak wielką różnicę robi Ci ciągły lęk od ciągłego smutku? I ja nie pytam, co jest gorsze a co lepsze bo ten co ma obecny stan "na teraz", zawsze powie, że to najgorsze jest to co ma. Mnie chodzi o to aby pamiętać, że to nadal są stany emocjonalne wynikające z jakości Twojego życia i wielu blokad, które tak czy siak możesz powoli ogarnąć.
W samych lekach też nie ma tak naprawdę niczego złego, jeśli przyjmuje się je określony czas i ma się dla nich plan - pamiętaj o tym, że leki to nie jest też zło ostateczne, jak rozsądnie się z nich skorzysta.
Diagnoza psychiatry to nie jest diagnoza szczegółowa i to jest całkiem zwyczajne, gdyż leczenie psychiatryczne to nie jest terapia. Chodzi głównie o określenie stanu teraz i przepisaniu leków. Wiec jak usiądziesz u psychiatry i powiesz, że jest Ci smutno, czujesz beznadzieję, masz napady bezsensu i czujesz nierealność to jasne, że prawdopodobnie dostaniesz diagnozę depresji plus derealizację i do tego leki.
Nie myśl czasem, że gdybyś dostał diagnozę nerwicy to byś nie dostał leków, dostałbyś i to zapewne te same.
Psychiatra nie docieka (dość rzadko), czy ta depresja spowodowana jest np. zasiedzeniem się w domu, czy przez lęki społeczne itp. bo tak po prawdzie niezbyt mu to jest potrzebne. Nie bez powodu na każdym szkoleniu terapeutycznym usłyszysz - "diagnozę od psychiatry traktować z przymrużeniem oczu" i wcale nie dlatego, że to są złe diagnozy ogólne, tylko często "na teraz".
Jednak to też nie o to chodzi, bo trzeba poza tym zrozumieć, że w zaburzeniu nerwicowym odczuwasz lęki, myśli lękowe, a w zaburzeniu depresyjnym smutki, myśli nazwijmy to dołujące (w nerwicy też tak można! podział zrobiłem na potrzeby posta ;p). Posłuchaj...tak czy siak to są myśli i nadal emocje. Można się z tym spierać, kłócić, mówić, ze to gorsze niż tamto ale nadal...nie jesteś wcale wobec tego bezradny, tak samo jak wobec nerwicy nie.
Do tego te zaburzenia lubią się ze sobą mieszać i Twoja historia zresztą na to wskazuje.
Idź na terapię, nie po diagnozy a na terapię i spróbuj zapisać się na nfz na grupową, często jest ona naprawdę dobrą sprawą, szczególnie jak ograniczyliśmy kontakty międzyludzkie i emocjonalnie się trochę zatuszowaliśmy.
Przed diagnozą psychiatry myślałeś, że to emocje i możesz tego czy owego spróbować? A co się niby takiego zmieniło po diagnozie?

Nie walcz teraz z diagnozą depresji, sam zapytaj się czy naprawdę tak wielką różnicę robi Ci ciągły lęk od ciągłego smutku? I ja nie pytam, co jest gorsze a co lepsze bo ten co ma obecny stan "na teraz", zawsze powie, że to najgorsze jest to co ma. Mnie chodzi o to aby pamiętać, że to nadal są stany emocjonalne wynikające z jakości Twojego życia i wielu blokad, które tak czy siak możesz powoli ogarnąć.
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie
Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie
Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 11
- Rejestracja: 17 listopada 2018, o 21:50
Dzięki za odpowiedź. Już dziś jest trochę lepiej, nie potrzebnie się nakręciłem. Czytałem na forum o depresji, tyle że psychiatra mnie trochę przestraszył, bo wspomniał że to może być genetyczne i od razu stwierdziłem że ja nie mogę z tym nic zrobić. Dodatkowo, kiedy wspomniałem czy może jakaś terapia to powiedział, że nie, na razie leki zobaczymy jak będzie, na początku może się pan czuć gorzej, ale później to będzie pan te tabletki jadł jak cukierki (w sensie, że bez skutków ubocznych). Przyznam, że nie za bardzo mnie to pocieszyło. Ale w sumie racja, nie za bardzo dociekał, przepisał mi już leki a ja jeszcze nie skończyłem wymieniać objawów. Jedynie stwierdził, że mam ich dużo.
Generalnie to w ciągu dnia czasami mam stany depresyjne, ale bardziej są to natłoki myśli i lęk, albo lęk słabnie ale derealizacja się nasila i ciężko mi się na czymkolwiek skupić.
Byłem na terapii prywatnie kilka razy, ale generalnie psychoterapeuta mówił to samo co na forum, więc stwierdziłem że to nie ma sensu zwłaszcza że finansowo nie stoję za dobrze w tym momencie.
Pracowałem na podejściem do zaburzenia. Udało mi się pozbyć myśli egzystencjalnych i filozoficznych. Zacząłem skupiać się bardziej na życiu, ale wtedy uświadomiłem sobie że przez to że żyłem tylko zaburzeniem, kompletnie zawaliłem prawie wszystkie aspekty życia.
Na pewno największy mam problem z postawą przyjacielską i ryzykowaniem. Czuję że siedząc w domu zapuściłem korzenie. Na samą myśl jak przeczytałem żeby iść na terapię grupową poczułem lęk i myśli po co Ci to? Tam będą ludzie, odpuść sobie.
Czytam forum, mam wrażenie że już to zrozumiałem żeby zaraz po kilkunastu minutach zapomnieć co czytałem. Może nie tyle zapomnieć, co wszystko znowu staje się nie jasne.
Wiem że powinienem wychodzić pomimo lęku i apatii, starać się robić to wszystko co bym zrobił gdybym nie miał zaburzenia. Ale jakoś nie potrafię się przełamać. Po prostu czuję, że tkwię w takim zawieszeniu. Że nie sięgnąłem jeszcze dna. Generalnie jest beznadziejnie, ale nauczyłem się w tym bagnie pływać. Nie potrafię podjąć stanowczej decyzji że chcę z tego wyjść.
Generalnie to w ciągu dnia czasami mam stany depresyjne, ale bardziej są to natłoki myśli i lęk, albo lęk słabnie ale derealizacja się nasila i ciężko mi się na czymkolwiek skupić.
Byłem na terapii prywatnie kilka razy, ale generalnie psychoterapeuta mówił to samo co na forum, więc stwierdziłem że to nie ma sensu zwłaszcza że finansowo nie stoję za dobrze w tym momencie.
Pracowałem na podejściem do zaburzenia. Udało mi się pozbyć myśli egzystencjalnych i filozoficznych. Zacząłem skupiać się bardziej na życiu, ale wtedy uświadomiłem sobie że przez to że żyłem tylko zaburzeniem, kompletnie zawaliłem prawie wszystkie aspekty życia.
Na pewno największy mam problem z postawą przyjacielską i ryzykowaniem. Czuję że siedząc w domu zapuściłem korzenie. Na samą myśl jak przeczytałem żeby iść na terapię grupową poczułem lęk i myśli po co Ci to? Tam będą ludzie, odpuść sobie.
Czytam forum, mam wrażenie że już to zrozumiałem żeby zaraz po kilkunastu minutach zapomnieć co czytałem. Może nie tyle zapomnieć, co wszystko znowu staje się nie jasne.
Wiem że powinienem wychodzić pomimo lęku i apatii, starać się robić to wszystko co bym zrobił gdybym nie miał zaburzenia. Ale jakoś nie potrafię się przełamać. Po prostu czuję, że tkwię w takim zawieszeniu. Że nie sięgnąłem jeszcze dna. Generalnie jest beznadziejnie, ale nauczyłem się w tym bagnie pływać. Nie potrafię podjąć stanowczej decyzji że chcę z tego wyjść.