

(Plz, Wiktor nie bij za potencjanie błędną interpretację Twoich słów, jak będziesz to czytał.)
No właśnie też tą filozofię wyznaję. Kręci mnie praca nad sobą i za żadne skarby bym tego nie odpuścił na rzecz leków, szczególnie, że widzę efekty, ona odpowiedziała na to, że leki wydłużą mi tą sinusoidę dobrego samopoczucia, pomogą mi uczestniczyć w rzeczywistości, że będę dłużej czuł się lepiej, ale dalej będę miał derealizację, lęki, ataki paniki i dalej będę mógł nad nimi pracować, (jezu, to trochę brzmi jak syndrom sztokholmski). Psychodynamicznie już pracowałem przez pół roku i to była jedyna psychoterapeutka, która leków mi brać nie kazała (bo ona nawet nie widziała we mnie zaburzenia, tylko złe nawyki i reakcje przez matki). A dwie inne psychoterapeutki poznawczo-behawioralne powiedziały, żebym się wspierał lekami (pewnie się bały, że do mojego wtedy zakutego łba przez natręty samobójcze nic nie dotrze). Odstawiłeś leki mając widoczne dla Ciebie efekty jakie te leki dają, czy po prostu wg. ciebie gówno dawały?dankan pisze: ↑21 stycznia 2020, o 15:05Jeśli mogę coś powiedzieć to to, że bardzo podchodzisz do różnych opinii czarno białe. Psychiatra zawsze będzie zachwalał leki bo inaczej jego profesja ograniczałaby się tylko do schizofrenii w obecnych czasach. Na forum też nie promuje się odburzania w 100 procentach bez leków, można się nimi wspomagać ale jedno jest pewne i nie ma co się oszukiwać w tym temacie. Jeżeli leki i zwiększenie dawki wyciszą Ci lęk i inne emocje negatywne to w jaki sposób możesz oswoić się z nimi? To nie jest nawet rozsądne. Chyba że chcesz pracować psychodynamicznie to wtedy ma to sens.
A na ile znam Wiktora a znam go dobrze to pamiętaj że on antydepresantow to zjazdl z 10 rodzajów zanim powiedział że to nie ma sensu. Sam brałem leki i moje zdanie jest takie że gdybym nie odswtawił to bym nie mógł pracować nad emocjami. To tak jakby brać narkotyki odwracające uwagę od fobii poprawiające nastrój i jednocześnie mówienie że pracuje nad fobia. Fobia w tym wypadku to jest lęk przed lękiem i różne obawy.
Są różne terapie i czasem do niektórych leki są dopasowane ale do pracy nad silnymi emocjami to nie widzę takiej możliwości połączenia tego jak trzeba.
Jeśli już to żeby ochlonac.
Zgadzam się w 100 %.dankan pisze: ↑21 stycznia 2020, o 15:05Jeśli mogę coś powiedzieć to to, że bardzo podchodzisz do różnych opinii czarno białe. Psychiatra zawsze będzie zachwalał leki bo inaczej jego profesja ograniczałaby się tylko do schizofrenii w obecnych czasach. Na forum też nie promuje się odburzania w 100 procentach bez leków, można się nimi wspomagać ale jedno jest pewne i nie ma co się oszukiwać w tym temacie. Jeżeli leki i zwiększenie dawki wyciszą Ci lęk i inne emocje negatywne to w jaki sposób możesz oswoić się z nimi? To nie jest nawet rozsądne. Chyba że chcesz pracować psychodynamicznie to wtedy ma to sens.
A na ile znam Wiktora a znam go dobrze to pamiętaj że on antydepresantow to zjazdl z 10 rodzajów zanim powiedział że to nie ma sensu. Sam brałem leki i moje zdanie jest takie że gdybym nie odswtawił to bym nie mógł pracować nad emocjami. To tak jakby brać narkotyki odwracające uwagę od fobii poprawiające nastrój i jednocześnie mówienie że pracuje nad fobia. Fobia w tym wypadku to jest lęk przed lękiem i różne obawy.
Są różne terapie i czasem do niektórych leki są dopasowane ale do pracy nad silnymi emocjami to nie widzę takiej możliwości połączenia tego jak trzeba.
Jeśli już to żeby ochlonac.
Dziękuje, wezmę to sobie do serca. Co do tej terapeutki - cóż, wskazała mi powody moich lęków i dlaczego taki jestem i tak mam, natomiast na aktywną nerwicę (natręctwa samobójcze) powiedziała, że dopóki się tego boję to jest dobrzeŻorżyk pisze: ↑21 stycznia 2020, o 17:28Zgadzam się w 100 %.dankan pisze: ↑21 stycznia 2020, o 15:05Jeśli mogę coś powiedzieć to to, że bardzo podchodzisz do różnych opinii czarno białe. Psychiatra zawsze będzie zachwalał leki bo inaczej jego profesja ograniczałaby się tylko do schizofrenii w obecnych czasach. Na forum też nie promuje się odburzania w 100 procentach bez leków, można się nimi wspomagać ale jedno jest pewne i nie ma co się oszukiwać w tym temacie. Jeżeli leki i zwiększenie dawki wyciszą Ci lęk i inne emocje negatywne to w jaki sposób możesz oswoić się z nimi? To nie jest nawet rozsądne. Chyba że chcesz pracować psychodynamicznie to wtedy ma to sens.
A na ile znam Wiktora a znam go dobrze to pamiętaj że on antydepresantow to zjazdl z 10 rodzajów zanim powiedział że to nie ma sensu. Sam brałem leki i moje zdanie jest takie że gdybym nie odswtawił to bym nie mógł pracować nad emocjami. To tak jakby brać narkotyki odwracające uwagę od fobii poprawiające nastrój i jednocześnie mówienie że pracuje nad fobia. Fobia w tym wypadku to jest lęk przed lękiem i różne obawy.
Są różne terapie i czasem do niektórych leki są dopasowane ale do pracy nad silnymi emocjami to nie widzę takiej możliwości połączenia tego jak trzeba.
Jeśli już to żeby ochlonac.
Lubięplacki13 - trzymałabym się tej terapeutki, która nie wmawiała Ci i nie wyolbrzymiała chorób. To naprawdę mogą być tylko nieuświadomione nawyki i upierdliwość czy co innego ze strony matki.
Mojej koleżance, też lękowcowi po próbie samobójczej, raczej pogarszało się przy prochach, po odstawieniu zastanawia się, po co jej to dawali.
****, robią z tych leków niańki dla ludzi, jakby ci ludzie byli upośledzeni uczuciowo czy jakoś. Akurat jestem pewna na 200 %, że dasz sobie radę z firmą i nie tylko. Wyprowadź się od starych, nie daj im kluczy, ustaw mocne granice i zobaczysz, jak odżyjesz. Nie zdziwiłabym się, jakby lękliwość Ci wtedy zmalała.
"nigdy leki nie pozwoliły im wyjść z tego w 100% świadomie" - otóż to!
Siebie się słuchaj, to TY masz być ekspertem od własnych spraw. Nie masz potrzeby? Nie bierz.
Świadomy siebie pacjent, klient to nie to samo, co uczniak mający się słuchać pani albo innego ojca dyrektora.
Proszę, nic do Ciebie nie mam, za łatwo wkręcałam się w pomoc biednym paniom - to tytułem komentarza dot. sytuacji z Tacią na forum.lubieplacki13 pisze: ↑21 stycznia 2020, o 17:49
Dziękuje, wezmę to sobie do serca. Co do tej terapeutki - cóż, wskazała mi powody moich lęków i dlaczego taki jestem i tak mam, natomiast na aktywną nerwicę (natręctwa samobójcze) powiedziała, że dopóki się tego boję to jest dobrzeCzyli to odebranie mnie jako takiego zdrowego trochę było mylne, bo wtedy już zaburzony faktycznie byłem.
Ja rozumiem z tą Tacią, szczególnie, że oboje zareagowaliśmy w taki sposób, w jaki na tamten moment chcielibyśmy zostać potraktowani, ja osobiście na ten moment nienawidzę być ofiarą i potrzebuję kopa w dupę, nawet reaguje tak na słowa mojej mamy, jak wychodzę, które brzmią "uważaj na przejściu", swoją drogą ciekawe jak sobie teraz radzi Tacia skoro dawno jej tu nie było mam nadzieję, że dobrze.Żorżyk pisze: ↑21 stycznia 2020, o 18:26Proszę, nic do Ciebie nie mam, za łatwo wkręcałam się w pomoc biednym paniom - to tytułem komentarza dot. sytuacji z Tacią na forum.lubieplacki13 pisze: ↑21 stycznia 2020, o 17:49
Dziękuje, wezmę to sobie do serca. Co do tej terapeutki - cóż, wskazała mi powody moich lęków i dlaczego taki jestem i tak mam, natomiast na aktywną nerwicę (natręctwa samobójcze) powiedziała, że dopóki się tego boję to jest dobrzeCzyli to odebranie mnie jako takiego zdrowego trochę było mylne, bo wtedy już zaburzony faktycznie byłem.
Napiszę Ci więcej: masz wgląd w siebie, starasz się myśleć logicznie i to już jest dużo. Nie każdy mężczyzna trenuje inteligencję emocjonalną i introspektywną.
Miewam wrażenie, że części leczących zależy na kasie albo uzależnianiu człowieka, "jestem chory/ zaburzony, pigułka albo ktoś mnie naprostuje". To nasza własna robota formować dekiel.
Coś człowieka źle uformowało, to i dekiel się zdeformował.
Teraz jest schemat, że daje się leki. Jeszcze 10 lat temu taki schemat nie funkcjonował wśród psychologów, tylko psychiatrzy i farmaceuci byli skłonni to przepisywać.
Rozmawiałam z farmaceutką, widziała, jak psychiatra (szef kliniki leczącej PTSD) przepisała mi trzy psychotropy: bym spała, była aktywna oraz żebym nie była zbyt aktywnafarmaceutka opowiadała, jak widzi, że wypisuje się antydepresanty osobom, wobec których medycyna zabrania je wypisywać , jak tworzy się grupy docelowe klientów . Podarłam recepty.
Ów psychiatra od trzech psychotropów na właściwe formowanie mojego istnieniapowiedziała mi, że nie mam PTSD, bo powinnam mieć wtedy inne koszmary senne .To bardzo ciekawe, bo dwóch innych zdiagnozowało właśnie PTSD.
No ale człowiek idzie , bo mysli, że ktoś - lekarz, inny specjalista się zna i "primum non nocere", a czasem ten ktoś wypracował sobie taki a nie inny system podejścia, leczenia i z automatu np. wypisuje tercet psychotropowy.
Kiedyś fizjoterapeuta powiedział mi "chirurg leczy skalpelem, lekarz - farmakoterapią, a ja ruchem, bo tak jestem uczony".
Jestem pewna, że sobie świetnie poradzisz. Masz zajęcia, które odstresowują, że tak ujmę : robią Ci dobrze?
Jak u Ciebie jest z wiarą w siebie?
Moim zdaniem jest dużo matek nadopiekuńczych. One są troskliwe, a z drugiej strony nie pozwalają synom wychodzić na dalekie pastwiska i uczyć się ich własnych sił.lubieplacki13 pisze: ↑21 stycznia 2020, o 18:52
Ja rozumiem z tą Tacią, szczególnie, że oboje zareagowaliśmy w taki sposób, w jaki na tamten moment chcielibyśmy zostać potraktowani, ja osobiście na ten moment nienawidzę być ofiarą i potrzebuję kopa w dupę, nawet reaguje tak na słowa mojej mamy, jak wychodzę, które brzmią "uważaj na przejściu", swoją drogą ciekawe jak sobie teraz radzi Tacia skoro dawno jej tu nie było mam nadzieję, że dobrze.
Dziś nawet powiedziałem psychiatrze, proszę Pani, bo ja sobie sam to zgotowałem i sam bym chciał z tego wyjść, bez leków, a ona do mnie: ale Pan sobie tego nie zgotował, to nie Pana wina, że tak Pan został wychowany i ma takie predyspozycje. No i to mi dało trochę do myślenia, że może jednak skorzystam z tej zwiększonej dawki.
Czyli też rzuciłaś leki w cholerę?
Niestety, właśnie dopiero staram pracować się nad codziennością i produktywnością, nie mam zajęć, nie mam tak naprawdę celu dnia codziennego, co jest wręcz kotwicą dla mnie w moim zaburzeniu. Jedyną moją aktywnością jest siłownia i spotykanie się ze znajomymi co 2-3 dni, co ciekawe parę lat młodszymi, ale to akurat jest dla mnie śmieszna sprawa, bo czasy liceum, to była dla mnie wieczna ewakuacja do domu, z dala od lęków, przez co można powiedzieć, że dopiero teraz zażywam życia licealisty/studenta (mam 23 lata w tym roku) Już mi tak zostało po tym, jak skończyłem liceum jako nerwicowiec, głupi wtedy sobie powiedziałem i wszystkich przed tym przestrzegam: "Ok, taki już jestem, więc w moim życiu będę siedział w domowym zaciszu i jakoś sobie radził, żył miłością i korzystał z moich talentów i predyspozycji na miejscu" i to mi pasowało, tylko, że nie pomyślałem, że im starszy będę tym bardziej będzie mi to przeszkadzało. Założyłem rok temu firmę i całkiem dobrze sobie radziłem, natomiast nigdy nie poszedłem za ciosem, cała praca nad firmą była impulsami zamiast linią ciągłą i teraz nawet wizja ZUSU 1240zł miesięcznie nie sprawiła, że od 2,5 miesiąca cokolwiek z tym ruszyłem od kiedy mam nerwicowy armaggedon, mimo, że czuję się już znacznie lepiej. Wiara w siebie jest całkiem spora, akurat to też jest mój problem, wygórowane ambicje i marzycielstwo, stawianie siebie nad rówieśnikami, wiara w siebie jest duża, natomiast wiara wyjścia z zaburzenia to odwrotna sprawa, szczególnie, gdy zauważam jak ogromną częścią mojego życia zaburzenie jest i jak wiele pracy oprócz pracy nad emocjami muszę wykonać, by zmienić nawyki. Co ciekawe psycholog od dynamicznej twierdzi, że to te presjogenne natręty dot. tego, że nic nie tworzę i mam wygórowane ambicje wprowadziły mnie w zaburzenie. Codziennie przed snem wyrzuty sumienia, że takie możliwości i predyspozycje, a lata mijają. Pamiętam, w listopadzie mówiłem "ok, wyjdę z tego, a potem zajmę się resztą", tylko teraz dopiero do mnie dociera, że bez ogarnięcia nawyków, to z odburzeniem tak średnio. Bo ciągnie mnie to strasznie w dół. Cóż pewnie tego pożałuję, ale czasem sobie myślę, że jakby ogołocili mnie z całej mojej gotówki, rodzice by mnie wydziedziczyli i postawili na bruk bez grosza przy duszy, to by zaburzenie mi momentalnie minęło, szczególnie, że wg. znajomych jestem mistrzem sytuacji kryzysowych i bardzo sobie radzę z odpowiedzialnościami i logistyką, która jest mi powierzana, szkoda że jeszcze w emocjach mi tego brakuje, a tak to człowiek żyje - dyskomfort w komforcie.