20 lat w zaburzeniu!!! Co dalej...
: 21 grudnia 2019, o 00:57
Witam, niedawno trafiłem na to forum, chciałbym krótko przedstawić moją sytuacje lecz minęło już tyle lat i w kilku zdaniach się nie uda. A wiec był rok 1999 mając lat 19 korzystałem z życia. Chodziłem do technikum samochodowego, poznawałem nowych ludzi, imprezowałem, ogólnie rzecz biorąc byłem wesołym nastolatkiem. Pewnego dnia poszedłem na imprezkę mocno alkoholową. Na drugi dzień kac gigant i nie byłoby w tym nic dziwnego i innego od wcześniejszych sytuacji gdyby nie coś co miało wpływ na resztę mojego życia, aż do tej pory. Po pozbieraniu się jakoś, poszedłem do kościoła na ślub znajomych i się zaczęło. Serce zaczęło walić, nie mogłem złapać oddechu, robiło mi się słabo, miałem wrażenie, ze zaraz zemdleje. Wystraszony tą sytuacja szybko poszedłem do domu. Nie wiedziałem co to było ale tłumaczyłem sobie, ze to od przepicia i jak odpocznę będzie ok. To była sobota. Minęła niedziela i nastał poniedziałek, czas do szkoły. Jadąc autobusem do szkoły objawy znowu się pojawiły, strach, lęk, panika. Zawróciłem do domu, powiedziałem, że źle się czuje. Kilka dni zostałem w domu, myśląc, że to przemęczenie jakieś i że przejdzie. Niestety już każdorazowe wyjście z domu kończyło się atakiem paniki. I wycieczki od lekarza do lekarza bez diagnozy. Musiałem przerwać szkołe. Po jakimś roku nie wychodzenia praktycznie z domu, trafiłem do psychiatry. Diagnoza nerwica lękowa. Dostałem leki i to tyle. Pamietam, że to był xanax ale nie tolerowałem go za dobrze. Dalej źle się czułem, dalej wycieczki od lekarza do lekarza żyłem w lęku, że pewnie niedługo umrę. Minął kolejny rok. Kolejny psychiatra i tym razem Rudotel. Lęk cudowny, tzn tak mi się wtedy wydawało. Zacząłem wychodzić z domu, spotykać się ze znajomymi, nawet odwiedzałem kluby ale już bez kropli alkoholu
. I poznałem dziewczynę. Niby wszystko szło w dobrą stronę. Nauczyłem się jakoś żyć lecz wkradły się w to życie ograniczenia. Bałem się np. wyjechać gdzieś dalej, pozwolić sobie na porządny wysiłek fizyczny. Niby nic takiego ale jednak bardzo uprzykrzało życie nie tylko moje bo nie byłem sam. Tak mijały chyba kolejne dwa lub trzy lata i postanowiłem że już chyba czas na zakończenie brania tych magicznych tabletek, które cały czas dostawałem od lekarza z przychodni rejonowej. I tu pojawił się kolejny problem, nie mogłem przestać ich brać. Uzależniony na maksa byłem w czarnej d.... Zacząłem kombinować i załatwiać leki, niesamowite jest to jaki człowiek potrafi być kreatywny aby zdobyć receptę i czuć się lepiej, lekarze już nie chcieli dawać bo wkoncu ktoś zauważył, że tych leków nie bierze się latami. Minęły kolejne lata w międzyczasie rozstanie z dziewczyną, wizyty u psychologa, niestety niewiele dały. Jakoś poradziłem sobie z uzależnieniem od tego leku. I pewnego pięknego dnia problem z sercem, wizyta w przychodni i szpitalu, diagnoza arytmia częstoskurcz nadkomorowy. I znów lęk o zdrowie o siebie i o to czy będę żył. Jakoś udało się szybciej ogarnąć ten stan niż wcześniej. Nauczyłem się żyć z moją przypadłością i psychiczną i fizyczną. Rok 2011 początek dłuższego związku bo jak narazie do dziś i wtedy małymi kroczkami zacząłem przełamywać kolejne bariery ustawiane przez lęk. Pojawiły się wyjazdy nad morze na kilka dni nawet choć łatwe to nie było. I powinienem napisać, że wszystko dobrze się skończyło i tak bym chciał, ale jest inaczej. Od 3 lat mam więcej stresu. Niepowodzenia zawodowe, związkowe, smierć przyjaciela, emocjonalny rollercoaster. 15 sierpnia tego roku pozwoliłem sobie na większa ilość alkoholu, wcześniej już piłem lecz nie za dużo bo pamiętałem sytuacje od której to wszystko się zaczęło. I 16 sierpnia miałem deja vu. Uczucie zasłabnięcia, lęk a wręcz panika. Tym razem wiedziałem co to i co robić. Psycholog z polecenia i rozpoczęcie terapii, ale jestem już w takim stanie, że nie mam siły walczyć z tym gó...m, które męczy mnie od 20 lat. Poza lękiem od tylu lat bóle głowy, kręgosłupa, niestrawności, bezsenność. Napięcie mięśni już w tej chwili jest takie, że ból jest ledwo do wytrzymania. 3 stycznia wizyta u psychiatry i zapewne będą leki, których z wiadomych powodów się boje. Widząc Wasze wpisy i świadectwa, że da się z tym wygrać, czuje się odrobine lepiej. Chciałbym wkońcu po tylu latach pozbyć się lęku i ograniczeń, chciałbym odetchnąć pełną piersią i żyć życiem pełnym radości. Mam nadzieję że to możliwe. Sory za obszerny post, ale to i tak skrót skrótów tych wszystkich lat.
Pozdrawiam Was wszystkich.
Pozdrawiam Was wszystkich.