Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Nerwica/derealizacja/problemy z oddychaniem W CIAZY

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
ODPOWIEDZ
PatkaPatka
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 51
Rejestracja: 3 lutego 2019, o 09:05

5 lutego 2019, o 12:24

Witam was bardzo serdecznie i strasznie prosze o pomoc :(

Mam bogata historie leczenia (borderline, alkoholizm, fobia spoleczna, fazy depresyjne). Cale zycie probowalam roznych rzeczy dopiero trzy lata temu najpierw 10 tygodni stacjonarnie terapii behawioralno-poznawczej, potem 2 lata raz w tygodniu u pani psycholog pomogly. Pokonalam 80% moich demonow, nie pije od tamtego czasu, fobia spoleczna bardzo zmalala, mam stala prace, ktora sprawia mi radosc (o dziwo mnostwo kontaktow z ludzmi a daje sobie dobrze rade!), pokonalam uczucie pustki, ataki gniewu, bylam szczesliwa, aktywna, w miare zdrowa i wysportowana i juz myslalam, ze tak pozostanie. W tamtym roku postanowilam zajsc w ciaze (jestesmy z mezem 10 lat-zwiazek bardzo udany mimo moich problemow). I sie zaczelo :( Tydzien po pozytywnym tescie poczatkiem listopada 2018 roku zwalilo mnie z nog-mdlosci od rana do wieczora, wstret do jedzenia, wymioty, energia jak u 90letniej babci, maz musial mnie myc bo ja sil nie mialam. Wejscie na 4 pietro zajmowalo mi 20 minut, dyszalam jak po maratonie, zawroty glowy, wymioty z przemeczenia, no masakra. O pracy moglam zapomniec. I tak lezalam, lezalam, lezalam dwa miesiace.. sama w domu, bez nikogo, sil nie mialam nigdzie wyjsc, maz wracal po 19. Moj wczesniejszy styl zycia trafil szlag-spotkania ze znajomymi non stop, imprezy, sport 3 razy w tyg, podroze, restauracje, bary itp. Do tego martwilam sie o dziecko, czy wszystko ok, czy nie bedzie chore, czy nie poronie itp. Zaczelam z byle powodu lazic do lekarzy, co chwile cos mnie to ciagnelo, to klulo, to pieklo w brzuchu a ja nigdy w ciazy nie bylam to chcialam to sprawdzic. Ledwo sie tam wloklam ale strach nie dawal mi zyc, czesto ryczalam, ze os sie stanie, ze poronie. I wtedy przyszla polowa grudnia-nerwicowcu czytaj dalej na wlasna odpowiedzialnosc! Stalam sobie na przystanku i nagle moja prawa noga zaczela byc taka dziwna jakas… nie umiem tego wyjasnic.. taka ciezka i jakby nie moja. Najpierw sie na siebie wscieklam, ze znowu cos wymyslam ale potem ''a co jesli jednak TYM RAZEM to cos powaznego?''. No i jazda z 6 raz w ostatnich tygodniach na izbe przyjec. A tam masakra, zdiagnozowali u mnie zakrzepice zyl glebokich, zrobili zastrzyki rozrzedzajace krew, zapakowali na oddzial i kazali z niego nawet nosa nie wysciubiac bo moge dostac zatoru, zawalu czy cos. Kilka dni lezalam w strachu o zycie w tym szpitalu z przyciskiem alarmowym nad glowa. Zbadano mnie z gory do dolu, wszystko bylo ok, mialam szczescie, po tygodniu wyszlam. Juz na kolejny dzien dostalam takich dusznosci, ze znowu poszlam do szpitala. Oczywiscie wzieto sprawe powaznie ze wzgledu na zakrzepice i znowu zbadano, ekg, echo, pobrano krew osluchano i Bog wie co jeszcze. Uspokoilam sie na 2 dni. Potem to samo. Dusznosci, walenie serca, myslalam, ze umieram. I jazda znowu izba przyjec. Nie moglam nic zrobic, balam sie caly czas, ze cos mi sie stanie. Zaczelam sobie wkrecac sto tysiecy roznych chorob, jesli nie zator to moze to albo tamto.. zostalam przepadana przez ortopede, neurologa, laryngologa, sprawdzono jeszce raz serce i pluca, do tego nerki, tarczyce, pobrano krew, WSZYSTKO OK. Pomoglo na 2 dni. Potem znowu dusznosci, ataki paniki. Tragedia. Wreszcie skapnelam sie, ze to chyba moja psychika plata mi figle i zglosilam sie na stacje kryzysowa w szpitalu (mieszkam w Niemczech, nie wiem jaki jest nasz polski odpowiednik tego). Bylam tam prawie dwa tygodnie, wyszlam kilka dni temu. Zdiagnozowali u mnie zaburzenia adaptacyjne wywolane ciaza i pocztek hipochondrii. Do tego ataki paniki i derealizacje. W piatek ide na rozmowe do takiego instytutu zeby dalej prowadzic terapie.

Od kilku dni w domu-zaczelam znowu wychodzic do ludzi, planuje sobie kazdy dzien zeby sie nie nudzic zbytnio, znowu uprawiam sport. Na szczescie czuje sie juz lepiej i mam wiecej sil wiec moga troche wiecej robic w ciagu dnia. Dodatkowo uprawiam codziennie joge, chodze na spacery, maluje, przed spaniem relaksacja wg Jacobsona. Bardzo sie staram zeby z tego wyjsc. Dla siebie i dla mojego dziecka, ktore zyje dopiero kilka miesiecy w moim brzuchu a zna tylko strach :( Duzo pomogl mi pobyt na stacji kryzysowej i rozmowy z psychologiem. Do tego znalazlam to forum, ktore tez dalo mi duzo do myslenia. Staram sie zaakceptowac, ze mam dusznosci niemal 24h/dobe i straszna derealizacje. Juz wiem jak to dziala i ze nie oszaleje, ze to tylko moj umysl sie broni, ze nie wytrzymal stresu i przeszedl na tryb ''oszczednosciowy'' i dlatego odbieram wszystko tak dziwnie, jestem jakby za szyba a caly swiat widze jakby w zwolnionym tempie.

AAAAAALE-niby zbadano mnie milion razy to ja i tak mam gdzies w tyle glowy, ze moze jednak cos przeoczono. Dusznosci 24h na dobe? Mozna tak? Mam wrazenie jakby ktos mi sciskal klatke piersiowa i gardlo a jak tak mocno robie wydech to jakbym musiala wypychac to powietrze sila a na koncu wychodzi takie jakby swiszczace powietrze, doslownie pod sam koniec. Z jednej strony chce zaakceptowac a z drugiej sie boje i ''a co jesli..?''

Do tego ta derealizacja. Nawet w domu :( Czuje sie jak w matriksie. Wszystko jest takie nierealne i obce..ludzie ruszaja sie jakby w zwolnionym tempie. Mam wrazenie, ze nie jestem sprawna umyslowo jak kiedys, potrzebuje dluzej na zastanowienie sie, myslenie logiczne sprawia mi trudnosc. Zmuszam sie do wychodzenia z domu ale to katorga momentami jest. Na chwile zagadam sie z kumpela a zaraz znowu mi sie przypomina to wszystko..

Chodze tez na fizjoterapie bo mam lekka skolioze i przez brak ruchu strasznie sie pochylilam do przodu ze strachu chyba, mam przykurczone miesnie. Fizjoterapeutka mowi, ze byc moze to tez przyczynia sie do problemow z oddychaniem. Dlatego codziennie robie tez cwiczenia rozciagajace zeby znowu byc w miare fit.

Moze macie jeszcze jakies rady dla mnie? Bardzo chetnie poslucham i przyjme z mila checia tez jakies mile slowo :) A moze sa tu dziewczyny, ktore mialy podobnie w ciazy? Przeraza mnie moje zmieniajace sie cialo, jakby nie bylo moje. Jak mysle o porodzie to juz w ogole odplywam.. Myslalam, ze ciaza to piekny stan a ja mam czesciej mysli, ze po co mi to bylo.. Nie ciesze sie z niej tak jak powinnam. Kiedys bede tego bardzo zalowac ale teraz nie umiem inaczej :(
ODPOWIEDZ