Nie wiem czy dobrze określę to co mam na myśli.
Zauważyłam, że jakoś 'dziwnie' traktuję ryzykownie. Wyjdę gdzieś, zostanę sama (z czym miałam największy problem), przepuszczę atak paniki, pokonam trudność, której wcześniej sobie nie wyobrażałam, ale nie traktuję tego jako sukces. Nie idę do przodu.
Znów siedzę w domu, czytam, oglądam seriale, robię inne rzeczy, ale w kwestii ryzykowania nerwicowego nic więcej do przodu (głównie w kwestii porzucania ciągłej kontroli). Bo mimo wszystko ciągle czuję lęk? Pewnie jeszcze tak, bo odburzenie to długi proces. Mam wrażenie, że nerwica przyzwyczaiła mnie do tego schematu 'bezpiecznej przystani', że lepiej stanąć w tym miejscu, w którym jestem teraz i nie ryzykować bardziej. Z drugiej strony to dla mnie nic wielkiego wyjść i sama nie wiem skąd tak dziwna postawa, bo chcę więcej. Gubi mnie takie wycofywanie się po małych sukcesach. Później myślę, że na ten większy krok to może jeszcze za wcześnie? Chciałabym się przeprowadzić, ale boję się że to za duże ryzyko - tutaj tradycyjnie mam myśli, że w innym mieście/kraju od razu dostanę derealizacji i innych wariacji, a przede wszystkim 'mojej ulubionej psychozy'.
Stanęłam w martwym punkcie, którego sama nie umiem dokładniej opisać. Może ktoś też miał lub ma podobny problem?
Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
Jak nie przerywać ryzykowania?
- weird_thoughts
- Odważny i aktywny forumowicz
- Posty: 300
- Rejestracja: 12 września 2017, o 17:57
- sennajawie
- Hardcorowy "Ryzykant" Forum
- Posty: 324
- Rejestracja: 4 września 2018, o 02:54
Hello 
Może faktycznie nie jesteś jeszcze gotowa na większy krok? Jak dla mnie sama utwierdziłaś się w tym martwym punkcie a tak naprawdę bardzo dobrze Ci idzie. Prawda jest taka że w nerwicy potrzeba cierpliwości, wiec nie spodziewaj się ze każda wygrana będzie satysfakcją, bo tak naprawdę to jest walka na "śmierć i życie " i któż normalny by się cieszył że np. ataku nie dostał
jak dla mnie samo ryzykowanie to nie jest rzucanie się w wir lęku i stresowych sytuacji tylko właśnie krok po kroczku uświadamianie nerwicy gdzie jej miejsce. Jeśli nie masz gdzie i jak ryzykować, według mnie powinnaś się cieszyć. Doceniaj to co już dla siebie zrobiłaś, sam fakt że umiesz ryzykować i ogarniać lęki, ataki to jest wyczyn. Myślę że nie powinno się wytwarzać w życiu dodatkowych sytuacji, żeby się "przelamywac" no bo przecież trzeba. Życie Ci samo podsunie takie momenty gdzie będziesz czuła że jesteś już coraz dalej. Taki chwilowy przestój, wg mnie, nie jest niczym złym, a wręcz nawet koniecznością, żeby podświadomość załapała, zakotwiczyła nowe przekonania.
Może faktycznie nie jesteś jeszcze gotowa na większy krok? Jak dla mnie sama utwierdziłaś się w tym martwym punkcie a tak naprawdę bardzo dobrze Ci idzie. Prawda jest taka że w nerwicy potrzeba cierpliwości, wiec nie spodziewaj się ze każda wygrana będzie satysfakcją, bo tak naprawdę to jest walka na "śmierć i życie " i któż normalny by się cieszył że np. ataku nie dostał
Chciałam pamiętać jak rozpaczliwa jest ciemność, by pełniej móc cieszyć się nowym światłem.
Nie walcz z nerwicą, przytul ją mocnym uściskiem
"Byłam zmęczona ciągłą introspekcją. Pragnęłam prostoty, a wpakowałam się w nowe komplikacje. Powoli, w bólach zrywałam z siebie kolejne warstwy odczuć i przeinaczeń. Bałam się, że gdy dojdę do końca nic już tam nie będzie. Tylko czarna dziura."
Nie walcz z nerwicą, przytul ją mocnym uściskiem

"Byłam zmęczona ciągłą introspekcją. Pragnęłam prostoty, a wpakowałam się w nowe komplikacje. Powoli, w bólach zrywałam z siebie kolejne warstwy odczuć i przeinaczeń. Bałam się, że gdy dojdę do końca nic już tam nie będzie. Tylko czarna dziura."
- weird_thoughts
- Odważny i aktywny forumowicz
- Posty: 300
- Rejestracja: 12 września 2017, o 17:57
Dzięki za odpowiedźsennajawie pisze: ↑27 listopada 2018, o 00:12Hello
Może faktycznie nie jesteś jeszcze gotowa na większy krok? Jak dla mnie sama utwierdziłaś się w tym martwym punkcie a tak naprawdę bardzo dobrze Ci idzie. Prawda jest taka że w nerwicy potrzeba cierpliwości, wiec nie spodziewaj się ze każda wygrana będzie satysfakcją, bo tak naprawdę to jest walka na "śmierć i życie " i któż normalny by się cieszył że np. ataku nie dostałjak dla mnie samo ryzykowanie to nie jest rzucanie się w wir lęku i stresowych sytuacji tylko właśnie krok po kroczku uświadamianie nerwicy gdzie jej miejsce. Jeśli nie masz gdzie i jak ryzykować, według mnie powinnaś się cieszyć. Doceniaj to co już dla siebie zrobiłaś, sam fakt że umiesz ryzykować i ogarniać lęki, ataki to jest wyczyn. Myślę że nie powinno się wytwarzać w życiu dodatkowych sytuacji, żeby się "przelamywac" no bo przecież trzeba. Życie Ci samo podsunie takie momenty gdzie będziesz czuła że jesteś już coraz dalej. Taki chwilowy przestój, wg mnie, nie jest niczym złym, a wręcz nawet koniecznością, żeby podświadomość załapała, zakotwiczyła nowe przekonania.

Największa moja niegotowość wynika z konika (aż się zrymowało

Ogólnie przed pierwszym atakiem paniki chciałam zmienić pracę, robić coś innego, później zostałam przy zleceniach, a od pewnego czasu jestem na etapie poszukiwania pracy, bo chcę więcej. Bliżej mi do 30, więc czas na stabilizację

Nie mam wsparcia w rodzicach, bo wiem że im nie spodoba się mój ewentualny wyjazd - zacznie się, że z takimi atakami to pewnie nic mi się nie uda. Znajomi nie wiedzą o nerwicy, więc nie mam za bardzo kogo poradzić się w tej kwestii czy z tym ryzykować.
- sennajawie
- Hardcorowy "Ryzykant" Forum
- Posty: 324
- Rejestracja: 4 września 2018, o 02:54
Co do lęku przed chorobą psychiczną - może to dziwnie zabrzmi, ale ciesz się że to już ten etap! 
Ja "Konika" psychozy miałam najdłużej że wszystkich. Gdy ataki paniki ustały, dziwne lęki i somaty, zaczęłam żyć, wychodzić z domu, nie czytałam neta i objawów, inne sprawy weszły na pierwszy plan, ale gdy nagle wrócił jakiś objaw. No nie ma opcji, napewno choroba. Cóż z tego, że nerwica przechodzi, jak sobie na jakiś czas wraca, i wtedy myślisz, ja pierdziele, tak będzie do końca życia.
Ale to myślenie jest błędne. Raz to zaakceptowanie możliwych nawrotów, dwa zaakceptowanie że nerwica nie równa się choroba psychiczna. Nawroty to zdrowienie, a obawy przed chorobą to uzasadnione myśli, w końcu nie znamy świata, i polegamy na tym co empiryczne, więc wydaje nam się, że po tym wszystkim co przeżyliśmy, możliwe jest już wszystko. Tutaj wchodzi zaufanie do siebie - i do swoich objawów, to znaczy: nerwica się nie wyleje. Nie wybuchnie. Nie ma takiej możliwości, żeby coś nagle pieprznęło, i nam styki przepaliło. Więc zaufanie, że to co odczuwamy to 100% właśnie nerwica, a co wiemy z faktów i nauki, nerwica to nie choroba, jak i również w chorobę się nie przekształci.
A co do podejmowania przez Ciebie decyzji "odważniejszych" to nie zmusza się do niczego, przyjdzie taki moment, że poczujesz, że możesz wyjechać i nic Ci się nie stanie. Nie daj się ponaglać czasem, wiekiem, najważniejsze jest zdrowie, potem wszystko jest z górki
Ja "Konika" psychozy miałam najdłużej że wszystkich. Gdy ataki paniki ustały, dziwne lęki i somaty, zaczęłam żyć, wychodzić z domu, nie czytałam neta i objawów, inne sprawy weszły na pierwszy plan, ale gdy nagle wrócił jakiś objaw. No nie ma opcji, napewno choroba. Cóż z tego, że nerwica przechodzi, jak sobie na jakiś czas wraca, i wtedy myślisz, ja pierdziele, tak będzie do końca życia.
Ale to myślenie jest błędne. Raz to zaakceptowanie możliwych nawrotów, dwa zaakceptowanie że nerwica nie równa się choroba psychiczna. Nawroty to zdrowienie, a obawy przed chorobą to uzasadnione myśli, w końcu nie znamy świata, i polegamy na tym co empiryczne, więc wydaje nam się, że po tym wszystkim co przeżyliśmy, możliwe jest już wszystko. Tutaj wchodzi zaufanie do siebie - i do swoich objawów, to znaczy: nerwica się nie wyleje. Nie wybuchnie. Nie ma takiej możliwości, żeby coś nagle pieprznęło, i nam styki przepaliło. Więc zaufanie, że to co odczuwamy to 100% właśnie nerwica, a co wiemy z faktów i nauki, nerwica to nie choroba, jak i również w chorobę się nie przekształci.
A co do podejmowania przez Ciebie decyzji "odważniejszych" to nie zmusza się do niczego, przyjdzie taki moment, że poczujesz, że możesz wyjechać i nic Ci się nie stanie. Nie daj się ponaglać czasem, wiekiem, najważniejsze jest zdrowie, potem wszystko jest z górki
Chciałam pamiętać jak rozpaczliwa jest ciemność, by pełniej móc cieszyć się nowym światłem.
Nie walcz z nerwicą, przytul ją mocnym uściskiem
"Byłam zmęczona ciągłą introspekcją. Pragnęłam prostoty, a wpakowałam się w nowe komplikacje. Powoli, w bólach zrywałam z siebie kolejne warstwy odczuć i przeinaczeń. Bałam się, że gdy dojdę do końca nic już tam nie będzie. Tylko czarna dziura."
Nie walcz z nerwicą, przytul ją mocnym uściskiem

"Byłam zmęczona ciągłą introspekcją. Pragnęłam prostoty, a wpakowałam się w nowe komplikacje. Powoli, w bólach zrywałam z siebie kolejne warstwy odczuć i przeinaczeń. Bałam się, że gdy dojdę do końca nic już tam nie będzie. Tylko czarna dziura."
- weird_thoughts
- Odważny i aktywny forumowicz
- Posty: 300
- Rejestracja: 12 września 2017, o 17:57
Możliwe, że chcę sobie narzucić zbyt duże tempo. Jednak nie chcę zasiedzieć się w domu, bo każdy wie, że to szkodzi i człowiek zupełnie niepotrzebnie analizuje lęki i tworzy scenariusze. Zaakceptowałam bezsenność, wysoki puls, skoki ciśnienia, mdłości, bóle czegokolwiek. Obawy psychiczne chyba mają u mnie największe źródło w tym, że już przed nerwicą takie rzeczy wzbudzały we mnie pewien niepokój i bałam się (ale kto się nie boi?) utraty zmysłów. Nerwica pomnożyła mi to razy milion i jest jak jest.
Jednak nie lubię tego uczucia, że po małych sukcesach zaszywam się w domu i siedzę z kimś - przez co nie sprawdzam tego lęku przed przebywaniem samej i automatycznie wkręcam sobie natręt - i jak ty masz gdzieś wyjechać
Jednak nie lubię tego uczucia, że po małych sukcesach zaszywam się w domu i siedzę z kimś - przez co nie sprawdzam tego lęku przed przebywaniem samej i automatycznie wkręcam sobie natręt - i jak ty masz gdzieś wyjechać

-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 596
- Rejestracja: 18 października 2017, o 09:26
Musisz pozwolić sobie na to, że teraz jest tak, a nie inaczej. Zero wyrzutów sumienia.
W nerwicy nie chodzi tylko o to, aby ryzykować. Ale też o to, aby nauczyć się nie straszyć siebie, właśnie takimi myślami, że powinno się więcej. Nie chodzi, aby uciekać od nerwicy robiąc więcej i więcej i zapomnieć o niej.
Ja też ostatnio mialam taki etap, że wszystko mogłam robić na zewnątrz, a w domu nerwica się rozkręcała jak miałam chwilę wolnego. Co chwilę coś wymyślałam, aby nie siedzieć, bo wtedy myślałam, że nie ryzykuję i się cofnę. Dlatego ostatnio dużo czasu spędzam w domu. Nawet nie organizuje zbytnio czasu. W końcu potrafię położyć się pod kocykiem i się ponudzić. Bo zrozumiałam, że ludzie też tak spędzają czas i kiedyś też lubiłam tak spędzać czas. Najlepiej sama. A ja zaczęłam od tego uciekać. Myślę, że ty też za bardzo nakręciłaś się na ryzykowanie, a tak jak ja masz spokojne życie. Więc daj sobie spokój, że tylko ryzykując wyjdziesz z nerwicy.
Ja jestem teraz na etapie, że po prostu przestałam się sama straszyć i wymyślać co ja nie powinnam zrobić, aby ryzykować. Nie muszę już dużo ryzykować, bo zaufałam sobie i wiem, że poradzę sobie gdy przyjdzie gorsze samopoczucie. Wiem, że nawet jak by przyszedł atak paniki w trudnej sytuacji to nic mi nie zrobi, a mam prawo tak się czuć, bo to naturalne dla nas ludzi. Od kiedy zaczęłam stosować takie podejście, czuje, że mogę więcej. Pamiętaj, że my w nerwicy robimy wszystko praktycznie w jakimś tam procencie niż normalnie i nie możemy mieć z tego powodu wyrzuty sumienia
Bądź dobra dla siebie i zaufaj sobie. Puść kontrolę, czy ty na pewno ryzykujesz i, że powinnaś więcej ryzykować. Bo to kolejne błędne koło.
W nerwicy nie chodzi tylko o to, aby ryzykować. Ale też o to, aby nauczyć się nie straszyć siebie, właśnie takimi myślami, że powinno się więcej. Nie chodzi, aby uciekać od nerwicy robiąc więcej i więcej i zapomnieć o niej.
Ja też ostatnio mialam taki etap, że wszystko mogłam robić na zewnątrz, a w domu nerwica się rozkręcała jak miałam chwilę wolnego. Co chwilę coś wymyślałam, aby nie siedzieć, bo wtedy myślałam, że nie ryzykuję i się cofnę. Dlatego ostatnio dużo czasu spędzam w domu. Nawet nie organizuje zbytnio czasu. W końcu potrafię położyć się pod kocykiem i się ponudzić. Bo zrozumiałam, że ludzie też tak spędzają czas i kiedyś też lubiłam tak spędzać czas. Najlepiej sama. A ja zaczęłam od tego uciekać. Myślę, że ty też za bardzo nakręciłaś się na ryzykowanie, a tak jak ja masz spokojne życie. Więc daj sobie spokój, że tylko ryzykując wyjdziesz z nerwicy.
Ja jestem teraz na etapie, że po prostu przestałam się sama straszyć i wymyślać co ja nie powinnam zrobić, aby ryzykować. Nie muszę już dużo ryzykować, bo zaufałam sobie i wiem, że poradzę sobie gdy przyjdzie gorsze samopoczucie. Wiem, że nawet jak by przyszedł atak paniki w trudnej sytuacji to nic mi nie zrobi, a mam prawo tak się czuć, bo to naturalne dla nas ludzi. Od kiedy zaczęłam stosować takie podejście, czuje, że mogę więcej. Pamiętaj, że my w nerwicy robimy wszystko praktycznie w jakimś tam procencie niż normalnie i nie możemy mieć z tego powodu wyrzuty sumienia
Bądź dobra dla siebie i zaufaj sobie. Puść kontrolę, czy ty na pewno ryzykujesz i, że powinnaś więcej ryzykować. Bo to kolejne błędne koło.
Wczoraj byłem bystry
i chciałem zmieniać świat.
Dziś jestem mądry,
więc zmieniam siebie.
Rumi
i chciałem zmieniać świat.
Dziś jestem mądry,
więc zmieniam siebie.
Rumi
- mike48
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 176
- Rejestracja: 18 kwietnia 2018, o 21:17
O tak, dokładnie mam tak samo


- Ciasteczko
- Administrator
- Posty: 2682
- Rejestracja: 28 listopada 2012, o 01:01
Stopniowe ogarnianie przełamywania się w kwestiach nerwicowych jest jak najbardziej okay, tak jak już zostało to wspomniane, wymyślanie sobie wyzwań na siłę nie jest koniecznością. To nie konkurs na szarpanie nerwów. Wydaje mi się, że strefa komfortu powinna być taka,by po prostu wystarczyła nam do satysfakcjonującego nas życia.
Natomiast, jeśli Twoim marzeniem jest wyprowadzić się i czujesz siłę takiej motywacji,radość z marzenia,to użyj tego jako mocy napędowej, a objawy wtedy są nieważne, bo masz na radarze cel. Choćby emocje i objawy szalały,jak wariaty to wiesz co robisz i po co i nagrodę masz za to doskonałą. Szanowanie swoich potrzeb w kwestii powolnego przełamywania się to jest rzecz ważna, ale nie musisz traktować siebie ostrożnie , jak jajka. Objawy to nie jest coś co zabija, dostaniesz dd/dp czy ataku paniki...no i co? To dostaniesz,whatever. No nie jest to miłe,ale nie oznacza końca świata. Podejście do objawów,a nie objawy, to jest jedyny problem i obszar do pracowania nad całą sprawą.
Natomiast, jeśli Twoim marzeniem jest wyprowadzić się i czujesz siłę takiej motywacji,radość z marzenia,to użyj tego jako mocy napędowej, a objawy wtedy są nieważne, bo masz na radarze cel. Choćby emocje i objawy szalały,jak wariaty to wiesz co robisz i po co i nagrodę masz za to doskonałą. Szanowanie swoich potrzeb w kwestii powolnego przełamywania się to jest rzecz ważna, ale nie musisz traktować siebie ostrożnie , jak jajka. Objawy to nie jest coś co zabija, dostaniesz dd/dp czy ataku paniki...no i co? To dostaniesz,whatever. No nie jest to miłe,ale nie oznacza końca świata. Podejście do objawów,a nie objawy, to jest jedyny problem i obszar do pracowania nad całą sprawą.
Odburzanie, to proces - wstajesz, upadasz, wstajesz, upadasz... ale upierasz się, że idziesz do przodu.
Każdy ma tę moc. Nie odkładaj życia na później. Nigdy.
Każdy ma tę moc. Nie odkładaj życia na później. Nigdy.

-
- Odburzony i pomocny użytkownik
- Posty: 409
- Rejestracja: 22 listopada 2017, o 16:21
To oczywisty schemat. Po prostu boisz się ze jak podejmiesz to rzekome ryzyko bo przecież ono prawdziwe nie jest, to nasila się Tobie lęki i pewnie wtedy nie wytrzymasz.weird_thoughts pisze: ↑26 listopada 2018, o 23:59Nie wiem czy dobrze określę to co mam na myśli.
Zauważyłam, że jakoś 'dziwnie' traktuję ryzykownie. Wyjdę gdzieś, zostanę sama (z czym miałam największy problem), przepuszczę atak paniki, pokonam trudność, której wcześniej sobie nie wyobrażałam, ale nie traktuję tego jako sukces. Nie idę do przodu.
Znów siedzę w domu, czytam, oglądam seriale, robię inne rzeczy, ale w kwestii ryzykowania nerwicowego nic więcej do przodu (głównie w kwestii porzucania ciągłej kontroli). Bo mimo wszystko ciągle czuję lęk? Pewnie jeszcze tak, bo odburzenie to długi proces. Mam wrażenie, że nerwica przyzwyczaiła mnie do tego schematu 'bezpiecznej przystani', że lepiej stanąć w tym miejscu, w którym jestem teraz i nie ryzykować bardziej. Z drugiej strony to dla mnie nic wielkiego wyjść i sama nie wiem skąd tak dziwna postawa, bo chcę więcej. Gubi mnie takie wycofywanie się po małych sukcesach. Później myślę, że na ten większy krok to może jeszcze za wcześnie? Chciałabym się przeprowadzić, ale boję się że to za duże ryzyko - tutaj tradycyjnie mam myśli, że w innym mieście/kraju od razu dostanę derealizacji i innych wariacji, a przede wszystkim 'mojej ulubionej psychozy'.
Stanęłam w martwym punkcie, którego sama nie umiem dokładniej opisać. Może ktoś też miał lub ma podobny problem?
Więc tu nie ma co gdybać a powoli coraz dalej iść. I dobrze to sama wiesz.
Co do schizofrenii i psychozy to nawet jak nie masz kasy to spotkaj się na 2 godziny z Victorem. Zrobi Ci test, objaśni i temat schizofrenii mija. I będziesz wtedy dalej mogła sama ryzykować dalej. U mnie tak było i dlatego polecam takie rozwiązanie.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 301
- Rejestracja: 11 września 2016, o 10:05
Super napisaneCiasteczko pisze: ↑27 listopada 2018, o 14:18Stopniowe ogarnianie przełamywania się w kwestiach nerwicowych jest jak najbardziej okay, tak jak już zostało to wspomniane, wymyślanie sobie wyzwań na siłę nie jest koniecznością. To nie konkurs na szarpanie nerwów. Wydaje mi się, że strefa komfortu powinna być taka,by po prostu wystarczyła nam do satysfakcjonującego nas życia.
Natomiast, jeśli Twoim marzeniem jest wyprowadzić się i czujesz siłę takiej motywacji,radość z marzenia,to użyj tego jako mocy napędowej, a objawy wtedy są nieważne, bo masz na radarze cel. Choćby emocje i objawy szalały,jak wariaty to wiesz co robisz i po co i nagrodę masz za to doskonałą. Szanowanie swoich potrzeb w kwestii powolnego przełamywania się to jest rzecz ważna, ale nie musisz traktować siebie ostrożnie , jak jajka. Objawy to nie jest coś co zabija, dostaniesz dd/dp czy ataku paniki...no i co? To dostaniesz,whatever. No nie jest to miłe,ale nie oznacza końca świata. Podejście do objawów,a nie objawy, to jest jedyny problem i obszar do pracowania nad całą sprawą.

"Pamiętaj,że mamy do czynienia jedynie z myślami a myśli mogą zostać zmienione.Gdy zmieniamy nasze myślenie,zmieniamy naszą rzeczywistość"
- weird_thoughts
- Odważny i aktywny forumowicz
- Posty: 300
- Rejestracja: 12 września 2017, o 17:57
Chyba jednak źle to opisałam, bo mam problem ze stopiowaniem tego ryzykowania. Raz wyjdę coś załatwić, ale bezcelowego spaceru już nie potrafię powtórzyć. I mam wrażenie, że tutaj się zatrzymałam. Nie mam motywacji do takich małych sukcesów, a myślę o przeprowadzce, która jest krokiem milowym przy nerwicy i tych lękach, że które się mnie uczepiły.Ciasteczko pisze: ↑27 listopada 2018, o 14:18Stopniowe ogarnianie przełamywania się w kwestiach nerwicowych jest jak najbardziej okay, tak jak już zostało to wspomniane, wymyślanie sobie wyzwań na siłę nie jest koniecznością. To nie konkurs na szarpanie nerwów. Wydaje mi się, że strefa komfortu powinna być taka,by po prostu wystarczyła nam do satysfakcjonującego nas życia.
Natomiast, jeśli Twoim marzeniem jest wyprowadzić się i czujesz siłę takiej motywacji,radość z marzenia,to użyj tego jako mocy napędowej, a objawy wtedy są nieważne, bo masz na radarze cel. Choćby emocje i objawy szalały,jak wariaty to wiesz co robisz i po co i nagrodę masz za to doskonałą. Szanowanie swoich potrzeb w kwestii powolnego przełamywania się to jest rzecz ważna, ale nie musisz traktować siebie ostrożnie , jak jajka. Objawy to nie jest coś co zabija, dostaniesz dd/dp czy ataku paniki...no i co? To dostaniesz,whatever. No nie jest to miłe,ale nie oznacza końca świata. Podejście do objawów,a nie objawy, to jest jedyny problem i obszar do pracowania nad całą sprawą.
Schizofrenię już mam opanowanąmartinsonetto pisze: ↑27 listopada 2018, o 15:20To oczywisty schemat. Po prostu boisz się ze jak podejmiesz to rzekome ryzyko bo przecież ono prawdziwe nie jest, to nasila się Tobie lęki i pewnie wtedy nie wytrzymasz.
Więc tu nie ma co gdybać a powoli coraz dalej iść. I dobrze to sama wiesz.
Co do schizofrenii i psychozy to nawet jak nie masz kasy to spotkaj się na 2 godziny z Victorem. Zrobi Ci test, objaśni i temat schizofrenii mija. I będziesz wtedy dalej mogła sama ryzykować dalej. U mnie tak było i dlatego polecam takie rozwiązanie.

Zwariowanie oraz ogólną utratę kontroli niby też, ale NIBY bo to ciągle straszak, który włącza się przy moim stanie lękowym.
- sennajawie
- Hardcorowy "Ryzykant" Forum
- Posty: 324
- Rejestracja: 4 września 2018, o 02:54
No, i tu właśnie masz sedno swoich rozważań, raz ze obwiniasz się że możesz iść dalej podczas gdy myślisz o bardzo dalekich krokach, których tym bardziej nie jesteś w stanie podjąć więc znów się obwiniasz. Widzisz ten paradoks?weird_thoughts pisze: ↑27 listopada 2018, o 17:22Chyba jednak źle to opisałam, bo mam problem ze stopiowaniem tego ryzykowania. Raz wyjdę coś załatwić, ale bezcelowego spaceru już nie potrafię powtórzyć. I mam wrażenie, że tutaj się zatrzymałam. Nie mam motywacji do takich małych sukcesów, a myślę o przeprowadzce, która jest krokiem milowym przy nerwicy i tych lękach, że które się mnie uczepiły.

Nigdzie się nie zatrzymałaś, sama sobie to wmawiasz, taki okres musi potrwać żeby wyjść, wyzdrowienie nie przychodzi tak o.
Chciałam pamiętać jak rozpaczliwa jest ciemność, by pełniej móc cieszyć się nowym światłem.
Nie walcz z nerwicą, przytul ją mocnym uściskiem
"Byłam zmęczona ciągłą introspekcją. Pragnęłam prostoty, a wpakowałam się w nowe komplikacje. Powoli, w bólach zrywałam z siebie kolejne warstwy odczuć i przeinaczeń. Bałam się, że gdy dojdę do końca nic już tam nie będzie. Tylko czarna dziura."
Nie walcz z nerwicą, przytul ją mocnym uściskiem

"Byłam zmęczona ciągłą introspekcją. Pragnęłam prostoty, a wpakowałam się w nowe komplikacje. Powoli, w bólach zrywałam z siebie kolejne warstwy odczuć i przeinaczeń. Bałam się, że gdy dojdę do końca nic już tam nie będzie. Tylko czarna dziura."
- weird_thoughts
- Odważny i aktywny forumowicz
- Posty: 300
- Rejestracja: 12 września 2017, o 17:57
Możliwe, że to wina za wysoko postawionej poprzeczki. Muszę popracować ze zwyczajnością dnia codziennegosennajawie pisze: ↑28 listopada 2018, o 13:01No, i tu właśnie masz sedno swoich rozważań, raz ze obwiniasz się że możesz iść dalej podczas gdy myślisz o bardzo dalekich krokach, których tym bardziej nie jesteś w stanie podjąć więc znów się obwiniasz. Widzisz ten paradoks?po co myślisz o przeprowadzce skoro ciężko Ci wyjść z domu, skup się na tych małych krokach, a nie dokładaj sobie stresu zastanawiając się czy byłabyś w stanie zrobić to i tamto. Co do samej motywacji, to jasne że Ci się nie chce bo wiesz z czym to się wiąże, że będziesz się czuć gorzej i wolisz zostać w bezpiecznym dla siebie miejscu. Powinnaś docenić Twoje małe sukcesy że raz wyjdziesz coś załatwić, bez sensu oczekujesz od siebie Bóg wie czego, zapewne byś chciała sobie udowodnić że już jesteś dalej i że potrafisz to zrobić, ale musisz zaakceptować że na ten moment nie potrafisz. Co nie znaczy że tak będzie zawsze.
Nigdzie się nie zatrzymałaś, sama sobie to wmawiasz, taki okres musi potrwać żeby wyjść, wyzdrowienie nie przychodzi tak o.

Ogólnie mam ciągle tę fazę, że jednego dnia czuję się jakby nerwicy nie było i myślę o tych trudniejszych celach. Jednak jak przychodzą lęki, wątpię w te cele i myślę, żeby nie ruszać się do przodu tak szybko, bo COŚ się stanie. Klasyka
